Piąty Beatles
Większość fanów futbolu wie, że Beatlesów było pięciu: George Harrison, John Lennon, Paul McCartney, Ringo Starr i chłopak z ulic Belfastu, George Best. Nazywano go piątym Beatlesem ze względu na długie włosy i gwiazdorski styl życia. Irlandczyk w wieku 15 lat trafił do Manchesteru United, a już dwa lata później zadebiutował w pierwszej jedenastce Czerwonych Diabłów. Od pierwszego meczu Best był zadziorny, walczył do ostatniego metra i minuty, nie odpuszczał. 20-letni Irlandczyk strzelił w ćwierćfinale Pucharu Europy 1966 dwa gole Benfice Lizbona i już wtedy zaczęto mnożyć pochwały na jego cześć. Wychwalano drybling piłkarza, zachwycano się tym, że co do milimetra podaje piłki jako skrzydłowy, a jako napastnik strzela wiele bramek.
Sukcesy Irlandczyka
W latach 1963-1975 George Best grał w ataku Czerwonych Diabłów. Irlandczyk wystąpił w 361 meczach ligowych i strzelił 137 bramek. Łącznie w Manchesterze zdobył 179 goli w 466 spotkaniach. Best był jednym z najskuteczniejszych napastników ligi angielskiej przełomu lat 60-tych i 70-tych. Zdobył mistrzostwo Anglii w latach 1965 i 1967, a w 1968 roku sięgnął wraz z zespołem po Puchar Europy Mistrzów Krajowych. W międzyczasie George Best został uznany za piłkarza roku przez pismo "France Football". Analogiczny tytuł ligi angielskiej przyznało mu Stowarzyszenie Dziennikarzy Piłkarskich. W 2004 roku napastnik znalazł się na liście FIFA 100, opracowanej przez Pelego.
W reprezentacji bez fajerwerków
Kariera reprezentacyjna George'a Besta była dużo mniej efektowna. Napastnik wystąpił w 37 meczach drużyny narodowej Irlandii Północnej, strzelając 9 bramek. Jednak brak sukcesów w reprezentacji nie miał wpływu na jego popularność.
Woda sodowa uderzyła do głowy
W morzu zachwytów nad talentem i osobą George'a Besta wszyscy pomijali drobny szczegół. Już na początku swojej kariery Irlandczyk poświęcał dużo czasu nocnemu życiu i balangom. Liczba kielichów wypitych przez napastnika rosła zdecydowanie szybciej niż ilość strzelanych przez niego bramek. George Best otaczał się pięknymi kobietami, luksusowymi samochodami i drogimi trunkami. Był właścicielem manchesterskich lokali i butików. Żył pełnią życia, nie żałował sobie niczego.
Pożegnanie z Manchesterem
Działaczy Manchesteru niepokoił fakt, że ich najlepszy zawodnik coraz więcej wydawał na kobiety, hazard i przede wszystkim alkohol. Najgorsze zaś było to, że odbijało się to negatywnie na grze Irlandczyka. Po 11 sezonach angielski klub miał dość spadającej formy i pijackich ekscesów Besta. Z ciężkim sercem rozstano się z napastnikiem. W ten sposób przygoda z piłką na najwyższym poziomie zakończyła się dla Besta w wieku zaledwie 27 lat.
Powolne staczanie się na dno
Po rozstaniu się z Manchesterem, George Best kontynuował karierę przez prawie dziesięć lat w mniej znanych klubach, m. in. Stockport County, AFC Bournemouth, Fulham, Hibernian, a także w amerykańskich zespołach: Los Angeles Aztecs, Fort Lauderdale Strikers i San Jose Earthquakes. Irlandczyk ciągle miewał przebłyski geniuszu, jednak były one zabijane przez jego słabnącą z wiekiem kondycję i pochłaniany w ogromnych ilościach alkohol. Best ostatecznie zakończył karierę w wieku 37 lat. W 1984 roku trafił na trzy miesiące do więzienia za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu i napaść na policjanta. Sześć lat później Best pojawił się w emitowanym przez BBC programie "Wogan", wywołując skandal swoimi bełkotliwymi wypowiedziami, w których wyzywał wszystko i wszystkich.
Alkoholizm i choroba "piątego Beatlesa"
Podchodzący już pod czterdziestkę Irlandczyk pogrążył się całkowicie w alkoholizmie. Wszelkiej maści terapeuci stawiali sobie wyciągnięcie go z nałogu za cel podstawowy, jednak nie udawało im się to. Tryb życia, który prowadził George Best, daleki był od ideału i przyczynił się do pogorszenia stanu zdrowia. W 2002 roku piłkarz miał przeszczepioną wątrobę.
Smutny listopad 2005 roku
W październiku 2005 roku George Best trafił do szpitala z infekcją nerek i było wiadome, że koniec jest już blisko. Jednak Irlandczyk, podobnie jak na boisku, walczył z chorobą do samego końca. Jego organizm poddał się dopiero 25 listopada - dużo później niż spodziewali się lekarze. Piłkarski świat pogrążył się w żałobie. W pogrzebie Besta w smutny, deszczowy dzień wzięło udział ponad 100 tys. osób, dla których był on prawdziwym bohaterem - kolorowym, zadziornym, cieszącym się życiem, niepokornym do samego końca.