Młodzi piłkarze podnoszą się z powodziowej traumy. Stracili dobytek, szkołę i boisko

WP SportoweFakty / Łukasz Kuczera / Na zdjęciu: zalany dom w Bardzie, w kółku piłkarze Unii
WP SportoweFakty / Łukasz Kuczera / Na zdjęciu: zalany dom w Bardzie, w kółku piłkarze Unii

- Połowa dzieci wyparowała - opowiada szef miejscowego klubu. Woda z powodzi, wymieszana z ropą, zniszczyła boisko. Żeby choć na chwilę zapomnieć o koszmarze, młodym piłkarzom zafundowano wyjazd na mecz Roberta Lewandowskiego.

W tym artykule dowiesz się o:

- Teraz już jest dobrze - mówi nam Hubert Studniarz. To siedmiolatek, młody piłkarzy Unii Bardo. Jeden z tych poszkodowanych przez powódź. Podobne odczucia ma jego kolega Brajan, do którego domu wdarła się wielka woda. Ale dorośli nie podzielają opinii dzieci. Mają świadomość tego, jaka tragedia dotknęła Bardo przed miesiącem i jak wiele czasu minie, zanim wrócą do normalności.

Powódź uderzyła w piłkarzy. "Serce się łamało"

Bardo położone jest ledwie 10 kilometrów od Kłodzka. Przed nieco ponad miesiącem rzeka Nysa Kłodzka zalała część miasta. Informacja o dramacie mieszkańców nie przebiła się do szerszej opinii publicznej, bo jeszcze większe tragedie rozegrały się w Stroniu Śląskim czy Lądku-Zdroju. W 5,5-tysięcznym miasteczku wciąż trwa wielkie sprzątanie po przejściu niszczycielskiej wody, pracują żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Rozpoczyna się rozbiórka budynków, których nie da się odratować.

- W naszym mieszkaniu zalany został cały parter. Wszystko trzeba skuwać, zrywać. Dach garażu porwała woda - opowiada inny piłkarz klubu Bartosz Zalot. - W domu bez przerwy pracuje kilka osuszaczy. Ściągają nawet 150 litrów wody dziennie. Tu, gdzie mieszkamy, fala miała nawet wysokość 3,7 metra - wyznaje piłkarz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Pudzianowski wrzucił nagranie i się zaczęło. Fala komentarzy

Bartosz w drużynie gra na lewej obronie. Miłość do piłki zaszczepił w nim ojciec, Grzegorz. To z nim zaczął od najmłodszych lat wspólnie oglądać mecze, aż w końcu przerodziło się to w trenowanie na poważnie. Jego rodzina mieszka przy Grunwaldzkiej - to właśnie tutaj Nysa Kłodzka wyrządziła największe szkody. Mieszkańcy z tego regionu zostali ewakuowani w nocy z soboty na niedzielę (14/15 września).

- Dom opuściłem jako ostatni - przyznaje Bartosz. - Rodzice wyjechali wieczorem w sobotę, ja uparłem się, żeby zostać.

Mówi, że chciał pilnować dobytku rodziny. Bał się, jakie straty wyrządzi woda, zwłaszcza że jego mieszkanie jest na parterze. Rodziców na piętrze.

- Wierzyłem, że nie będzie aż tak źle. Ale o piątej nad ranem poddałem się. Zaalarmowałem służby, poprosiłem o ewakuację - opowiada. - Serce się łamało, gdy widziałem, jak woda rośnie i niszczy dom. To była jedna wielka fala. Zabrakło paru centymetrów i podłoga u rodziców na piętrze też byłaby zniszczona. W poniedziałek wszystko zeszło i można było tu wrócić - dodaje.

Pokój Bartosza po zalaniu przez wodę
Pokój Bartosza po zalaniu przez wodę

Budynki przy Grunwaldzkiej zostały już sprawdzone przez nadzór budowlany. Rodzina Bartosza ma szczęście - dom nie został przeznaczony do rozbiórki. Nie oznacza to jednak końca problemów. - Dostaliśmy już kosztorys z ubezpieczalni i sprawa została skierowana do prawnika, bo chcą nam wypłacić grosze. Teraz zaczyna się kolejna wojna. Sprawdza się to, co powiedział jeden z sąsiadów, że na koniec zostaniemy z tym wszystkim sami - podsumowuje z żalem piłkarz Unii.

