Fernando Santos, jedno z największych trenerskich rozczarowań w historii reprezentacji Polski, nie chce podać się do dymisji, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że straciłby przez to ogromne pieniądze.
Mimo że prowadzony przez niego zespół gra bez ładu i składu, Portugalczyk nie zamierza rezygnować. W PZPN są bardzo rozczarowani tym, jak wygląda kadencja Fernando Santosa, nie można się więc dziwić, że posada Portugalczyka wisi na włosku.
Wydawało się, że selekcjoner może stracić pracę już we wtorkowe przedpołudnie, gdy na spotkanie wezwał go Cezary Kulesza.
ZOBACZ WIDEO: Bezlitosne słowa dla reprezentantów Polski. "Nie wierzę, że coś się zmieni"
Rozmowy trwały niemal dwie godziny, ale nie podjęto ostatecznych decyzji. Żadna ze stron nie chce komentować przebiegu spotkania, jednak można się domyślić, że uwolnienie się od Portugalczyka nie jest proste, albo inaczej: nie jest tanie.
Choć kontrakt jest pilnie strzeżoną tajemnicą, to najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że gdyby nie doszło do porozumienia, trzeba by płacić Santosowi pensję jeszcze długo (umowa obowiązuje do końca eliminacji EURO, a w przypadku awansu przedłuża się automatycznie). A to już bardzo duże kwoty. Idące w miliony złotych.
Co więc dalej? Z informacji WP SportoweFakty wynika, że już jutro, to jest w środę, ma dojść do kolejnego spotkania z selekcjonerem. Atmosfera jest daleka od sielankowej, bo za miesiąc czekają nas trzy ostatnie mecze eliminacji i już niedługo trzeba będzie wysyłać powołania na te spotkania. Czas więc niezwykle nagli…
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty