Był jak Lewandowski, zatrzymały go kontuzje. "Wiele razy zastanawiałem się nad tym"

Getty Images /  Paul Marriott/EMPICS / Na zdjęciu: Tomasz Dziubiński
Getty Images / Paul Marriott/EMPICS / Na zdjęciu: Tomasz Dziubiński

Jako pierwszy Polak strzelił w Lidze Mistrzów. Jego kariera zatrzymała się przedwcześnie. - Baliśmy się jednak przenosin z Belgii i nie zaryzykowaliśmy. Zdecydowałem, że zostaję i będę walczył - mówi w wywiadzie.

Obecnie zachwycamy się golami Roberta Lewandowskiego. Jednak jeszcze niedawno bramki Polaków na najwyższym europejskim poziomie były rzadkością. 3 marca 1993 roku cieszyliśmy się z pierwszej bramki polskiego piłkarza w Lidze Mistrzów. Jej zdobywcą był Tomasz Dziubiński, który grał w FC Brugge i pokonał golkipera Glasgow Rangers, Andy’ego Gorama.

Jaromir Kruk, Piłka Nożna: Cały czas jesteś rozpoznawalny dzięki tej bramce z Rangersami.

Tomasz Dziubiński, były piłkarz Club Brugge i Wisła Kraków: Nie da się zaprzeczyć. Jestem organizatorem wielu turniejów i najczęściej na zakończenie wspólnik przedstawia mnie jako pierwszego Polaka, który strzelił gola w Lidze Mistrzów. Fajna sprawa, ale ja bardziej cenię sobie tytuł króla strzelców Ekstraklasy, bo zdobyłem go jako jedyny piłkarz z Radomia, w ogóle z całego okręgu radomskiego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ależ to był strzał! Można oglądać i oglądać

Co do trafienia z Ligi Mistrzów, pozostaje olbrzymia satysfakcja. Po dalekim wrzucie z autu Petera Creve uderzyłem i zaskoczyłem Gorama. Wszyscy mówili, że mi zeszła, ale to uderzenie z lewej nogi, zewnętrzną częścią stopy było ukierunkowane. Od czasu do czasu sobie tę bramkę przypomnę, pokażę młodzieży. W Lidze Mistrzów zaliczyłem też świetny występ z CSKA Moskwa, uznano mnie najlepszym zawodnikiem, zanotowałem asystę przy trafieniu Daniela Amokachiego. Mierzyłem się z Olympique Marsylia naszpikowanym gwiazdami jak Rudi Voeller, Fabien Barthez, Marcel Desailly, Abedi Pele, Alen Boksić, Didier Deschamps. Z nimi mocna wówczas ekipa FC Brugge nie miała szans, dostaliśmy trójkę w Marsylii, u nas wygrali 1:0.

Ale moje dobre wspomnienia nie są związane tylko z elitarną Ligą Mistrzów. Na turnieju na Camp Nou w Barcelonie zagrałem przeciwko Bayerowi Leverkusen, z gospodarzami przyszło mi być tylko widzem. Z Brugge dotarłem do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, zatrzymał nas tam fantastyczny Werder Brema, ale wyeliminowaliśmy choćby Atletico Madryt Luisa Aragonesa z Berndem Schusterem w składzie. Po wielu latach sam siebie doceniam, w Brugge była wtedy mocna paka.

Dobrze układała ci się współpraca z Amokachim, z Nigerią mistrzem Afryki 1994 i mistrzem olimpijskim 1996?

Rywalizowaliśmy o miejsce z przodu, ale potem zostałem przesunięty na lewą pomoc, a nie na lewe wahadło jakby było teraz. Wtedy grało się z ostatnim stoperem. Daniel bazował na niesamowitej sile i szybkości, uważano go za tytana pracy. Z Brugii poszedł do Evertonu i kontakt się urwał, ale wiem, że był później trenerem w Finlandii.

