Cudów brak, lecz coś drgnęło
Nie było powszechnie wyczekiwanych cudów w dwóch ostatnich tegorocznych meczach reprezentacji Polski. Biało-czerwoni przegrali 0:1 z Rumunią, by kilka dni później pokonać w takim samym stosunku reprezentację Kanady. Cudów nie było, za to minimalny postęp jak najbardziej. Franciszek Smuda odkąd tylko objął kadrę, swoimi działaniami udowadniał, że pomysł na nią miał od dawna. Śmiesznym byłoby pisanie o całkowitej odmianie polskiej reprezentacji. Pewne elementy w grze, są jednak przez Smudę powoli wprowadzane. Przede wszystkim rzuca się w oczy sposób rozgrywania piłki. Zwłaszcza w meczu z Kanadą, polscy piłkarze odeszli od tak dla nich charakterystycznych, górnych piłek do nikogo. Zawodnicy starali się krótko rozgrywać piłkę na niewielkim obszarze. Taka gra kombinacyjna i częste zmiany tempa rozgrywania akcji, cechują zespoły o wysokiej świadomości taktycznej i dojrzałości w grze. Nie oznacza to jednak, że Polacy w pełni te umiejętności opanowali. Ważne jest jednak to, że Smuda stara się je rozwijać a nie bazować jedynie na tym, co piłkarze wynoszą z drużyn klubowych. Jest to wystarczający powód, by z optymizmem patrzeć w przyszłość. Łyżką dziegciu jest natomiast skuteczność. Nieznaczny postęp w grze ofensywnej, nie został ukoronowany bramką w meczu z Rumunią, choć okazji do jej zdobycia nie brakowało. Najbardziej negatywnym zjawiskiem tego spotkania, było narzekanie na kiepski stan murawy. To oczywiście fakt, z którym trudno dyskutować, Rumunom to jednak nie przeszkodziło w odniesieniu zwycięstwa, choć grali na tej samej murawie. Warto jednak wierzyć, że i te, typowo polskie przyzwyczajenia, uda się nowemu selekcjonerowi wykrzewić z mentalności piłkarzy.
Doświadczenie zawsze w cenie
W obu spotkaniach zaprezentowali się zupełnie nowi piłkarze w reprezentacji Polski. Do EURO 2012 zostały jeszcze niespełna trzy lata, więc budowa zespołu w oparciu o zaawansowanych wiekowo piłkarzy, byłaby nie na miejscu. Kilku z nich, będzie jednak kadrze bardzo potrzebnych. Na spotkania z Rumunią i Kanadą, nowy selekcjoner biało-czerwonych zdecydował się powołać Michała Żewłakowa oraz długo niewidzianego w kadrze, Kamila Kosowskiego. Pomocnik APOEL-u Nikozja po raz kolejny potwierdził, że znajduje się w bardzo dobrej dyspozycji. W meczu z Rumunami, w opinii wielu obserwatorów, był najlepszym z Polaków. Z Kanadą Kosowski również zagrał co najmniej poprawnie. Żewłakow być może nie jest w najwyższej dyspozycji, lecz wciąż i tak przerasta o klasę pozostałych polskich obrońców. Na jego tle słabo zaprezentował się niepewny w meczu z Rumunią Adam Kokoszka. Występ Kokoszki nie jest powodem do rozpaczań, bowiem bardzo korzystnie zaprezentował się za to w kolejnym spotkaniu Maciej Sadlok. 20-letni defensor Ruchu Chorzów potwierdził, że drzemią w nim spore możliwości. Do polsko-ukraińskiego czempionatu zostało jeszcze sporo czasu, więc i Sadlok ma możliwość ukształtowania się piłkarsko. W odwodzie wciąż pozostaje, również powołany przez Smudę, nie mniej utalentowany Kamil Glik. Jeśli ktoś uważa, że powołanie dla Żewłakowa było niepotrzebne, to jest w błędzie. Na chwilę obecną to jedyny polski stoper grający regularnie za granicą w dobrym klubie. Zresztą w ostatni weekend, Żewłakow zdobył nawet bramkę dla swojego Olympiakosu Pireus. Tak doświadczony zawodnik, przyda się kadrze nie tylko na boisku ale także poza nim. Rolą Żewłakowa będzie przede wszystkim bycie mentorem dla nowej fali defensorów w polskiej kadrze, która niewątpliwie nadchodzi. Widać to także po bocznych obrońcach. Nieźle prezentował się 23-letni Jakub Rzeźniczak, przeciętnie choć poprawnie, 26-letni Piotr Brożek. Jeśli dodamy do tego 22-letniego Sebastiana Boenischa, który wiosną powinien zadebiutować w reprezentacji Polski, zaczyna się nam zarysowywać bardzo perspektywiczna linia obrony.
Młodzi, gniewni i nieokrzesani
Podobną rolę jak Żewłakow, w drugiej linii będzie odgrywał wspomniany Kosowski, choć w jego przypadku wydaje się, że szanse na występ na EURO 2012 są nieco mniejsze niż kolegi z obrony. Ważne jednak, że selekcjoner dostrzegł znakomitą formę byłego piłkarza krakowskiej Wisły. Kosowski jak mało kto, zasługiwał ostatnimi czasy na powołanie. Dobrze na przyszłość rokuje także postawa Macieja Rybusa. Pomocnik Legii Warszawa był bohaterem meczu z Kanadą, jednak wciąż ma jeszcze sporo do udowodnienia. Najważniejsze, by zawczasu nie nadać mu boskiego statusu. Tenże posiadł chyba Patryk Małecki, który niepokornymi wypowiedziami po meczu reprezentacji młodzieżowej z Holandią, ujawnił swoje ciemne oblicze. Talent ma jednak nieprzeciętny i jeśli tylko nabierze nieco pokory, kadra może mieć z niego pociechę. Podobnie zresztą jak z Kamila Grosickiego, którego tym razem Smuda pominął, jednak można być pewnym, że piłkarza Jagiellonii Białystok jeszcze nie raz zobaczymy w kadrze w przyszłym roku. Trochę zgubił formę Sławomir Peszko, lecz należy pamiętać o tym, że to wciąż jest jeden z szybszych skrzydłowych w kraju. Ważne, że jest alternatywa dla Jakuba Błaszczykowskiego, który przez ostatni rok był cieniem samego siebie. Smuda powrócił do wariantu gry z jednym defensywnym i jednym ofensywnym pomocnikiem w środku pola. Tym razem selekcjoner był zmuszony postawić na Dariusza Dudkę, jednak docelowo ta pozycja jest zarezerwowana dla Rafała Murawskiego. Bardzo dobrze zresztą, bowiem "Muraś" okrzepnie piłkarsko po transferze do Rubina Kazań, w którym ma okazję gry w Lidze Mistrzów. Zawodnik jest na dobrej drodze rozwoju, więc na kilka najbliższych lat, ta pozycja wydaje się być zabezpieczona. Podobnie ma się sytuacja w przypadku ofensywnego pomocnika. Tu niepodważalną pozycję ma Ludovic Obraniak, kolejny piłkarz nawet nie tyle zbierający szlify, co wręcz ograny w silnej lidze europejskiej. W odwodzie zawsze pozostaje błyskotliwy, kiedy tylko jest w formie, Roger Guerreiro.
