W Lechii Gdańsk czekali na niego z utęsknieniem, ale przez udział w igrzyskach olimpijskich z reprezentacją Ukrainy Maksym Chłań nie zagrał w dwóch meczach na początku sezonu. Ukraińcy odpadli jednak z IO już po fazie grupowej i 21-latek wrócił do Gdańska. Z marszu wszedł do wyjściowego składu, ale nie pomógł drużynie w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań.
Był aktywny, chciał pokazać ten sam polot i finezję, co w poprzednim sezonie w pierwszej lidze, lecz rywale mu na to nie pozwolili. W pierwszej połowie był blisko gola, gdy przejął piłkę po nieporozumieniu w obronie Lecha, natomiast uderzył minimalnie nad poprzeczką. Finalnie Lechia przegrała w Poznaniu 1:3 i Chłań nie mógł być zadowolony.
- Proszę, żeby kibice wierzyli w nas do końca i się nie załamywali. Zdajemy sobie sprawę, że musimy dawać z siebie 2-3 razy więcej niż w poprzednim sezonie - powiedział nam Chłań po meczu w Poznaniu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tornado podczas meczu. Zawodnicy starali się kontynuować grę
- Pierwsza połowa pokazała, że nie byliśmy przygotowani do takiego nacisku ze strony Lecha. W przerwie zrobiliśmy korekty i podbudowujemy się tym, że druga połowa była lepsza w naszym wykonaniu, graliśmy bardziej ofensywnie. Musimy szybciej przestawić się na warunki Ekstraklasy. Potrzebujemy trochę czasu i wszystko będzie dobrze - przyznał Chłań.
Fakty są jednak takie, że Lechia notuje falstart. Po trzech kolejkach ma zaledwie jeden punkt. Presja będzie narastać z tygodnia na tydzień. Wokół zespołu zrobi się naprawdę gorąco, jeśli nie będzie zwycięstw z Zagłębiem Lubin w kolejną niedzielę i parę dni później z Puszczą Niepołomice.
- My lubimy presję. Mamy w kadrze młodych piłkarzy i sobie z tym poradzimy. W poprzednim sezonie też mieliśmy problemy na początku, a później wyglądało to dużo lepiej - podsumował skrzydłowy Lechii.
z Poznania Tomasz Galiński, WP SportoweFakty