W PZP 1991-92 Brugge z Amokachim i Dziubińskim w ataku dwukrotnie pokonało GKS Katowice - 1:0 i 3:0, ale nie wpisałeś się na listę zdobywców bramek.

W Katowicach zagrałem bardzo dobrze, zaliczyłem asystę przy bramce Staelensa. Zawodnicy Brugge byli zdziwieni, że dopinguje ich grupa Polaków, a to kibice Wisły Kraków przyjechali specjalnie dla mnie na ten mecz. Przed starciami z GKS udzieliłem wywiadu i powiedziałem, że polski zespół jest z nami bez szans. Miałem rację. Z FC Brugge sięgnąłem po mistrzostwo kraju, jeszcze dołożyłem do tego Superpuchar. Szalony bój z Anderlechtem, zaraz po moim przyjeździe do Belgii zakończył się remisem 3:3, ale lepiej wykonywaliśmy rzuty karne, ja swoją jedenastkę wykorzystałem. W pierwszym roku w Brugge zaliczyłem półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów, w drugim fazę grupową Ligi Mistrzów, gdy kwalifikowało się do niej ledwie osiem drużyn i grali w niej wyłącznie mistrzowie krajów.

Jesteś zadowolony ze swojego dorobku bramkowego w FC Brugge?

Za dzieciaka grałem jako napastnik, w kadrach Polski juniorów i młodzieżowych byłem lewym pomocnikiem. Po odejściu Kazka Moskala z Wisły Kraków do Lecha dwójka trenerów - Adam Musiał i Kazimierz Kmiecik - zdecydowała, że przesuną mnie do ataku. Opłaciło się, bo zdobyłem tytuł króla strzelców i do Belgii pojechałem jako napastnik. Nie było już tam tak łatwo jak w polskiej lidze.

Trener Hugo Broos widział mnie w pomocy i w Lidze Mistrzów tak mnie ustawiał. Miło go wspominam, wciąż jest w zawodzie, prowadzi reprezentację Republiki Południowej Afryki. Wracając do pytania, dorobek byłby okazalszy, gdyby nie kontuzja - zerwanie więzadeł krzyżowych. Skomplikowała mi sytuację, zostałem w Brugge na rok, bo według przepisów klub musiał przedłużyć ze mną kontrakt. Odbudowałem się i poszedłem do RWD Molenbeek. W Belgii było prawdziwe zawodowstwo, natomiast u nas za podejście do ludzi i do świata bardzo ceniłem Adama Musiała.

Do Wisły przeszedłem po kilku kolejkach rundy wiosennej, bardzo długo trwały rozmowy z Bronią Radom. Szanse Broni na utrzymanie w drugiej lidze były tylko teoretyczne, więc przeniosłem się do krakowskiego klubu służbowo, bo istniała taka możliwość. W debiucie w ekstraklasie po czterdziestu sekundach pokonałem bramkarza Stali Mielec, wygraliśmy 1:0. Przygodę z Wisłą zakończyłem tytułem króla strzelców ekstraklasy, o który rywalizowałem z Ryśkiem Krausem z Górnika Zabrze i Mirkiem Waligórą z Hutnika Kraków. Szliśmy łeb w łeb, ale w spotkaniu z GKS Katowice wygranym 5:1 zaliczyłem hat-tricka, żadnego gola nie uzyskałem z karnego. O te jedenastki się mnie czepiano, często je wykonywałem, ale po prostu byłem w tym dobry.

Zarzuty były śmieszne, napastnik powinien sobie radzić w tym elemencie. Niewielu jest takich zawodników, którzy wygrywają klasyfikacje snajperskie bez wykonywania rzutów karnych. A dziennikarzom mocnym w takich osądach proponuję podejść do jedenastki przy kilkunastu tysiącach kibiców. Ja na jedenaście rzutów karnych w moim najlepszym sezonie dziesięć wykonałem prawidłowo, piłkę złapał tylko Andrzej Brończyk z Zawiszy Bydgoszcz, ale dodam, że we wcześniejszej próbie go pokonałem. Na meczu z GKS, tym z hat-trickiem, z przedstawicielami FC Brugge pojawił się pan Włodek Lubański, błyskawicznie dogadano się co do szczegółów mojego transferu i kontraktu.

