Erling Haaland w końcu zabrał głos w sprawie kontrowersji, jakie wynikły podczas meczu Manchester City z Arsenalem FC (22 września), który zakończył się remisem 2:2. Do spięcia doszło po wyrównującym golu Johna Stonesa.
Podczas celebracji gola Haaland chwycił piłkę i rzucił nią w stronę Gabriela, co wywołało gorącą wymianę zdań na boisku, w którą zaangażowali się zawodnicy obu drużyn oraz sztaby trenerskie. Choć nie wiadomo, czy rzut był celowy, incydent ten zaostrzył atmosferę meczu.
Haaland unikał jakichkolwiek przeprosin, komentując sytuację w rozmowie z dziennikarzami. Teraz w wywiadzie dla "Daily Mail" zapytano go, czy żałuje swojego zachowania. Norweg odpowiedział z charakterystyczną pewnością siebie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szokujące sceny! Młodzi piłkarze skoczyli sobie do gardeł
- Nie żałuję wielu rzeczy w życiu. W ferworze walki dochodzi do różnych rzeczy. Co dzieje się na boisku, zostaje na boisku. Tyle w temacie.
Arsenal, mimo gry w osłabieniu po czerwonej kartce dla Leandro Trossarda przed przerwą, był blisko ważnego zwycięstwa. Jednak ostatnie minuty przyniosły emocje, które doprowadziły do wyrównania Manchesteru City. John Stones, który wszedł z ławki w 78. minucie, zrobił zamieszanie, a jego gol zagwarantował City jeden punkt.
Sędziowie, wspierani technologią VAR, przeanalizowali incydent z Haalandem, ale nie dopatrzyli się podstaw do sankcji wobec zawodnika. Decyzja ta została utrzymana także po zakończeniu meczu.
Byli zawodnicy, obecnie eksperci, mieli różne zdania na temat tego, co się wydarzyło. Micah Richards w rozmowie dla Sky Sports stwierdził, że "odrobina zadziorności" jest pozytywna przed zbliżającą się walką o mistrzowską koronę w Premier League. Z kolei Roy Keane uważał, że rzut piłką w czyjąś głowę to już przesada: - Nie potrzebujesz tego. To niepotrzebne. Keane dodał też, że pewne starcia na boisku są naturalne, lecz działanie Haalanda przekroczyło granice.
Norweg, mający za sobą już dziesięć goli w tym sezonie, nie doczekał się żadnej dodatkowej kary za swoje zachowanie.