Stadion w Lublinie nie jest łatwym terenem do grania, ale poszczególne kluby już wywoziły z niego ligowe punkty. W minioną środę zrobiła to chociażby Jagiellonia Białystok, która pokonała Motor 2:0.
W sobotę ten wyczyn chciał powtórzyć Śląsk Wrocław, dla którego był to tzw. "mecz przyjaźni", bo przecież kibice obu drużyn żyją ze sobą w bardzo dobrych relacjach. Na boisku oczywiście przesadnej kurtuazji nie było.
Niemalże od pierwszej minuty to Motor prowadził grę, tworzył sobie sytuacje bramkowe, ale nie żadnej z nich nie wykorzystał. Konkretniejszy był WKS, który pod koniec pierwszej połowy wyprowadził go na prowadzenie.
Wówczas świetnym podaniem prostopadłym popisał się Piotr Samiec-Talar. Skrzydłowy Śląska znakomicie wypuścił Jakuba Świerczoka, a ten zachował zimną krew i w bardzo pewny sposób trafił do siatki rywala.
Dzięki tej bramce wicemistrz Polski schodził na przerwę z bardzo korzystnym wynikiem, którego w drugiej połowie chciał strzec. Udało im się to aż do 83. minuty, gdy sprawę pokpiła linia defensywna, a gola strzelił Christopher Simon. Motor ostatecznie zwyciężył po trafieniu Marka Bartosa w doliczonym czasie gry.