Gdyby nie kontuzje, twoja kariera mogłaby się ułożyć inaczej?

Po dwóch latach w Brugge, już po Lidze Mistrzów, wezwał mnie Broos i powiedział, że mając kontrakt trzeci rok, będę mało grał, bo zmienia system gry po sprowadzeniu Rene Eijkelkampa. Wtedy mieliśmy dwójkę małych dzieci, córka - trzy lata, syn - rok. Docierały do mnie sygnały od pana Lubańskiego, że jest zainteresowanie ze strony MSV Duisburg i Eintrachtu Frankfurt.

Baliśmy się jednak przenosin z Belgii i nie zaryzykowaliśmy. Zdecydowałem, że zostaję i będę walczył. Występując w drużynie rezerw podczas meczu w Antwerpii zerwałem więzadła. Wiele razy zastanawiałem się nad tym, czy gdybym przeniósł się do Niemiec lub innego klubu belgijskiego, uniknąłbym kontuzji? Z drugiej strony, jeśli miałem ją złapać, to zapewne bym ją złapał, tak to sobie tłumaczę.

Reprezentacja Polski seniorów to tylko dwa mecze - zadowolenie czy niedosyt?

Z jednej strony zadowolenie, z drugiej niedosyt. W tym drugim meczu, z Finlandią w Radomiu wygraliśmy 2:1. Pierwsza bramka dla Polski Marka Leśniaka padła po mojej asyście. Potem Marek chciał się zrewanżować, dał mi dwa niesamowite podania, powinienem był to zakończyć golami, ale bramkarz obronił. To były nie setki, tylko dwusetki, podobne do tej, jaką Robert Lewandowski miał w Madrycie z Realem na 3:0 dla Barcelony, z tym że ja trafiałem w golkipera.

Po meczu Lesław Ćmikiewicz, asystent Andrzeja Strejlaua, powiedział, że jakbym coś z tego wykorzystał, przyszłoby powołanie na spotkanie eliminacji mundialu z San Marino w Łodzi. Niemniej, mam satysfakcję, że rozegrałem kilkadziesiąt spotkań w różnych reprezentacjach Polski, lekko ponad siedemdziesiąt. Pojeździłem po różnych kontynentach, krajach i z dumą biegałem po boisku z orzełkiem na piersi. W nieoficjalnym spotkaniu w Chinach też zdobyłem bramkę, ale w mediach poszło, że do siatki trafił Tomek Cebula z ŁKS. Spotkanie kadry U-16 w Zawierciu ze Związkiem Radzieckim okazało się dla mnie przełomowe, strzeliłem dwa gole, grałem ekstra, dostałem statuetkę dla najlepszego zawodnika, a widział to trener Wisły Kraków, Aleksander Brożyniak. Szalałem wtedy na lewej pomocy, lecz na przenosiny z Broni do Białej Gwiazdy przyszło mi poczekać.

Grałeś w piłkę, byłeś trenerem, sędziowałeś, cały czas jesteś w świecie futbolu. Co robisz teraz?

Dziewięć sezonów prowadziłem w klasie okręgowej Jodłę Jedlnia-Letnisko, ale zrezygnowałem, bo uznałem, że jest już za długo, byłem przemęczony tym wszystkim. Jodła ma teraz dobrego szkoleniowca, a ja zostałem koordynatorem w akademii. Od 1 lipca 2024 jestem dyrektorem akademii Broni Radom, nadal sędziuję, organizuję turnieje dla dzieci i młodzieży w całej Polsce - między innymi w Woli Chorzelowskiej, Kętach, nieszczęsnych Głuchołazach, które ostatnio zalała powódź, Jeseniku. Moje życie od zawsze jest związane z piłką nożną.

Komentarze (0)