We wtorek o 18.45 Barcelona zagra w Lidze Mistrzów z Benficą już po raz trzeci w tym roku. W obu meczach górą byli Katalończycy (5:4 i 1:0), mimo że obie konfrontacje odbyły się na Estadio da Luz w stolicy Portugalii. Po obu spotkaniach najwięcej mówiło się o Wojciechu Szczęsnym. Z tym że... różnie się mówiło.
Półtora miesiąca, jakie dzieli oba rozegrane spotkania to w futbolu cała epoka. Kiedy Barcelona spotkała się Benficą w siódmej kolejce fazy ligowej Ligi Mistrzów (21.01), Szczęsny był pierwszym bramkarzem zaledwie od kilkunastu dni. Dopiero uczył się swojej drużyny, poznawał w praktyce, co to znaczy być golkiperem w drużynie, która gra obroną bardzo wysoką.
To, że się dopiero uczył, było niestety widać. Miał kłopoty z oceną odległości, spóźniał się z interwencjami (rzut karny dla Benfiki), zderzył się z Alejandro Balde, co skończyło się utratą gola. Gospodarze prowadzili już 3:1, później 4:2, ale i tak przegrali z Barcą 4:5. I to było Szczęsnego szczęście w nieszczęściu.
ZOBACZ WIDEO: Tak strzela syn legendy. Stadiony świata!
Po tak szalonym meczu, z festiwalem goli, nikt nie pastwił się długo nad wpadkami polskiego bramkarza. Bardziej eksponowano to, co obronił, niż to, co zawalił. Trener Hansi Flick też zachował spokój pokerzysty, gdy zakłada blef. Wojtek pozostał pierwszym bramkarzem i zaczął na tej pozycji rosnąć.
Dziś to jest w Barcelonie człowiek-instytucja. Po drugim meczu Benficą (tym z ostatniej środy), wie już cały świat, że Barca ma znakomitego bramkarza. Ale to, co dzisiaj jest oczywiste, nie było takie oczywiste jeszcze kilkanaście tygodni temu. Nawet dla trenera drużyny z Katalonii.
Miał być tylko zastępcą zastępcy
Kto by przypuszczał, że w sezonie, w którym 36-letni (!) Robert Lewandowski zdobył - we wszystkich rozgrywkach - aż 34 bramki dla Barcelony, nagle większe wrażenie na kibicach będą robić osiągnięcia drugiego Polaka w tym klubie.
Lewandowski przychodził do Barcelony z opinią piekielnie skutecznego goleadora, wielkiej gwiazdy, wobec której oczekiwania były ogromne. Liczono na to, że z Polakiem w ataku Barca się odrodzi, zdobędzie mistrzostwo i znów będzie zachwycać w Lidze Mistrzów, tak jak to robiła w epoce Leo Messiego. I "Lewy" sprostał tym oczekiwaniom.
Natomiast Szczęsny przychodził w zupełnie innych okolicznościach. Jako bramkarz, a w zasadzie były bramkarz, którego ściąga się w trybie awaryjnym, żeby zastąpił kontuzjowanego ter Stegena. My tu, w Polsce, oszaleliśmy po informacji, że "Szczena" zagra w barwach Blaugrany, ale już wszędzie indziej, a Barcelonie kibicuje się na całym świecie, zbyt wiele po Wojtku nie oczekiwano.
Raczej dominowało myślenie, że wyciągnęli faceta z emerytury, więc będzie trzeba go "odgruzować", żeby wrócił do formy fizycznej. Nie wiadomo było, czy ten Szczęsny w ogóle powącha boisko, bo przecież pierwszym zastępcą ter Stegena był Inaki Pena. Nikt nie liczył, że Barca pozyskała bramkarza do grania.
