Stal od zawsze była drużyną własnego boiska. Zielono-czarni w obecnych rozgrywkach nie do końca umieli wykorzystać atut swojego stadionu. W rundzie wiosennej dwie potyczki przegrali po 1:0 tracąc gola w 89. minucie. W sobotnim spotkaniu z MKS Kluczbork musi się to zmienić, jeśli w Stalowej Woli myślą jeszcze o walce o utrzymanie. - Na pewno nie wyjdziemy i się nie położymy. Na boisku zostawimy sporo zdrowia tak, jak to miało miejsce w meczu z Wisłą Płock. Zabrakło dosłownie kilku chwil, aby dowieźć chociaż ten bezbramkowy remis do końcowego gwizdka. Teraz zobaczymy jak będzie. Będziemy chcieli osiągnąć korzystny dla nas wynik - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl bramkarz Stalówki Stanisław Wierzgacz.
W meczach wyjazdowych wiosną Stalowcy szybko strzelali bramkę i osiągali korzystny dla nich wynik. Wydawać by się mogło, że to jest klucz do zdobywania jakże potrzebnych punktów. - O taktykę trzeba pytać trenera. Na pewno nie cofniemy się i nie będziemy się bronić od samego początku. Nie mamy już nic do stracenia. Myślę, że na pewno będziemy chcieli wyjść i jak najszybciej strzelić gola. Zobaczymy jak to będzie. W poprzedniej rundzie, kiedy graliśmy w Kluczborku, do przerwy mogło być nawet 4:0, a pierwszego gola straciliśmy około 70 minuty. MKS był wtedy zespołem lepszym - dodaje golkiper rodzynka z Podkarpacia na zapleczu ekstraklasy.
Ostatnią konfrontację z Wisłą Płock na trybunach stadionu przy ulicy Hutniczej w Stalowej Woli obserwowało zaledwie około 1000 osób. To spotkanie oglądała chyba najmniejsza liczba widzów w tym sezonie w hutniczym mieście. Zawodnicy Stali zdają sobie sprawę z sytuacji jaka jest i wiedzą, dlaczego tak się dzieje. - Rozumiem kibiców, którzy przychodzą na mecz i widzą jak klub krwawi. Do tego jeszcze wszyscy go dobijają dookoła. Na to niezbyt przyjemnie się patrzy. Wielu jest sezonowców, którzy przychodzą jak jest wynik. Jak jest źle to nie chcą wiedzieć nic na temat Stali - kontynuuje 25-latek.
Atmosfera w szatni Stalówki nie jest dobra. Stalowcy wierzą jeszcze, że można się utrzymać, chociaż nadzieja powoli umiera. Gracze z Podkarpacia zdają sobie sprawę, że przed nimi ostatnia szansa, ale liczą jeszcze na jakiś łut szczęścia. - Nie będę się wypowiadał na ten temat. Nie chcę bić piany, że wszystko jest przed nami. Zobaczymy jak to będzie. Jest jeszcze wiele scenariuszy dotyczących ligi - zakończył Stanisław Wierzgacz.