Atmosfera meczu przyjaźni w pierwszych minutach sparaliżowała poczynania obu drużyn. Na trybunach trwał festiwal przyśpiewek, w których brylowali zwłaszcza kibice Lecha, a na murawie piłkarze poruszali się jak na sparingu. Na szczęście taki stan rzeczy trwał tylko kwadrans.
Sygnał do rozpoczęcia ataków dał w 16. minucie Marcin Zając, który pierwszą okazję gości zamienił na gola. Podania od najlepszego w szeregach gości Henry'ego Quinterosa w kierunku Zająca nie przeciął Piotr Polczak. Piłka trafiła pod nogi skrzydłowego Lecha, który wiedział, jak taki prezent zamienić na gola.
Dziesięć minut później mogła i powinna paść druga bramka dla Lechitów. Ładną centrę z prawej strony od Luisa Henriqueza nie wykorzystał Hernan Rengifo.
Później miał miejsce, jak to określił po spotkaniu trener gości Franciszek Smuda, piętnaście minut, które zadecydowało o porażce Lecha. Piętnaście minut, w których trzy indywidualne błędy popełnili zawodnicy gości, a które z zimną krwią wykorzystał Kamil Witkowski. Najpierw w 23. minucie piłka po dośrodkowaniu z prawej strony Bartłomieja Dudzica trafiło w... biodro Witkowskiego, a następnie wturlała się do bramki. Kolejne gole byłego napastnika Górnika Polkowice zostały zdobyte w doliczonym czasie gry, ale gdyby Witkowski miał lepiej nastawione celowniki, to do przerwy mógł tych bramek mieć co najmniej pięć na koncie.
W doliczonym czasie gry pierwszej połowy najpierw wykorzystał podanie z głębi pola Pawła Nowaka, ograł jak dziecko Bartosza Bosackiego i skierował piłkę w długi róg bramki Kotorowskiego. - Właśnie tam chciałem trafić - powiedział po spotkaniu Witkowski.
Kibice Cracovii w tym momencie z całą pewnością wzięliby w ciemno prowadzenie 2:1 do przerwy, ale o takim rozwiązaniu ani myślał Witkowski. Ostatni przed przerwą zryw Pasów zakończył się zdobyciem trzeciego gola. Świetnym podaniem z własnej połowy popisał się Mateusz Urbański. Piłka trafiła do szarżującego na prawym skrzydle Dariusza Pawlusińskiego. Plastik nie zwlekał i posłał długą piłkę do Witkowskiego, a ten najpierw minął Kotorowskiego, a następnie po raz drugi w odstępie dwóch minut utonął w ramionach kolegów z drużyny.
Ostatnią szansą dla Lecha na odwrócenie losów spotkania miał być Piotr Reiss. Trener Smuda, mimo kontrowersyjnej wypowiedzi Reissa dla Rzeczpospolitej (zawodnik wyżalił się, że Smuda stawia na Peruwiańczyków, a on czuje się odstawiany na boczny tor - przyp. red.), postanowił wpuścić doświadczonego zawodnika na plac gry. Reiss, ani żaden inny zawodnik Lecha, nie był w stanie skutecznie sforsować mądrze broniącej się w drugiej odsłonie Cracovii.
Rozmiary porażki zmniejszył co prawda fantastycznym uderzeniem Rengifo, ale gwoli sprawiedliwości - to Cracovia mogła i powinna w drugiej odsłonie podwyższyć prowadzenie. Dogodnych sytuacji nie wykorzystał jednak ponownie Witkowski oraz w 76. minucie Dudzic, którego rozpaczliwym wyjściem z bramki powstrzymał Kotorowski.
Piłka po raz czwarty zatrzepotała w siatce gości w doliczonym czasie gry po uderzeniu Kuliga, ale zdaniem sędziego głównego, a w zasadzie sędziego liniowego, który podniósł chorągiewkę do góry, w tej sytuacji był spalony.
- Dzięki za derby, piłkarze dzięki za derby - skandowali kibice Cracovii przed pierwszym gwizdkiem sędziego Tomasza Mikulskiego. Po sobotnim meczu okrzyk ten można śmiało zmodyfikować przez dodanie do niego nazwy Lecha Poznań.
Cracovia Kraków - Lech Poznań 3:2 (3:1)
0:1 - Zając 16'
1:1 - Witkowski 22'
2:1 - Witkowski 44'
3:1 - Witkowski 45'
3:2 - Quinteros 80'
Składy:
Cracovia Kraków: Olszewski, Kulig, Polczak, Urbański (46' Karwan), Radwański, Pawlusiński, Baran (82' Wacek), Kłus, Nowak, Dudzic, Witkowski (88' Majoros).
Lech Poznań: Kotorowski, Kucharski (60' Cueto), Zając (46' Reiss), Bandrowski, Bosacki, Wojtkowiak, Henriquez, Rengifo, Quinteros, Murawski, Kikut (75' Pitry).
Żółte kartki: Olszewski (Cracovia) oraz Henriquez, Bosacki, Kikut (Lech).
Sędzia: Tomasz Mikulski (Lublin).
Widzów: 4500 (w tym 400 kibiców Lecha).
Najlepszy zawodnik Cracovii: Kamil Witkowski.
Najlepszy zawodnik Lecha: Henry Quinteros.
Najlepszy zawodnik spotkania: Kamil Witkowski.