Terapia meczem na PGE Narodowym

- Połowa dzieci, można powiedzieć, wyparowała. Przed powodzią mieliśmy na treningach czterdziestu młodych zawodników, teraz przychodzi po kilkunastu, czasem dwudziestu - opowiada Andrzej Witek, prezes Unii Bardo. - Młodzi piłkarze, choć może nie dają tego po sobie poznać i twierdzą, że już wszystko w porządku, przeżyli jednak ogromny stres i musi minąć czas, nim go przepracują. Inna sprawa, że oczywiście nie mają teraz warunków do trenowania takich jak wcześniej, nie mają też dostępu do swojej szkoły.

Zalot dodaje: - Chcemy wracać do normalności, ale jeden trening w tygodniu plus mecz w weekend to na razie maksimum - przyznaje. On po prostu musi też pomagać przy remoncie. Koszmar jest tym większy, że rodzina pracowała w firmie zajmującej się spływami kajakowymi. Cała infrastruktura została zniszczona przez wodę.

Miejsce, gdzie rodzice Bartosza organizowali spływy kajakowe, całkowicie uległo zniszczeniu
Miejsce, gdzie rodzice Bartosza organizowali spływy kajakowe, całkowicie uległo zniszczeniu

Rozmawiamy w dniu meczu Polska - Chorwacja (Ligi Narodów, 15.10.2024 - przyp. red.). Wyjazd dla powodziowych dzieci załatwił Dolnośląski Związek Piłki Nożnej. Pojechało 60 młodych piłkarzy, żeby choć na chwilę zapomnieć o traumie.

- Zalało nas, ale na szczęście nie trzeba było opuszczać domu. Przenieśliśmy się piętro wyżej - mówi Brajan, który w Unii Bardo gra wraz z bratem. Obaj nie mogli się doczekać wyjazdu na mecz Biało-Czerwonych i możliwość zobaczenia Roberta Lewandowskiego. - Wiadomo, że nie trzeba nas było długo namawiać - dodaje. Kibicowanie Biało-Czerwonym to okazja, by wyrwać się z codzienności, która w ostatnich tygodniach była koszmarna.

Hubert Studniarz z ojcem przed wyjazdem na mecz Polska-Chorwacja
Hubert Studniarz z ojcem przed wyjazdem na mecz Polska-Chorwacja

- Teraz już jest dobrze - nieśmiało przekonuje Hubert Studniarz, jeden z piłkarzy Unii Bardo dotkniętych powodzią. Obok stoi jego ojciec, który wybiera się do Warszawy jako opiekun wycieczki. On ma szereg zastrzeżeń do tego, co działo się w godzinach poprzedzających zalanie Barda.

- Tutejsza szkoła ma piec na olej opałowy. Zbiornik ma 5 tysięcy litrów pojemności. Wiedzieli, że idzie wielka woda i go nie opróżnili. Ropa się rozlała po okolicy. Nawet nie pozwalamy wychodzić dzieciom do ogródka, który tonął w mieszance wody i oleju - opowiada poirytowany.

W ich okolicy zalany został m.in. budynek Poczty Polskiej, który być może trzeba będzie wyburzyć. W przypadku kilku innych budowli jest już jasne, że nie będzie można w nich ponownie zamieszkać.

Ojciec małego Huberta czeka, co będzie dalej. Ma nadzieję, że w końcu ruszy temat budowy zbiorników retencyjnych na Nysie Kłodzkiej, aby w przyszłości w Bardzie nie rozgrywały się podobne dramaty. - Podobno ludzie, którzy w przeszłości byli przeciwni ich powstaniu, teraz zmieniają zdanie. Mądry Polak po szkodzie - dodaje.

Przy ul.Grunwaldzkiej, gdzie mieszka kilku piłkarzy, wiele budynków już nie nadaje się do zamieszkania
Przy ul.Grunwaldzkiej, gdzie mieszka kilku piłkarzy, wiele budynków już nie nadaje się do zamieszkania

Bezdomny klub

- W okolicy szkoły jest taki smród, że nie da się wytrzymać. Wszystko przez tę ropę - mówi Kamila, matka Piotra, kolejnego z piłkarzy Unii Bardo. Dlatego prezes Unii Andrzej Witek od miesiąca ma dodatkowy "etat". Jako kierowca wozi dzieci do szkoły w pobliskim Przyłęku.

