Alaksandr Łukaszenka trafnie przewidział, co stanie się w Warszawie. Białoruski dyktator nie zgodził się na transmisję meczu Legii z Dynamem Mińsk w swoim kraju głównie z powodów politycznych. Choć bał się też kompromitacji swojej ukochanej drużyny na oczach rodzimych kibiców.
Wcześniejsze spotkania Dinama w pucharach były dostępne w tamtejszej telewizji, ale tego z Legią nie pokazała żadna stacja. Po pierwsze: Łukaszenka nie chciał, by ludzie na Białorusi zobaczyli i usłyszeli to, co przygotują na trybunach fani Legii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Warszawscy kibice przez całe spotkanie intonowali niecenzuralne przyśpiewki pod adresem prezydenta Białorusi, wywiesili też kilka transparentów obrażających dyktatora. To można było przewidzieć. Gospodarzy wspierała jednak grupa około stu fanów Dinama. Łukaszenka zakazał kibicom swojego klubu podróży do Warszawy, ale na stadion Legii przyszli Białorusini mieszkający w Polsce.
Organizatorzy meczu wyodrębnili kibicom Dinama sektor gości, a fani drużyny z Mińska dołączali do przyśpiewek obrażających Łukaszenkę. Rozwiesili wiele biało-czerwono-białych flag uznawanych dziś za symbol antyłukaszenkowskiej opozycji. Do tego kibice rozwinęli kilka transparentów mówiących o "krwawej dyktaturze Łukaszenki".
I właśnie tych obrazków nie chciał zobaczyć tamtejszy dyktator. Do Warszawy na mecz nie przyjechali nawet przedstawiciele tamtejszych mediów. Rzecznik Legii potwierdził nam, że na stadionie byli obecni jedynie przedstawiciele telewizji Biełsat podlegającej pod TVP. To jedyna białoruskojęzyczna telewizja nadająca z terytorium RP. Na spotkanie akredytował się również jeden białoruski portal sportowy, którego dziennikarze mieszkają w Polsce.
Jak przekonują niezależni białoruscy eksperci, Łukaszenka w dalszej kolejności nie chciał także, by ludzie na Białorusi oglądali porażkę i to jeszcze w konfrontacji z Polakami, których osobiście nie cierpi. Łukaszenka bał się "lania" od Legii, co ziściło się na boisku.
Drużyna Goncalo Feio wykonała swoje zadanie bez mrugnięcia okiem. Wyszła na prowadzenie już w pierwszych minutach, później kontrolowała spotkanie i dorzucała kolejne gole. Skończyło się wynikiem 4:0 dla Legii, a mogło być wyżej.
W tegorocznej edycji Ligi Konferencji drużyna Feio prezentuje się bezbłędnie. Legia może nie rzuca na kolana pod względem stylu gry, ale prezentuje się w sposób wyrachowany i skuteczny. W czwartek wygrała swój ósmy mecz w europejskich pucharach na dziewięć rozegranych, biorąc pod uwagę także kwalifikacje (do tego jeden remis). Legia zbiera cenne punkty do rankingu UEFA, zarabia dobre pieniądze za kolejne punkty w fazie ligowej i co najważniejsze - jest już niemal pewna gry w pucharach na wiosnę.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty