Pogoń Szczecin wyeliminowała KGHM Zagłębie Lubin w meczu o awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. Konfrontacja przy Twardowskiego trzymała w napięciu od początku do końca. Pogoń wcześnie zdobyła prowadzenie, ale zapewniła sobie miejsce w najlepszej ósemce dopiero strzałem Patryka Paryzka na 4:3 w 88. minucie. W bramce stanął Krzysztof Kamiński, który grał również we wcześniejszych spotkaniach pucharowych Pogoni.
- Chcę dawać komfort trenerowi. Pokazywać, że obaj bramkarze w Pogoni są gotowi do grania. Valentin także jest w dobrej formie i drużyna korzysta na tym. Staram się mobilizować Cojo na treningach i w meczach - mówi Krzysztof Kamiński w strefie mieszanej po meczu z Zagłębiem.
Pogoń prowadziła 2:0 i 3:1, stąd pretensje części jej kibiców, że nie potrafiła kontrolować meczu i zapewnić sobie zwycięstwa wcześniej niż w 88. minucie. Krzysztof Kamiński zapewnia, że nie był zdziwiony zrywem i pościgiem Zagłębia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
- W pierwszej połowie broniliśmy dobrze i kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Zagłębie miało problem z utrzymaniem się przy piłce, także szkoda, że straciliśmy gola przed przerwą. Przy wyniku 3:1 nie poczułem, że będzie spokojniej, ponieważ Zagłębie weszło dobrze w drugą połowę meczu - opowiada Kamiński.
- Dlatego naszym celem było cały czas zdobywanie bramek, ponieważ wiedzieliśmy, że przeciwników stać na stwarzanie sytuacji podbramkowych. Miałem w głowie, że mecz nie jest zamknięty i trzeba patrzeć przed siebie i uważać do końca - dodaje gracz Pogoni.
Zespół ze Szczecina rozpocznie urlop po poniedziałkowym meczu w PKO Ekstraklasie przeciwko Koronie Kielce. - Nikt nie myśli o odpuszczeniu meczu czy odsunięciu ligi na dalszy plan. Trzeba przełożyć dobre humory na dobry wynik w Kielcach. Interesuje nas tylko zwycięstwo z Koroną - zaznacza Krzysztof Kamiński.