- Nie wiem, czy w pierwszych fragmentach meczu zżarła nas trema, czy nie. Na pewno początki bywają trudne - powiedział nam zaraz po spotkaniu Piotrowski. Rzeczywiście pierwsze minuty w wykonaniu gospodarzy były fatalne. To piłkarze z Łęcznej zdecydowanie ruszyli do ataku i kto wie jakby skończył się ten mecz, gdyby już w 5. minucie Miloseski trafił w bramkę, a nie w głowę Pokornego. Tę sytuację wypomniał zawodnikowi nawet trener Jabłoński na pomeczowej konferencji.
Zanim jednak minęło 10 minut pojedynku, łęcznianom udało się objąć prowadzenie. Po rzucie rożnym, w okolicach dalszego słupka kompletnie niepilnowany znalazł się Wallace. Obrońca Górnika Łęczna przyjął spokojnie futbolówkę i strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Szymańskiemu.
Po tym golu goście zdecydowanie zwolnili tempo i zaczęli oddawać inicjatywę rywalom. Poskutkowało to tym, że już w 21. minucie padło wyrównanie. Z rzutu rożnego mocno dośrodkowywał Grzybowski, w pole karne wbiegał Soboń, ale to nie on, a Kazimierczak zainterweniował na tyle niefortunnie, że umieścił piłkę we własnej siatce.
Po zmianie stron to sami łęcznianie ułatwili sprawę rywalom. Właściwie uczynił to Nikitović, który obejrzał dwa żółte kartoniki i musiał opuścić boisko. Gospodarze grali zatem z przewagą jednego gracza, ale ta przewaga uwidoczniła się dopiero w ostatnim kwadransie gry. Wówczas na boisku w miejsce Grzybowskiego pojawił się Biliński. To była naprawdę dobra zmiana.
W 83. minucie wypożyczony ze Śląska Wrocław napastnik, który zresztą był tego dnia obserwowany bezpośrednio przez dyrektora sportowego wrocławskiego klubu, Krzysztofa Paluszka, otrzymał piłkę w okolicach 18. metra na wprost bramki. Mając na plecach Magdonia zdołał się obrócić i oddać bardzo mocny, precyzyjny i podkręcony strzał. Jednak jeszcze lepiej spisał się Wierzchowski, który pokazał zgromadzonej publiczności prawdziwą robinsonadę. Ta parada już teraz może pretendować do najlepszej interwencji bramkarskiej rozpoczętego dopiero co sezonu.
W 88. minucie bramkarz gości był już bezradny. Po rzucie rożnym defensorzy nieumiejętnie wykopywali piłkę z pola karnego, która trafiła pod nogi Piotrowskiego. Ten spokojnie ją opanował i skierował do bramki.
- Nie wiem co było kluczowym momentem meczu. Z pewnością wprowadzony Biliński dużo nam pomógł z przodu, ale nie bez znaczenia była także czerwona kartka Nikitovicia. Wiadomo, że w przewadze gra się łatwiej - powiedział na koniec Piotrowski.
Górnik Polkowice - Górnik Łęczna 2:1 (1:1)
0:1 - Wallace 9'
1:1 - Kazimierczak (sam) 21'
2:1 - Piotrowski 88'
Górnik Polkowice: Szymański - Daniel Małkowski, Pokorny, Smoliński, Opałacz - Łukasz Małkowski, Salamoński, Soboń (58' Chyła), Piotrowski (89' Piątkowski), Wacławczyk, Grzybowski (72' Biliński).
Górnik Łęczna: Wierzchowski - Bożkov, Magdoń, Wallace, Kazimierczak - Stachyra (60' Zuber), Nikitović, Sołdecki (46' Niżnik), Miloseski, Paluchowski, Nildo (74' Zagurskas).
Żółte kartki: Ł. Małkowski (Górnik Polkowice) oraz Bożkov i Nikitović (Górnik Łęczna).
Czerwona kartka: Nikitović (za dwie żółte).
Sędzia: Jarosław Rynkiewicz (Szczecin).
Widzów: 600.