Jagiellonia Białystok przełamuje kolejne bariery. Mistrz Polski na własnym stadionie pokonał Lecha Poznań 2:1 i strącił "Kolejorza" z pozycji lidera. Goście od początku zagrali bardzo wysokim pressingiem i zamknęli "Dumę Podlasia" na ich własnej połowie. Przypominało to spotkanie rewanżowe z Cercle Brugge, o czym po meczu wspominał także Adrian Siemieniec.
Jagiellonia w porównaniu do czwartkowego spotkania w europejskich pucharach, potrafiła dużo lepiej zareagować na grę swoich przeciwników i mimo szybko straconej bramki, odwróciła losy pojedynku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bomba w samo okienko. To po prostu trzeba zobaczyć!
- Porównałbym początek tego meczu do spotkania w Belgii. Lech narzucił wysoki pressing, szybko straciliśmy bramkę. Tym większa chwała dla drużyny, że utrzymali mentalność na wysokim poziomie. Kończyliśmy mecz w eksperymentalnym ustawieniu, bo Joao (Moutinho - przyp. red.) nigdy nie zagrał minuty na prawej obronie, a tutaj dał radę pomóc przeciwko takiemu rywalowi - ocenił to spotkanie trener.
- Ten terminarz, który mamy, pozwala nam funkcjonować w scenariuszach, które już znamy i nas nie zaskakują. Wiemy, jak sobie poradzić z większą intensywnością i naciskiem rywala. Proszę mi wierzyć, ale graliśmy już w tym sezonie mecze, w których ta intensywność była tak duża, że jest to niespotykane na polskich boiskach - dodał 33-latek.
Aktualni mistrzowie kraju udowadniają, że jednoczesna rywalizacja na dwóch frontach jest realna i może przynosić ogromne sukcesy. Gdyby Jagiellonia poległa w starciu z Lechem Poznań, mogłaby utrudnić sobie dalszą drogę do obrony tytułu.
- Największe rezerwy są w głowie. W sferze mentalnej można przełamać granice, których w normalnych warunkach wydaje się, że nie jesteśmy w stanie przełamać. Ja sam czasem nie wierzę w to, co wyprawiają moi zawodnicy. To jest szereg małych rzeczy i konsekwencja w działaniach, która powoduje, że ta drużyna jest w stanie mentalnie wejść na taki poziom - powiedział Adrian Siemieniec.
Niestety, tak częsta gra na dużej intensywności wiąże się także z licznymi urazami w zespole. - Przerwa na kadrę to dla wielu drużyn czas na pracę, a dla nas odpoczynek i powrót do zdrowia dla wielu naszych zawodników. Nie mamy kiedy wyleczyć tych mikrourazów, dlatego też jesteśmy w kontakcie z PZPN i nie chcielibyśmy puszczać na kadrę Oskara Pietuszewskiego, czy Sławka Abramowicza. Spróbujemy to teraz załatwić od strony formalnej, by zawodnicy doszli do siebie w tym okresie - wyjaśnił trener.
Wspomniany przez trenera Oskar Pietuszewski był jednym z motorów napędowych drużyny w ostatnim kwadransie. 16-latek otrzymał od trenera kolejną szansę występu w pierwszym zespole i pokazał się z bardzo dobrej strony, choć sam szkoleniowiec podszedł do tego "na chłodno".
- Fajnie jakby gola strzelił. Fajny i widowiskowy, ale bez konkretów. Ja to oczywiście akceptuje, staram się za dużo nie ingerować w jego rozwój. Chcemy, żeby to szło naturalnie. Ale on też musi poznać smak ławki, bycia poza kadrą, złości szatni w jego stronę, gdy coś zepsuje. To wszystko kształtuje go i sprawia, że dorasta.
Jagiellonia Białystok wreszcie złapie odrobinę oddechu. Kolejne spotkanie rozegra po przerwie reprezentacyjnej z walcząca o utrzymanie Lechią Gdańsk.