Tempo nie robi wrażenia na Artecie. "Przyzwyczailiśmy się do gry co trzy dni"

PAP/EPA / ANDY RAIN  / Na zdjęciu: Mikel Arteta
PAP/EPA / ANDY RAIN / Na zdjęciu: Mikel Arteta

Sezon nie zwalnia nawet na moment. Po złapaniu kilku oddechów "Kanonierom" znów przyjdzie powalczyć o ważne punkty, tym razem w Premier League.

Już 14 grudnia Arsenal czeka kolejne spotkanie. Po zwycięstwie 3:0 z AS Monaco podopieczni Mikela Artety podejmą na Emirates Everton.

Rywale "Kanonierów" podejdą do tej rywalizacji z większym bagażem sił. Równo 10 dni dzieli "The Toffees" od ostatniego spotkania ligowego z Wolverhampton Wanderers. W 15. kolejce byli bowiem zmuszeni pauzować, za sprawą odwołanych derbów Liverpoolu (z powodu niekorzystnych warunków pogodowych).

Na Artecie ten aspekt nie robi jednak wrażenia. - Przyzwyczailiśmy się do gry co trzy dni. Chłopcy trenowali dzisiaj bardzo podekscytowani i nie mogą się doczekać meczu, rozumiejąc, że to zawsze naprawdę trudny przeciwnik i będziemy musieli być bardzo dobrze dysponowani, żeby ich pokonać - powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol

Podczas sobotniego pojedynku wszystkie oczy mogą być zwrócone na Bukayo Sakę. Anglik ma za sobą znakomity występ w Lidze Mistrzów (z Monaco), kiedy to ustrzelił dwie bramki oraz jednokrotnie asystował.

- Jest wyjątkowy w tym, co robi i robi to bardzo konsekwentnie. Teraz musimy przejść do następnego kroku, aby osiągnąć ten poziom. Taki jest cel - stwierdził hiszpański szkoleniowiec.

Starcie z Evertonem będzie dla Artety sentymentalnym powrotem do przeszłości. Na kultowym Goodison Park spędził bowiem sześć lat w roli piłkarza.

- Jak wszyscy wiemy, Everton przechodził przez bardzo różne etapy w swojej historii i ostatnio miał bardzo trudny okres, ale uwielbiam sposób, w jaki się jednoczą, przechodzą przez burze i  stawiają im czoła, są świetnym przykładem - zaznaczył Hiszpan.

Pierwszy gwizdek wspomnianego spotkania wybrzmi o godzinie 16:00. Transmisja w Viaplay.

Komentarze (0)