10 lutego minął termin, w którym Lechia Gdańsk miała zapłacić Ruchowi Chorzów pierwszą ratę za transfer Tomasza Wójtowicza.
Klub z Trójmiasta nie wywiązał się z tej umowy, co będzie oznaczać ponowne zawieszenie licencji na grę w PKO Ekstraklasie. Decyzja ma zapaść w czwartek.
Potwierdziliśmy u prezesa Ruchu Seweryna Siemianowskiego, że na konto nie wpłynął przelew od Lechii, choć prezes Paolo Urfer zapewniał nas w niedzielę, że nie ma powodów do obaw.
- Część pieniędzy została zapłacona wczoraj [we wtorek - red.], mówię tu o kosztach operacyjnych, odsetkach, ale to jest ułamek całej kwoty. Głównego przelewu jeszcze nie ma. Czekamy na to, co się wydarzy w czwartek. Liczę, że Lechia zapłaci i będziemy mogli w spokoju czekać na drugą ratę - powiedział nam prezes chorzowskiego klubu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: FC Barcelona pokazała, jak trenuje Wojciech Szczęsny
Chorzowianie oczekują, że będąca pod coraz większą presją Lechia znajdzie środki i zapłaci. W klubie nie chcą słyszeć o ewentualnym odroczeniu płatności na inny termin.
- Raczej nie. Jeżeli określiło się już jakiś deadline, to trzeba się tego trzymać. Skoro wiedzieli, że nie będą mieć pieniędzy, to mogli od razu to powiedzieć. Lechia musi znaleźć środki, zwłaszcza że nie są to kwoty, które mogą rozsadzić tak duży klub - powiedział prezes Siemiatowski.
- Oby to się wyjaśniło. Tyle dni czekaliśmy, to ten jeden nas nie zbawi. Piłka jest po stronie Lechii. Czekamy, nic więcej nie zrobimy. I tak jako jedyni podaliśmy Lechii rękę i mam nadzieję, że to docenią - podsumował.
Prezes Ruchu dodał też, że nigdy nie rozmawiał z żadną osobą decyzyjną w Lechii. Wszystko odbywało się przez pośredników.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty