Polska piłka może cieszyć? Pewnie, że może. Jest to jednak radość, której doznaje wąska grupa ludzi. Pozostali interesujący się futbolem cierpią katusze, oddając się z własnej woli uzależnieniu od "kopanej". Z powrotu zmagań ligowych ucieszyli się na pewno kibice drużyn ekstraklasy, którzy wreszcie po niemal trzech miesiącach oczekiwania znowu mogą zasiąść na stadionie, będącym dla nich odskocznią od codzienności. By jednak nie było zbyt różowo, ledwie nauczą się rozpoznawać z wysokości trybun nowych zawodników swoich drużyn, ekstraklasa zakończy już swój morderczy bieg. 75 dni oczekiwania na 69 dni rozgrywek i 13 kolejek. W najgorszym przypadku wiosną roku pańskiego 2010 dwa kluby ekstraklasy rozegrają 18 spotkań. Dodatkowy wysiłek będzie musiało powziąć bowiem osiem szalonych drużyn, które ośmieliły się awansować do ćwierćfinału Pucharu Polski. Jak tu budować markę polskiej ligi?
Stara się to robić CANAL+. Sponsor rozgrywek w XXI wieku wprowadził relacjonowanie spotkań ekstraklasy na inny poziom i dzięki temu polska liga może z pewnością cieszyć abonentów. Redakcja nie przespała beztrosko zimy i na początku rundy wiosennej zaprezentowała widzom odświeżony program Liga+. Sobotnie podsumowanie kolejki nabrało dzięki temu dynamiki, a połączenia na żywo z reporterami na stadionach z powodzeniem zastąpiły komentarze często źle dobranych gości w studio. Ci zniknęli, a Tomasz Smokowski w kameralnych okolicznościach zgrabnie prowadzi widza przez godzinny program. Dla komfortu kibiców w kapciach CANAL+ zwiększył ilość kamer realizujących każdy mecz ekstraklasy. Wpływ stacji na poprawę wizerunku polskiej piłki jest nieoceniony. Przecież oprócz serwowania kibicom ligowej mielonki na złotej tacy, pieniądze stacji utrzymują sporą część klubów. To właśnie transza od C+ była motorem napędowym dla urozmaicających rozgrywki szalonych transferów Odry Wodzisław, która za wszelką cenę próbuje nie wypaść z ligowego nurtu. Brak dopływu transzy od C+ może skończyć się wyschnięciem źródełka w Wodzisławiu.
Także dla najbogatszych klubów naszej ligi wpływy od sponsora są istotną częścią budżetu. Dzięki rzetelnym podstawom finansowym do Polski mogą trafiać ciekawi zawodnicy. W minionej sesji transferowej Lech Poznań kupił Siergieja Kriwca z BATE Borysów, a w lecie dołączy do niego kolejny reprezentant Białorusi, Witalij Rodionow. Z kolei Cracovia zakontraktowała dwóch reprezentantów Mołdawii, Aleksandru Suworowa i Georgija Owsjannikowa. To dobry znak, że polska liga staje się atrakcyjna finansowo i sportowo dla piłkarzy uznanych w swoich krajach. Nawet jeśli będziemy dla nich jedynie trampoliną na zachód, to po pierwsze oznacza to wytransferowanie ich z zyskiem, który można przeznaczyć na kolejne inwestycje, a po drugie jest to promocja dla polskiej piłki. O nią nie dbają bowiem sami polscy piłkarze. W najlepszych ligach Europy nie znajdziemy tabunu rodaków. Mamy Ireneusza Jelenia w Ligue 1 (Dariusza Dudki z wiadomych względów nie liczę, a Ludovic Obraniak rzetelne piłkarskie wykształcenie odebrał nad Sekwaną) i Błażeja Augustyna w Serie A. Mamy kilku przedstawicieli w europejskich pucharach, ale 5 piłkarzy na 32 drużyny walczące o triumf w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej nie jest wynikiem godnym chluby. Tradycyjnie najwięcej przedstawicieli mamy w Bundeslidze, ale w porównaniu z latami poprzednimi także jest to wąska grupka.
Umowa CANAL+ z Ekstraklasą SA, zarządzającą rozgrywkami ligowymi, wygasa po zakończeniu przyszłego sezonu. Czy stacja będzie chciała przedłużać kontrakt, skoro mimo świetnej oprawy spotkania ekstraklasy przed telewizorem ogląda tylu widzów, co średnio co kolejkę zasiada każdym stadionie niemieckiej Bundesligi?
Nawet jeśli telewizja robi wszystko, by produkt zwany polską piłką był atrakcyjniejszy, a kluby bogatsze, to miłościwie nam panujący rzucają kłody pod nogi. Przez aferę hazardową rykoszetem dostał nie tylko polski futbol, ale cały sport. Zakaz reklamowania hazardu na imprezach sportowych jest absurdem w skali światowej. Nie dość, że pozbawiło to wpływów od sponsorów między innymi Lecha Poznań i Wisłę Kraków, to nastręczyło problemów organizatorom Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem i Vive Targom Kielce grającym w Lidze Mistrzów. Podobne zakazy są niedopuszczalne w dużo bardziej cywilizowanych gospodarczo i sportowo krajach niż Polska.
Po słabej pierwszej wiosennej kolejce ekstraklasy, kibice ostrzyli sobie zęby na spotkanie reprezentacji Franciszka Smudy z Bułgarią. Wynik może cieszyć i napawać optymizmem, podobnie jak występ kilku młodych graczy i to, że drużyna narodowa gra a'la Smuda - agresywnie, zaborczo i momentami bezczelnie. Wszystko to jednak zostało przysłonięte przez ciemny kolor obsydianu. Sponsor techniczny reprezentacji, firma Nike postanowiła "szokować" - jak tłumaczyła rzeczniczka prasowa PZPN, Agnieszka Olejkowska - i aż do EURO 2012 Polacy będą grać mecze wyjazdowe w obsydianowych kostiumach z flagą księstwa Monako na rękawach. Jeśli dodać do tego zorganizowanie meczu na obiekcie Polonii Warszawa, którym chwalić się nie wypada, i na którym murawa została w zimie ugotowana, oraz to, że mecz reprezentacji w stolicy stał się dla kibiców Legii polem walki z ITI i kibicami Czarnych Koszul, wychodzi na to, że PZPN po raz kolejny zrobił wszystko, by polska piłka nie cieszyła nikogo poza fanatycznie wiernymi kibicami.
Problem ze strojami i sponsorem technicznym to nie tylko problem reprezentacji. Swojego partnera nie szanuje też niemiecka firma JAKO, która ubiera kilka klubów ekstraklasy. Tą wątpliwą przyjemność ma także Cracovia, której kibice jesienią wywalczyli zmianę paskudnych kostiumów na tradycyjne pasy zaprojektowane przez jednego z fanów, który wygrał ogłoszony przez klub konkurs. Debiut nowych trykotów miał nastąpić w meczu z Legią Warszawa, ale... JAKO mimo długiego czasu na przygotowanie strojów według projektu i wytycznych Ekstraklasy SA, "za pięć dwunasta" przysłało do Krakowa koszulki niespełniające wymogów regulaminowych i w dodatku całkiem odmienne od tych na projekcie... Jesienią bój z tym dostawcą sprzętu toczyła także Warta Poznań, a Filip Burkhardt z Arki Gdynia musiał grać w koszulce niejakiego "Burchardta". Kilka sezonów temu poznański Lech nie chciał, by nazwiska zawodników na koszulkach firmy Puma pisane były z małej litery. Nic nie wskórali jednak włodarze Kolejorza, bowiem Niemcy stwierdzili, że taka jest linia marki i nic nie da się zmienić. Tak długo jak polskie kluby nie będą szanować siebie oraz kibiców i nie będą wymagać od swoich partnerów odpowiedniego traktowania, tak długo polska piłka cieszyć nie będzie.
Wszyscy z nadziejami patrzą na współorganizację przez Polskę EURO 2012. Promocja kraju, promocja futbolu itd. Ja obawiam się natomiast, że bez rewolucji i refleksji u ludzi zarządzających polską piłką za dwa i pół roku zostaniemy z wielkimi, drogimi (w budowie i utrzymaniu), pustymi obiektami, a działacze zadowoleni będą z wygrzewania kości w ciepełku promieni słońca, które na Polskę skieruje UEFA.
Mimo wszystko mnie polska piłka cieszy i interesuje. Z zazdrością patrzę na tą inną dyscyplinę sportu, którą uprawiają piłkarze Barcelony, Manchesteru United, czy Interu Mediolan. Z zazdrością, ale i wielką radością obserwuję sukcesy siatkarek, siatkarzy i szczypiornistów. Z uśmiechem oglądam Mecz Gwiazd PlusLigi, w którym występują gwiazdy nie tylko z nazwy. Mimo to, to polska piłka przez najbliższe 60 dni z hakiem będzie mnie zatrzymywać przed telewizorem i ciągnąć na stadion. Garbata, ale nasza i mimo niechęci innych - najpopularniejsza w tym kraju.