Pod koniec stycznia Lechia Gdańsk odzyskała licencję na grę w PKO Ekstraklasie. Warunkiem była jednak zapłata pierwszej raty za transfer Tomasza Wójtowicza z Ruchu Chorzów. Zawarto porozumienie, na mocy którego pieniądze miały znaleźć się na koncie "Niebieskich" 10 lutego.
Tyle tylko, że Lechia nie miała z czego zapłacić i wysłała jedynie niewielką część kwoty (m.in. odsetki), co potwierdził w rozmowie z WP SportoweFakty prezes Seweryn Siemianowski (-----> WIĘCEJ).
Lechia chciała zapłacić później, z kolei Ruch naciskał, by stało się to teraz. Nie ma w tym nic dziwnego. Wójtowicz przeszedł do Lechii pół roku temu. Chorzowianie i tak długo czekali, poza tym poszli gdańskiemu klubowi na rękę, podpisując porozumienie i zgadzając się na termin 10 lutego.
Przy decyzji o przywróceniu Lechii licencji PZPN poinformował, że klub musi zapłacić pierwszą ratę w wyznaczonym terminie, w przeciwnym razie licencja zostanie ponownie zawieszona.
ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego
Klub nie zapłacił, a licencja... nie została zawieszona. W ostatnich godzinach trwały intensywne dyskusje - co zrobić, jak zrobić. Jak ustaliliśmy, dług Lechii pokryła Ekstraklasa SA. Wypłaciła pieniądze Ruchowi z puli, którą ekstraklasowicze mieli otrzymać na zakończenie sezonu za wynik sportowy. Pieniądze w piątek wpłynęły na konto chorzowskiego klubu.
W skrócie: Lechia zajmuje - przykładowo - 13. miejsce i należy się jej za to X pieniędzy. Na klubowe konto nie trafia jednak X, a kwota pomniejszona o te kilkaset tys. złotych, które otrzymał Ruch.
Była jeszcze opcja przepisania cesji na Ruch z kolejnej transzy wypłat z tytułu praw telewizyjnych, natomiast tutaj zgody nie wyrazili chorzowianie, którzy i tak długo czekali na te pieniądze (pół roku), a musieliby poczekać jeszcze przez 3-4 miesiące.
PZPN nie chciał dłużej tolerować zachowania Lechii, która żyje ponad stan i ma w kadrze piłkarzy, na których jej nie stać, natomiast Ekstraklasa bardzo nie chciała i nie mogła pozwolić sobie na to, by liga uszczupliła się o jeden klub. Jak słyszymy, jest to rozwiązanie "chroniące integralność rozgrywek".
Gdyby Lechia nie mogła grać, to nie zgadzałaby się liczba transmisji, a wtedy do akcji mógłby wkroczyć Canal+ i żądać odszkodowania.
W najbliższej kolejce Lechia zagra na wyjeździe z Zagłębiem Lubin (poniedziałek, godz. 19).
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty