Co prawda mecz w Bostonie z New England Revolution (4:1) zaczął się od mocnego uderzenia gospodarzy, którzy po kilkudziesięciu sekundach objęli prowadzenie, ale potem show dały dawne gwiazdy Dumy Katalonii.
Najpierw Leo Messi wyrównał po zagraniu Roberta Taylora. Potem obronę gospodarzy prostopadłym podaniem jak w swoich najlepszych czasach rozpruł Sergio Busquets, a Messi zamienił je na gola. Autorem trzeciego trafienia był Benjamin Cremaschi, który dobił uderzenie Messiego. A wynik po asyście Argentyńczyka fenomenalnym strzałem ustalił Luis Suarez.
Dwa gole i asysta w Bostonie sprawiły, że Leo Messi po siedmiu tegorocznych występach ma na koncie dziewięć trafień i siedem ostatnich podań - to nowy rekord MLS na tym etapie sezonu pod względem udziału w zdobyczy bramkowej swojego zespołu. Warto też wspomnieć, że Argentyńczyk strzelił gola albo asystował w każdym ligowym meczu, w którym zagrał.
Wizyta Interu przyciągnęła na Gillette Stadium rekordową publikę (65 612) i choć goście z Miami popsuli święto New England Revolution, to nikt nie powinien żałować takiego popisu Messiego i spółki.
Inter jest z 21 punktami po 11 kolejkach jest liderem konferencji wschodniej MLS.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć