Dla Rakowa Częstochowa rozgrywki Pucharu Polski miały być najkrótszą drogą do europejskich pucharów. Co roku częstochowianie z dużymi ambicjami podchodzą do krajowego pucharu, ale dawno nie przeżywali tak dużego rozczarowania.
W tym sezonie odpadli już na pierwszej przeszkodzie. Była nią Miedź Legnica, która gra w Betclic I lidze, ale nie ukrywa, że celem jest awans do elity. Raków przegrał z niżej notowanym rywalem po rzutach karnych.
Po ostatnim gwizdku sędziego niezadowolenia nie ukrywał trener Rakowa, Marek Papszun, który nie jest przyzwyczajony do tak rozczarowujących rezultatów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za strzał! Gol "stadiony świata" w Argentynie
- To nie jest gra na sytuacje, a na bramki. Szczególnie w meczu pucharowym. To zespół usłyszał. Mieliśmy to wygrać i nie wygraliśmy. Na pewno nie jestem z tego zadowolony i drużyna już o tym wie - powiedział po meczu.
- Gratuluję Miedzi. Życzę, żeby zaszła najdalej, jak to jest możliwe. No cóż, wiadomo, że jesteśmy rozczarowani. Bardzo dobrze weszliśmy w mecz, ale nie otworzyliśmy wyniku. Z biegiem czasu coraz trudniej było nam wykreować kolejne szanse. Mieliśmy też problem z zarządzaniem meczem. Tych sytuacji było jednak na tyle dużo, żeby wygrać - dodał trener.
Trener Rakowa zdawał sobie sprawę, że w rzutach karnych jego zespół nie będzie faworytem.
- W pucharze doprowadzenie do karnych z niżej notowanym przeciwnikiem powoduje to, że te proporcje się odwracają. Z roli faworyta już stajesz się drużyną na innej pozycji. Z czasem drużyna, która się broniła, tak jak Miedź w tym przypadku, dostawała energii i dodatkową szansę w rzutach karnych. Nie wytrzymaliśmy ich i ten konkurs finalnie przegraliśmy - dodał Papszun.
Mimo porażki szkoleniowiec znalazł jedno pocieszenie. - Żegnamy się niestety na początku. Albo stety… Bo jeżeli mieliśmy gdzieś odpaść, to lepiej, że to się stało już, a nie za trzy kolejki. To jedyne pocieszenie - zakończył.