Kilka dni temu na naszych łamach w cyklu "Będzie gwiazdą?" prezentowaliśmy napastnika Ruchu Artura Sobiecha. W jednym z komentarzy czytelników pojawił się wpis, iż "Abdul" nie powinien w sytuacjach podbramkowych przyjmować piłki, tylko momentalnie uderzać na bramkę. W spotkaniu z Jagiellonią, przy pierwszym trafieniu, Sobiech zrobił jak... do tej pory, czyli zwodem minął rywala i uderzył w samo okienko bramki Grzegorza Sandomierskiego. - Może niektórzy mnie zbyt wcześnie skreślali twierdząc, że niepotrzebnie zamiast od razu strzelać przyjmuję piłkę. A ja zrobiłem swoje i zdobyłem gola - cieszył się po meczu snajper Ruchu, który przyznał, że pierwsze trafienie z meczu z zespołem z Białegostoku było najładniejszym w jego krótkiej karierze ligowej.
Nie każdy zdawał sobie z tego sprawę, ale niewiele brakowało, aby Sobiech nie wystąpił w niedzielnym meczu. - W minionym tygodniu chorowałem. Również w dniu meczu nie czułem się najlepiej. Jednak wspólnie z trenerem podjęliśmy decyzję, że wystąpię. Efekt był widoczny na boisku - przyznał autor pięciu bramek w bieżącym sezonie.
Dzięki trafieniu "Abdul" przerwał świetną passę rywala, który od sześciu gier grał na "zero" z tyłu. Sobiech przyznał jednak, że on i koledzy przed spotkaniem nie "napalał" się na przerwanie rywalowi pięknej serii. - Dalecy jesteśmy od rozmów o przełamywaniu pass. To są sprawy dziennikarzy. Grzesiek Sandomierski to jest mój kolega z kadry młodzieżowej - stwierdził 19-letni snajper z Cichej. - Na pewno jednak cieszę się podwójne z faktu, że strzeliłem mu dwa gole - dodał na koniec reprezentant polskiej młodzieżówki, który jednak na najbliższe zgrupowanie kadry prawdopodobnie nie pojedzie. Sobiech jest na liście rezerwowej i na mecze "młodzieżówki" pojedzie tylko w przypadku, gdy z reprezentacji wypadnie któryś z powołanych piłkarzy.