Udowodnić klasę
Na pozór nieciekawie wygląda natomiast formacja ataku. To co w zupełności wystarcza na polską ekstraklasę, w starciu z piłką na poziomie międzynarodowym, wypada niestety blado. Stąd kiepska postawa w kadrze Roberta Lewandowskiego. Napastnik Lecha Poznań, to niewątpliwie jeden z największych talentów polskiej piłki ostatnich lat. Wydaje się jednak, że na razie daleko mu do poziomu, który jeszcze niedawno prezentowali w kadrze chociażby Maciej Żurawski czy Tomasz Frankowski. Lewandowskiemu wciąż brakuje ogrania, lecz w ciągu najbliższych trzech lat, ma czas na to, by okrzepnąć piłkarsko. Pomóc może mu w tym zagraniczny transfer. Podobnie ma się sytuacja z Pawłem Brożkiem, który w lidze polskiej osiągnął już właściwie wszystko i potrzebuje nowych wyzwań. Na chwilę obecną najlepszym polskim napastnikiem jest Ireneusz Jeleń. Lider francuskiego AJ Auxerre ma ogromny wpływ na wyniki lidera, silnej przecież, Ligue 1. Często przeszkadzają mu kontuzje, jednak to wokół tego piłkarza będzie budowany atak reprezentacji Polski. Jeleń jest zawodnikiem nie tylko szybkim, ale przede wszystkim inteligentnym napastnikiem. Jeśli chodzi o innych snajperów, to póki co panuje niewielki deficyt, podobnie jak na pozycji środkowego obrońcy. Względny spokój jednak można zachować, bowiem wszyscy wymienieni piłkarze mają wciąż sporo do udowodnienia w reprezentacji i jeśli tylko Smuda będzie w stanie wzbudzić w nich sportową złość, powinny przyjść tego efekty.
W bramce na razie czeski film
Tym razem na koniec pozostawiliśmy kwestię obsady bramki, gdyż na tej pozycji na razie niewiele wiadomo. W meczach z Rumunią i Kanadą między słupkami polskiej bramki stali Tomasz Kuszczak i Wojciech Szczęsny. Smuda nie ukrywał jednak, że numerem jeden w jego koncepcji jest Łukasz Fabiański. Tyle że ostatnio bramkarz londyńskiego Arsenalu zajmuje się głównie leczeniem kolejnych kontuzji. Nie należy zapominać także o Arturze Borucu. Niedawno w Glasgow przebywał trener bramkarzy reprezentacji Polski Jacek Kazimierski. Jego zadaniem było namówienie Boruca na bardziej intensywniejsze treningi w celu zrzucenia zbędnych kilogramów. To jasny sygnał od selekcjonera, że nie zapomniał o golkiperze Celticu Glasgow. Oczekuje jednak od niego odpowiedniego zaangażowania. Wszystko wskazuje na to, że nowy opiekun polskiej kadry będzie obracał się właśnie w tym kręgu nazwisk przy obsadzie bramki. W odwodzie ma jednak równie dobrych golkiperów jak Łukasz Załuska czy nieco niedoceniany Wojciech Kowalewski, po których zawsze śmiało będzie mógł sięgnąć.
Lepsza zima
Zwycięstwo z Kanadą pozwoliło nieco odetchnąć z ulgą polskim kibicom i w lepszych nastrojach przetrwać zimową przerwę bez meczów kadry. Należy jednak pamiętać, że to dopiero pierwszy mecz od czasu sierpniowej potyczki z Grecją, który reprezentacji Polski udało się wygrać. W dodatku wygraliśmy z rywalem, który tak naprawdę niewiele znaczy w międzynarodowej piłce. Jakby tego było mało, kilka dni wcześniej piłkarze "Liścia klonowego" ulegli Macedonii aż 0:3. To oczywiście pokazuje, że nie ma co wpadać w nadmierny hurraoptymizm po jednej wygranej z przeciętnym zespołem. Za to umiarkowany optymizm jest jednak wskazany, bowiem kilka aspektów w grze Polaków zapowiada zmianę jakościową. Na jej efekty przyjdzie nam nieco poczekać. Kolejne spotkania, Polacy rozegrają dopiero w przyszłym roku. W styczniu biało-czerwoni polecą najprawdopodobniej na turniej do Tajlandii, gdzie zmierzą się z gospodarzami oraz Koreą Północną i Danią. Wówczas Smudzie zaprezentują swoje umiejętności jedynie piłkarze z polskiej ligi. Tam potwierdzą, czy selekcjoner obrał dobrą drogę w budowie zespołu na EURO 2012.