To niezwykle smutny dzień dla polskiego futbolu. W wieku 90 lat zmarł Lucjan Brychczy, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, absolutna legenda Legii Warszawa, związany z klubem przez 70 lat.
Był wybitnym piłkarzem (452 mecze w Legii i 227 bramek, 58 występów i 18 goli w reprezentacji Polski), potem przez dekady członkiem sztabu szkoleniowego klubu ze stolicy, a od 2014 roku - jego honorowym prezesem.
Dziesiątki piłkarzy Legii zapewniają, że pomimo jego podeszłego wieku na treningach nikt nie mógł się z nim równać, jeśli chodzi o precyzję uderzenia piłki, a także technikę podania.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Wow. Takie gole to naprawdę rzadkość
- Przede wszystkim skromny, pracowity i z ogromnym poczuciem humoru - mówi o legendzie klubu Grzegorz Kalinowski, dziennikarz sportowy i komentator, który w 2014 roku wraz z Wiktorem Bołbą napisał jego biografię "Kici". - Potrafił w niezwykły sposób żartować, w wyjątkowym stylu - dodaje.
Nie ma wątpliwości, że gdyby Brychczy urodził się w innych czasach, zostałby gwiazdą światowego futbolu. W latach 60. ubiegłego wieku chciał go Real Madryt, jednak jego transfer do Hiszpanii w czasach PRL-u był niemożliwy.
- On nie żył blichtrem, uważał, że liczy się praca i to, co robi się na co dzień. Nie uważał się za celebrytę. Żył skromnie, nie opływał w majątki, wszystko, czego się dorobił, to niewielkie mieszkanie w centrum Warszawy. Miał w sobie ogromne poczucie obowiązku, pochodził z rodziny o twardym kręgosłupie: jego ojciec był przedwojennym oficerem Wojska Polskiego i powstańcem śląskim. Z domu wyniósł wszystkie swoje cechy - opowiada Kalinowski.
Dziennikarz spędził z nim długie godziny przy pisaniu książki. Gdy pytamy o pierwsze wspomnienie dotyczące Brychczego, przede wszystkim wspomina jego nieśmiałość.
- Zawsze będzie mi się kojarzył ze skromnością i niechęcią mówienia o sobie jak o bohaterze. Pamiętam, że kiedyś chciałem zrobić materiał o historycznym meczu Legia - Wisła Kraków, który zakończył się rekordowym wynikiem 12:0. Wiedziałem, że nie jest to osoba, do której można się przykleić i podejść jak gdyby nigdy nic. Gdy w końcu zdecydowałem się do niego podejść i zapytać o ten mecz, pan Lucjan odpowiedział: "Panie, ja nie pamiętam, ja nawet chyba w tym meczu nie grałem". "Jak to pan nie pamięta? Pan strzelił wtedy hat-tricka!". A on na to: "No może, ale Ernest Pohl strzelił pięć!" - śmieje się dziennikarz.
Od kilku lat Lucjan Brychczy był już rzadziej widywany na meczach swojego ukochanego klubu, wszystko z powodu problemów ze zdrowiem. Gdy pytamy naszego rozmówcę o ich ostatnie spotkanie, odpowiada:
- Ostatni raz miałem przyjemność spotkać pana Lucjana kilka lat temu. Już wtedy był po operacji, miał pewne problemy z mówieniem, bo przez sprawy nowotworowe usunięto mu kawałek języka - ujawnia.
Przy stadionie Legii stoi już pomnik innej legendy klubu, Kazimierza Deyny. Choć jedna z trybun obiektu nosi imię Lucjana Brychczego, wkrótce zostanie upamiętniony podobnie jak "Kaka".
- Nie mam wątpliwości, że pomnik pana Lucjana Brychczego powinien stanąć przy stadionie Legii. Jemu to się należało już dawno, był postacią pomnikową, wyjątkową, legendą Legii i polskiej piłki. Niezwykle rzadko zdarza się takie związanie człowieka z jednym klubem - podsumowuje Kalinowski.
[b]Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
[/b]