Polak raczej był odbierany jako zastępca zastępcy. Byle przetrwać do chwili, w której ter Stegen wyzdrowieje. Tak myśleli kibice, tak myśleli dziennikarze (poza Polską), tak myślano w klubie (Wojtek dostał bardzo niski kontrakt) i tak samo - niestety - myślał sztab Barcelony.
Swoje typy znajdziesz w Panelu Kibica
Formalnie szeregi Dumy Katalonii Szczęsny zasilił 2 października 2024 roku. A przejście na emeryturę ogłosił 27 sierpnia, więc był na niej raptem 35 dni, bo jeszcze w lipcu i sierpniu pozostawał cały czas w treningu, ćwicząc indywidualnie m.in. ze specjalistą przysłanym mu przez Juventus.
Więc w rygorze treningowym "Szczena" nie był zaledwie miesiąc. Brzucha nie zdążył wyhodować. Podkreślam to wszystko, żeby zwrócić uwagę, że łatka "bramkarza z emerytury" bardzo Wojtkowi zaszkodziła. Na swój debiut w Barcelonie musiał czekać ponad trzy miesiące. Długo, naprawdę długo. Za długo, niestety.
Szkoda, że taki fachowiec jak Hansi Flick też nie poznał od razu, kogo ma w drużynie. Bardzo późno - jak na tak znakomitego trenera - zorientował się, że ma u siebie bramkarza światowej klasy, który klubowego konkurenta przerasta o głowę.
Na usprawiedliwienie Flicka trzeba dodać, że najpierw nie było powodu, żeby zmieniać Penę, później chyba zabrakło zaufania do Szczęsnego. W listopadzie i grudniu Barca przegrywała mecz za meczem, gubiła punkty, a Pena nie był w stanie jej pomóc.
Bronił lepiej niż poprzednich sezonach, nie robił już tak spektakularnych "klopsów", ale i tak była to co najwyżej bramkarska poprawność. A w tamtym momencie drużyna potrzebowała kogoś, kto jej wybroni mecz, odbije piłki, które teoretycznie są nie do obrony. Pena ma swoje limity, jest golkiperem niezłym, ale nie wybitnym.
Wojtek "rdzewiał" zamiast się uczyć
A ten wybitny - i nie piszę tego z pobudek patriotycznych - siedział wtedy na ławce rezerwowych. Tyle że nikt o tym wtedy nie wiedział. Nie wiedzieli kibice, nie wiedzieli zagraniczni dziennikarze, tylko nas w Polsce gorączka brała, bo myśmy wiedzieli to, czego tam w Katalonii nie wiedziano. Kibicom i dziennikarzom wybaczam, bo kto za granicą psułby sobie oczy i zmysł estetyczny, żeby oglądać mecze reprezentacji Polski, w których Wojtek nie raz ratował nam skórę.
Szczęsny w tym czasie "rdzewiał" bez gry, zamiast sukcesywnie uczyć się stylu Barcelony, bo jest on totalnie różny, od tego, z czym miał do czynienia w Juventusie czy Romie. We Włoszech grał w obronie niskiej, gdy obrońcy są blisko niego, często w polu karnym i trzeba się wykazywać w bronieniu na linii i łapaniu dośrodkowań, które lecą za plecy defensorów.
Barca gra wysoko, łapie rywali na spalone często tuż za środkową linią boiska. Tu bramkarz musi nie tylko dobrze grać nogami, ale też odpowiednio "czytać" grę. Przewidywać rozwój wydarzeń na boisku, wybiegać poza pole karne, daleko od własnej bramki gasić kontry rywali.
To była dla Szczęsnego nowość, on w ten sposób zazwyczaj nie grał. Stąd te Wojtka wpadki na początku roku. Ale "Szczena" szybko złapał o co chodzi. I tu wyszła mądrość Flicka, który dał mu czas nauczyć się nowej gry, widząc, że Polak ma nieporównywalnie większy potencjał niż Pena.
