6 osób przeżyło katastrofę samolotu. "Alarm pikał bardzo głośno"

Getty Images
Getty Images

- Zdałem sobie sprawę, że moje życie się kończy. Schowałem twarz w dłoniach i powiedziałem: "Jezu, jeżeli przeżyję, powiem światu, że istniejesz"- opowiada polskim reporterom ocalony z katastrofy lotniczej (28.11.2016 r.) piłkarz Chapecoense Neto.

W tym artykule dowiesz się o:

Są chwile, w których sport schodzi na dalszy plan. Gdy samolot z piłkarzami Chapecoense na pokładzie rozbił się w Kolumbii, już absolutnie nikt nie myślał o nadchodzącym finale.

W przeszłości ofiarami katastrof lotniczych byli legendarni gracze Manchesteru United czy Torino FC. Po latach oba te kluby wróciły na swoje miejsca na piłkarskiej mapie. Niestety, nie zanosi się na to, by drużyna Chapecoense odzyskała dawny blask.

Ekipa tego klubu 28 listopada 2016 roku podróżowała samolotem boliwijskiej linii LaMia do Kolumbii, gdzie miała rozegrać z tamtejszym Atletico Nacional Medellin pierwsze spotkanie w ramach finału Copa Sudamericana (to drugie najbardziej prestiżowe rozgrywki klubowe w Ameryce Południowej).

Media z całego świata relacjonowały wówczas wydarzenia, które rozegrały się w okolicach Medellin. Genezę dramatu przedstawiono między innymi w dziewiątym odcinku 19. serii serialu "Katastrofy w przestworzach" pt. "Piłkarska tragedia".

Żałoba narodowa

W pewnym momencie maszyna zniknęła z radarów, a załoga miała sygnalizować problemy z układem elektrycznym. Wskazywano także, że przyczyną katastrofy mógł być brak paliwa w zbiornikach.

Samolot rozbił się o zbocze gór w pobliżu kolumbijskiej miejscowości La Union. Podczas lotu na pokładzie samolotu przebywało łącznie 77 osób, w tym cały zespół Chapecoense, 21 dziennikarzy i 9 członków załogi.

Jedynymi piłkarzami, którzy ocaleli, byli Alan Ruschel, Jakson Follmann i Helio Neto. Odnaleziony został bramkarz Marcos Danilo Padilha, lecz zmarł następnego dnia w szpitalu. Wśród ocalonych sześciu osób znaleźli się jeszcze dziennikarz Rafael Henzel, stewardesa Ximena Suarez i mechanik pokładowy Erwin Tumiri.

Świat futbolu solidaryzował się z Chapecoense. Tragedia wstrząsnęła całym środowiskiem sportowym i nie tylko. Ówczesny prezydent Brazylii Michel Temer zarządził trzydniową żałobę narodową. Podczas uroczystości pogrzebowych na stadionie Arena Conda pojawiło się blisko 100 tysięcy osób.

Tak naprawdę winni tej tragedii - wysoko postawieni ludzie z Boliwii i Kolumbii - nie odpokutowali. Adekwatnej kary nie ponieśli ani współwłaściciele linii lotniczych LaMia, ani kontrolerzy lotów z boliwijskiego Santa Cruz, skąd startował samolot drużyny Chapecoense.

"Wszyscy będziemy żyć albo wszyscy zginiemy"

Klub Chapecoense znalazł się na skraju upadku i nie był w stanie pomóc finansowo dotkniętym traumą najbliższym ofiar. Żaden z członków rodzin zmarłych w katastrofie nie mieszka już w Chapeco.

Spośród piłkarzy przeżył Helio Neto. Zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi, jak uraz kręgosłupa, natomiast po długiej rehabilitacji stanął na nogi - w przenośni i dosłownie.

Neto w reportażu Anity Werner i Michała Kołodziejczyka "Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka", którego jeden z rozdziałów opowiada o brazylijskiej tragedii, starał się odtworzyć chwilę, w której był przekonany, że jego życie dobiega końca.

- Wszystko się trzęsło, alarm pikał bardzo głośno, a ja zacząłem się modlić. Dokładnie pamiętam, co powtarzałem: "Jezu, pomóż nam, pomóż nam, wiem, że możesz zdziałać cuda, czytałem o tym w Biblii, wierzę, że istniejesz, wierzę, że masz moc, żeby nas uratować" - wspominał Neto.

- O wszystko prosiłem dla nas, nie prosiłem o nic tylko dla siebie, bo wiedziałem, że są dwie możliwości: albo wszyscy będziemy żyć, albo wszyscy zginiemy. Wyglądało na to, że raczej wszyscy zginiemy. Słyszałem głosy moich kolegów, którzy też się modlili. I nagle zdałem sobie sprawę, że moje życie się kończy. Schowałem twarz w dłoniach i powiedziałem: "Jezu, jeżeli przeżyję, powiem całemu światu, że istniejesz. Bo wiem, że istniejesz". A później nic już nie pamiętam - przyznał.

Neto nie mógł wrócić do sportu, podobnie jak Jakson Follmann. Byłemu bramkarzowi Chapecoense amputowano nogę. Stał się mówcą motywacyjnym i zyskał dużą popularność w mediach społecznościowych (blisko milion obserwujących na Instagramie).

Jako jedyny z ocalałych zawodników do profesjonalnego sportu wrócił Alan Ruschel. Piłkarz doznał niewielkich obrażeń, w dużej mierze dlatego, że zmienił miejsce w trakcie lotu. Aktualnie 35-latek jest kapitanem pierwszoligowego Juventude.

"Neto, Follmann i Ruschel na boisku pojawili się razem tylko raz, 21 stycznia 2017 roku w towarzyskim meczu na Arena Conda, który gospodarze rozegrali z nowym mistrzem kraju - Palmeiras. Przed tym spotkaniem drużyna odebrała przekazany im przez Atletico National Medellin puchar za zwycięstwo w Copa Sudamericana. Siedzący na wózku Follmann wyprowadzony został na boisko przez Nivaldo. Neto błądził wzrokiem po trybunach, wydawało się, że myślami jest kompletnie gdzie indziej. Medale za zwycięstwo w rozgrywkach w imieniu ofiar odebrały ich żony i matki" - relacjonowali autorzy książki "Nadzieja FC".

Tymczasem klub Chapecoense jest pogrążony w kryzysie. Od sezonu 2021/22 drużyna nie może wydostać się z drugiej klasy rozgrywkowej w Brazylii, gdzie zajmuje miejsca w drugiej połowie tabeli. Finał rozgrywek pokroju Copa Sudamericana jest bardzo odległym marzeniem.

*w artykule wykorzystano fragmenty książki "Nadzieja FC" autorstwa Anity Werner i Michała Kołodziejczyka, wydawnictwo SQN

Komentarze (0)