Marcin Ziach: Po tym, kiedy wydawało się, że twój czas w Górniku definitywnie dobiegł końca ty zagrałeś 90 minut w meczu sparingowym z MKS Kluczbork.
Dawid Jarka: Byłem tym faktem zaskoczony, bo jechałem na ten sparing z nastawieniem, że albo całe spotkanie będę oglądał z perspektywy ławki rezerwowych, albo usiądę na trybunach. Trener jednak na mnie postawił, zagrałem całe spotkanie i bardzo się z tego cieszę. Tym bardziej, że cała drużyna zagrała dobre zawody. Zaprezentowaliśmy się zdecydowanie lepiej niż w ostatnich kolejkach ligowych.
W Górniku w ostatnich dniach przed urlopami trwały wielkie testy. Przez klub przewinęło się wielu zawodników aspirujących do gry przy Roosevelta. Jak ich ocenisz?
- To nie jest moja działka oceniać przydatność danego zawodnika do drużyny. To leży w kompetencjach trenera i to trener odpowiada za budowę drużyny. Ja mogę odpowiadać za siebie. Robię swoje. Każdą szansę gry, jaką dostaję staram się maksymalnie wykorzystać. Wydaje mi się, że w meczu z Kluczborkiem nie wypadłem najgorzej. Miałem kilka sytuacji bramkowych, jedną doskonale wybronił bramkarz. Szkoda, że nie udało mi się czegoś strzelić, ale jestem umiarkowanie zadowolony.
Przez media jesteś skreślany z listy zawodników Górnika. Jak to wygląda z twojej perspektywy?
- Szczerze mówiąc szokują mnie informacje, że jestem w Górniku piątym kołem u wozu. Jest to przykre, bo niewiele osób pamięta, że zasłużyłem się temu klubowi. Zapisałem się w historii Górnika, jako pierwszy zawodnik, który w jednym meczu strzelił cztery bramki pod rząd. Nie chciałbym z Górnika, ale nie wszystko ode mnie zależy. Mam ten klub w sercu i chciałbym tu zostać.
W ostatnim czasie przebywałeś w Niemczech na testach, w drużynie Fortuny Dusseldorf, gdzie pokazałeś się z dobrej strony. Gdybyś miał wybierać Zabrze czy Dusseldorf - który kierunek byś obrał na rundę wiosenną?
- Wszystko wymaga głębszego przemyślenia. Gdybym zdecydował się na przejście do Fortuny musiałbym solidnie powalczyć o miejsce w pierwszym składzie, bo tam nikt nikomu nic nie da za darmo. Nie da się ukryć, że o miejsce w składzie drużyny występującej na zapleczu Bundesligi zawodnikowi, który praktycznie całą rundę przesiedział na ławce rezerwowych w polskiej pierwszej lidze będzie bardzo trudno. Jeżeli dostałbym sygnał od trenera, że jestem mu potrzebny i będę dostawał więcej szans na grę 0 nie zawahałbym się i zostałbym w Górniku.
Na jesieni można było dostrzec dosyć dziwne zachowanie trenera Komornickiego. Z jednej strony narzekał na brak napastników i plagę kontuzji, zaś z drugiej z ciebie, gotowego do gry snajpera kategorycznie zrezygnował.
- Było mi ciężko się z tym pogodzić. Tym bardziej, że doszły mnie głosy, że mecze oglądałem z trybun, bo rzekomo nie przykładałem się do treningów, co nie było prawdą. W Górniku przeżyłem już wielu trenerów, bo jestem tutaj najdłużej ze wszystkich chłopaków i nigdy nikt nie narzekał, że nie przykładam się do pracy. Nagle trener rzucił tak poważne oskarżenie, które odebrać było mi bardzo ciężko.
Miałeś jakiś moment załamania, w którym szukałeś wyjścia z tej trudnej sytuacji?
- Wiele nocy spędziłem na analizowaniu dlaczego tak jest, a nie inaczej. W sparingach grałem dużo i byłem wyróżniającym się zawodnikiem. Kiedy jednak przychodził mecz ligowy znowu siadałem na trybunach, albo na ławce rezerwowych, gdzie grałem ogony. Dlatego też nie chciałem siedzieć z założonymi rękami i zdecydowałem się poszukać nowego pracodawcy. Stąd też, kiedy pojawił się temat testów w Duesseldorfie nie zastanawiałem się zbyt długo.
Między polską pierwszą ligą, a zapleczem ekstraklasy w Niemczech różnica jest bardzo duża?
- Tutaj niewiele trzeba mówić. Wydaje mi się, że takie porównania mijają się z celem, bo to dwa zupełnie inne światy.
Jak zatem Górnik Zabrze przedstawia się na tle Fortuny Duesseldorf?
- Górnik w pierwszej lidze jest jednym z najlepiej zorganizowanych klubów. Mamy dobrze rozwiniętą infrastrukturę sportową i możnego sponsora. Do poziomu drugiej ligi niemieckiej nadal jednak wiele nam brakuje. Tam wszystko jest poukładane. Wszyscy do swojego zawodu podchodzą bardzo profesjonalnie. Trener wchodząc do szatni nie musi zawodnikom co mają robić na boisku, bo oni to po prostu wiedzą. W Niemczech drużyna jest jednym organizmem, w którym każdy odpowiada za każdego. To, co tam zastałem było dla mnie powodem sporego zaskoczenia. Przeskok był naprawdę duży.
Wracając do polskich realiów, w tabeli pierwszej ligi sytuacja Górnika nie przedstawia się najlepiej. Przez fatalną formę w końcówce rundy spadliście poza podium, co przed rundą rewanżową nie wróży najlepiej.
- Rzeczywiście nie wygląda to wszystko za ciekawie. Tak naprawdę w rundzie wiosennej możemy powalczyć tylko o drugie miejsce, bo Widzew wydaje się być nie do zdetronizowania. Może ta drużyna nie gra jakiejś wielkiej piłki, ale potrafi wygrywać, a to jest główną solą futbolu. My rundę jesienną rozpoczęliśmy naprawdę dobrze, ale potem z meczu na mecz graliśmy coraz gorzej. Szkoda, że tak się to zakończyło, ale przed nami jeszcze runda wiosenna. Nie będzie łatwo, bo czeka nas wiele ciężkich meczów wyjazdowych, ale wierzę, że uda nam się pokazać swoją wyższość nad innymi zespołami i awansujemy, bo miejsce Górnika jest w ekstraklasie.
Sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że w tym sezonie nie będzie baraży i awansują tylko dwa zespoły.
- Myślę, że to nie powinno być naszym zmartwieniem. Górnik musi zrobić wszystko, żeby na wiosnę pokazać pełnię swoich możliwości. Jeżeli tak się stanie spokojnie zajmiemy miejsce premiowane awansem i żadne baraże i tak nie byłyby nam potrzebne. Wydaje mi się, że te drużyny, które w tabeli Górnika wyprzedzają nie zaliczą drugiej tak samo udanej rundy i w rzeczywistości Górnik i Widzew awansują do ekstraklasy bez większych przeszkód.