W Barcelonie rozpoczęła się nowa era. Ze Szczęsnym w bramce drużyna nie przegrywa. Odzyskała prowadzenie w tabeli La Liga, nadal gra w Pucharze Króla, a w pierwszym meczu o wejście do ćwierćfinału Ligi Mistrzów wygrała na wyjeździe z Benficą 1:0.
Zobacz fenomenalny występ Wojciecha Szczęsnego w meczu z Benficą:
Przy czym istotne jest to, że w Lizbonie Katalończycy musieli przez większość meczu grać w "dziesiątkę" po tym, jak w 22. minucie gry czerwoną kartkę zobaczył Pau Cubarsi. Barcelona musiała w tej sytuacji grać inaczej. Właśnie w niskiej obronie, trochę po włosku, a w tym to Szczęsny czuje się jak ryba w wodzie.
Wojtek był w Lizbonie wielki. Grał znakomicie: bronił w arcytrudnych sytuacjach, łapał wszystkie piłki po dośrodkowaniach, nie zrobił ani jednego błędu. To, że Barca wygrała ten mecz, to zasługa Szczęsnego, bo Benfica cisnęła okrutnie.
Po tym meczu świat zawył z zachwytu nad Szczęsnym. W sumie lepiej późno niż wcale. Teraz codziennie media przynoszą doniesienia o nowym, aż dwuletnim, kontrakcie dla polskiego bramkarza, jaki oferuje Barcelona. Pierwsze doniesienia potwierdzają, że rozmowy już się rozpoczęły. Mimo że właśnie do zdrowia wraca ter Stegen. Agenci Peni już szukają mu nowego klubu, bo nagle w bramce Dumy Katalonii zrobiło się trochę za ciasno.
Tego się już nie dowiemy
Nawet jeśli ter Stegen wróci do wysokiej formy, a to nie to samo, co wrócić do zdrowia, wcale nie jest powiedziane, że Flick postawi na rodaka. Szczęsny już wypracował sobie duży kredyt zaufania u trenera. No i pokazał, że potrafi być cierpliwy. Jeśli ktoś miałby nerwowo nie wytrzymać konkurencji bramkarzy, to wskazałbym na Niemca.
Szczęsny ma niesamowitą pewność siebie. On żyje w przekonaniu, że nawet jeśli popełni na boisku błąd, to wcale nie świadczy to o jego umiejętnościach bramkarskich, ale jedynie o tym, że się po prostu, po ludzku pomylił. Daje mu to duży spokój w bramce.
Ma dopiero 34 lata, w dobrej dyspozycji może być jeszcze przez kilka sezonów. Na miejscu ter Stegena nie spałbym spokojnie. Dziś większe zaufanie ma Szczęsny. Zresztą nie tylko u Hansiego Flicka.
Gdy niedawno gruchnęła informacja, że rekonwalescencja ter Stegena przebiega szybciej niż się spodziewano i Niemiec będzie już dostępny na ćwierćfinały Ligi Mistrzów, na popularnym profilu w mediach społecznościowych zrobiono sondę wśród kibiców Barcelony kogo wolą: Szczęsnego czy ter Stegena. Wyniki były miażdżące dla Niemca. "Nie teraz!", "Nie w tym momencie" - dodawali kibice w komentarzach.
I tylko jedno, niepokojące pytanie nie daje mi spokoju. Czy gdyby w styczniu Pena nie spóźnił się na odprawę przed meczem z Athletikiem Bilbao w półfinale Superpucharu Hiszpanii - co tak rozsierdziło niemieckiego trenera, że w ostatniej chwili wstawił do bramki Szczęsnego - kariera Wojtka w Barcelonie też potoczyłaby się tak udanie? Na szczęście tego się już nie dowiemy.
Rewanżowy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów Barcelona - Benfica we wtorek o godz. 18:45. Transmisja w Canal+ Sport. Relacja tekstowa NA ŻYWO w WP SportoweFakty.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty
Bądź na bieżąco, oglądaj mecze FC Barcelony w Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)