Lech Poznań w niedzielny wieczór przegrał z Jagiellonią Białystok 1:2. "Kolejorz" już po kilku minutach od rozpoczęcia prowadził po trafieniu Aliego Gholizadeha, ale nie potrafił utrzymać wyniku w pierwszej połowie, a po przerwie sukcesywnie tracił kontrolę nad spotkaniem.
- To był mecz, którego nie powinniśmy przegrać. Myślę, że mieliśmy wiele możliwości i atutów, by ten wynik wyglądał inaczej. Jagiellonia przez natłok spotkań w ostatnim czasie zaprezentowała dzisiaj dość niski poziom swoich baterii, a my nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Brakowało nam intensywności oraz jakości - ocenił to spotkanie Niels Frederiksen, szkoleniowiec "Kolejorza".
ZOBACZ WIDEO: Połączenie akrobatyki z futbolem. Takie gole to rzadkość
Strata punktów w takim spotkaniu kosztowała Lecha także utratę pozycji lidera i spadek na najniższy stopień podium. Nowym prowadzącym w wyścigu o mistrzowski tytuł jest Raków Częstochowa. Mistrzowie Polski awansowali z kolei na drugie miejsce.
- Ten mecz o niczym nie przesądza. Wciąż mamy dziewięć spotkań do rozegrania i zaledwie dwa punkty straty do lidera. Wiele się może zmienić. Będziemy musieli pokazać jednak jeszcze więcej jakości, niż do tej pory - skomentował 54-letni trener.
Niebiesko-biali największy problem mają z odwróceniem niekorzystnego wyniku. W tym sezonie drużynie ani razu nie udało się poprawić końcowego rezultatu w momencie, gdy rywale wychodzili na prowadzenie. - Brakuje nam pewności siebie, gdy rywale obejmują prowadzenie. Mamy zawodników względnie nowych w tej szatni i uważam, że brakuje nam umiejętności bycia zespołem także w trudnych momentach - dodał Frederiksen.
Sztab szkoleniowy poznaniaków musiał dokonać aż dwóch wymuszonych zmian w pierwszej połowie spotkania w Białymstoku. Urazy wykluczyły z dalszej gry Antonio Milicia oraz Afonso Sousę. Portugalczyk odczuwał skutki przypadkowego zderzenia z Antonim Kozubalem, co miało wpływ na jego samopoczucie w kolejnych minutach.
- Nie mogę powiedzieć zbyt dużo o sytuacji zdrowotnej w zespole. Jeśli chodzi o Afonso, nie wydaje się, by było to coś poważnego. W przypadku Milicia to nie wiem jeszcze dokładnie, co tam się stało. Nie uważam natomiast, że zejście kontuzjowanych zawodników było decydujące dla losów spotkania. Mamy zawodników z odpowiednią jakością w drużynie, gotowych do zastąpienia pozostałych w składzie - wyjaśnił szkoleniowiec.
Duńczyk zapytany na koniec przez jednego z dziennikarzy o ocenę dotychczasowej rundy w wykonaniu swoich podopiecznych odpowiedział bardzo krótko. - W skali od 1 do 10? Piątka.
Nic się nie stało, przed nami kolejne mecze ale Raków z Papszunem to rywal nieobliczalny!
Dla mnie to Częstochowa z tym wybitnym trenerem nr Czytaj całość