Taki stan utrzyma się wiele miesięcy, bo woda w szkole unosiła się na poziom około metra. Teraz skuto tam ściany i posadzki, na miejscu pracują dziesiątki osuszaczy, ale powrót do normalności nie będzie łatwy.

- Trudno się dziwić, że część dzieciaków nie przychodzi na treningi, skoro rodzice teraz walczą ze skutkami żywiołu. A nam do grania został mały Orlik, boisko pełnowymiarowe się nie nadaje - tłumaczy.

Andrzej Witek pokazuje nam popękane posadzki w szatni Unii Bardo
Andrzej Witek pokazuje nam popękane posadzki w szatni Unii Bardo

Stadion Unii Bardo, występującej w regionalnych rozgrywki wałbrzyskiej grupy A, był zalany już podczas słynnej Powodzi Tysiąclecia w 1997 roku. Wtedy woda naniosła kilka centymetrów mułu. - On nie został zdjęty, tylko nasypano na to piasek z ziemią i położono nową murawę - tłumaczy Witek. - Teraz woda naniosła kolejny muł i nie da się na to położyć kolejnej murawy. Chyba teraz będziemy musieli to zerwać ostatecznie, wszystko zrobić porządnie. Od nowa. To potrwa wiele miesięcy, a nawet nie wiem, kiedy zaczniemy - załamuje ręce prezes.

Burmistrzyni Marta Ptasińska daje jasno do zrozumienia: najpierw miasto zabierze się za szkoły i przedszkola, wyburzone budynki ośrodka pomocy społecznej i zarządu komunalnego. Sport jest na końcu kolejki.

Tak wyglądało boisko Unii Bardo po powodzi. Na wodzie unosi się plama ropy (fot. materiały klubowe)
Tak wyglądało boisko Unii Bardo po powodzi. Na wodzie unosi się plama ropy (fot. materiały klubowe)

- Jesienią nasz zespół wszystkie mecze zagra jako wyjazdowe - mówi Ptasińska. - Co będzie na wiosnę? Nie wiem, bo Stronie Śląskie czy Kłodzko znajdują się w podobnej sytuacji i trwają rozmowy. Klub na pewno przez rok będzie "bezdomny".

Jedno wielkie wysypisko

Rodzice młodych piłkarzy Unii Bardo, również ci, którym udało się uniknąć najgorszego, są wdzięczni losowi za to, że woda nie wyrządziła większych strat w takich ośrodkach jak Wrocław czy Opole. - Gdyby zalało wielkie miasta, nikt by o nas nie myślał. Cała pomoc zostałaby skierowana właśnie tam - nie ma wątpliwości Kamila, matka małego Piotra.

- A teraz sytuacja była gorsza niż w 1997 roku. Wtedy woda stopniowo rosła, teraz przyszła nagle i zabierała wszystko. Drzewa łamały się jak zapałki. Już sam dźwięk był przerażający - dodaje babcia jednego z piłkarzy, która odprowadziła wnuka na miejsce zbiórki przed wyjazdem na mecz.

Zniszczony dom pani Katarzyny z Barda
Zniszczony dom pani Katarzyny z Barda

Pani Katarzyna, której chrześniak gra w Unii, mówi nam, że od powodzi jest na zwolnieniu, na lekach, trudno jej się pozbierać. Tym bardziej trudno, że pół roku temu straciła w wypadku samochodowym ojca. Sprzątanie po powodzi przyspieszyło okres żałoby. Musiała wyrzucić część pamiątek, nie dałoby się ich odratować. - Pakowałam rzeczy do worka i płakałam - mówi ze łzami w oczach. - Wszystko tu przypomina wysypisko śmieci, ale mieszkamy. Nie mamy wyjścia.

W Bardzie od miesiąca pomaga wielu żołnierzy i strażaków
W Bardzie od miesiąca pomaga wielu żołnierzy i strażaków

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty