Mecz Szkocji z Polską dostarczył wielu wrażeń oraz emocji. Do przerwy Polacy prowadzili 2:0, ale po zmianie stron Szkoci doprowadzili do remisu. W doliczonym czasie gry szalę zwycięstwa na naszą stronę przechylił Nicola Zalewski, który wykorzystał rzut karny podyktowany po faulu właśnie na nim.
Szkoci odrabianie strat w drugiej połowię rozpoczęli już w jej 20. sekundzie. Bramkę zdobył Billy Gilmour. Wówczas polscy kibice mogli być zdezorientowani z uwagi na problemy Telewizji Polskiej.
Po powrocie do gry po przerwie na transmisji telewizyjnej słychać było tylko i wyłącznie trybuny Hampden Park w Glasgow. Z tego powodu można było odnieść wrażenie, że druga odsłona meczu jeszcze się nie rozpoczęła.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Piękny gol piłkarki FC Barcelony. Co za uderzenie!
Doszło bowiem do sytuacji, w której nie było słychać żadnego z komentatorów TVP. Dopiero podczas powtórki gola Szkotów można było usłyszeć Mateusza Borka, a później także Grzegorza Mielcarskiego.
Okazuje się, że techniczne problemy z dźwiękiem nie były winą TVP. O tym, jak doszło do wpadki powiedział Borek. Pokazał też za pomocą jakiego sprzętu komentował mecz.
- Byłem w szoku. Przyszedłem na stanowisko komentatorskie i okazało się, że nie ma normalnych słuchawek, tylko musiałem komentować do mikrofonu. To nie jest takie łatwe. Ja tam żyję, ruszam się, jakbym był w dyskotece. Natomiast tutaj musisz cały czas trzymać mikrofon i nie możesz spojrzeć na dół, żeby zebrać dźwięk - powiedział Borek.
W przerwie doszło do zmiany zestawu, ale odpowiadający za to Szkoci nie zdążyli ze wszystkim na czas.
- Próbowaliśmy w pierwszej połowie w normalnych słuchawkach, ale to były słuchawki takiej wątpliwej jakości. Nie przygotowali się Szkoci z normalnymi, europejskimi słuchawkami. Była prośba w przerwie, żeby zmienić technologię - dodał Borek.
Czytaj także:
"Był słaby". Boniek bez pardonu o Kiwiorze
Tuzimek: Jak ktoś ma tyle farta, ile nasza kadra w Glasgow, to i "szóstkę" może trafić