Cezary Kulesza jest prezesem PZPN od 2021 roku. Początek jego kadencji wyglądał obiecująco. PZPN jako pierwszy wystąpił przeciwko Rosji i postanowił, że nie zagra ze Sborną po tym, jak Władimir Putin wydał rozkaz, by rosyjskie wojska najechały teren Ukrainy. Jeszcze wcześniej Kulesza poprawnie rozwiązał sprawę Paulo Sousy, który nagle odszedł ze stanowiska selekcjonera polskiej kadry.
Od 2022 roku rozpoczęły się schody. Najpierw kontrowersje wywołało nazwisko następcy Sousy. Był to Czesław Michniewicz. Ostatecznie jednak szkoleniowiec doprowadził kadrę do udziału w mundialu. Polska wyszła tam z grupy, lecz w międzyczasie pojawił się wątek afery premiowej, czy też ochroniarza o ps. Grucha, który pracował dla kadry, a w przeszłości działał w zorganizowanej grupie przestępczej.
Sprawa Stasiaka pogrążyła PZPN
Kulminacja problemów nastąpiła po porażce reprezentacji Polski w Kiszyniowie z Mołdawią (2:3). Na pokładzie samolotu razem z piłkarzami przebywał Mirosław Stasiak. Był traktowany jako oficjalny związkowy delegat, choć w przeszłości ustawił ponad 40 meczów. Z relacji Kuleszy wynika, że na pokład maszyny zaprosiła go firma Inszury.pl, a PZPN nie zweryfikował listy gości.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a
Kulesza zaprzeczył, że zna Stasiaka, choć ten był wodzirejem na kolacji związkowej już w Kiszyniowie. Wychodził na środek, śpiewał i zabawiał gości. Dziennikarz Interii zapytał prezesa PZPN, jak mogło do tego dojść. Ten odpowiedział enigmatycznie.
- Niestety nie zwróciłem na to uwagi. Poza tym nie znałem jego kartoteki - starał się uciąć temat.
Kulesza przyznał, że ostatnie tygodnie były bardzo trudne dla niego i dla związku, a wydając oświadczenie dotyczące Stasiaka, PZPN sam sobie strzelił w stopę. Przypomnijmy, że na początku federacja nie poinformowała, kto zaprosił na pokład samolotu człowieka skazanego za korupcję. Rzuciła wtedy cień podejrzeń na wszystkich sponsorów, a ci zaczęli się odwracać od kadry.
Po tym wszystkim Kulesza nie zamierza jednak się podawać do dymisji. Wprost wyjaśnił, że nie ma co o tym myśleć.
- Dlaczego miałbym ją rozważać? To absurdalne pytanie. Mamy rekordowy budżet? Mamy. Organizujemy imprezy międzynarodowe? Organizujemy. Zatrudniamy dobrych trenerów? Tak. Podczas tych dwóch lat już trzy reprezentacje młodzieżowe awansowały na mistrzostwa Europy. Pojechaliśmy też na mundial, wyszliśmy tam z grupy. A na końcu media piszą o mnie głupoty, bo to się lepiej sprzedaje - podkreślił.
Santos nie odchodzi
Jakby tego było mało kilka dni po aferze ze Stasiakiem powstało zamieszanie związane z selekcjonerem reprezentacji Polski Fernando Santosem. Niektóre media informowały, że Portugalczyk otrzymał lukratywną ofertę od saudyjskiego Al-Shaabab i może się tam przenieść. Sam Santos nie odbierał natomiast telefonów od Jakuba Kwiatkowskiego, rzecznika kadry. Wracał jednak wówczas z urlopu.
Kulesza w wywiadzie dla Interii uspokoił kibiców, że Santos nigdzie się nie rusza. Portugalczyk był zdziwiony szumem, który się wokół niego utworzył.
- Tego dnia, gdy pisaliście o ofercie z Arabii Saudyjskiej, wracał z wakacji do Portugalii. Jak tylko wszedł do domu to porozmawiał z naszym sekretarzem. "Ale dlaczego chcecie rozwiązać moją umowę? O co chodzi? Przecież mamy kontrakt!". Był totalnie zaskoczony, myślał, że to my chcemy się pożegnać z nim. Nie wiedział o żadnej ofercie - powiedział Kulesza.
Prezes PZPN mocno wypowiedział się także o meczu polskiej kadry z Mołdawią. Przegrana 2:3 bardzo go zabolała, ale jednocześnie boli go krytyka, która dotknęła naszych piłkarzy. Kulesza podkreśla, że nie przegrali meczu celowo i sami byli załamani. Szefa polskiej piłki najbardziej wścieka hejt w stronę Roberta Lewandowskiego - najskuteczniejszego zawodnika w historii reprezentacji.
- To nie jest robot, maszynka, którą można nakręcić. Nie zgadzam się na takie ataki. Jeśli kibice chcą, to niech napierd... we mnie. Nawet do końca kadencji. Ale niech zostawią w spokoju reprezentację i Roberta, bo to nasze dobra narodowe. Apeluję o to: drodzy kibice, bądźcie z nimi na dobre i na złe. Pamiętajcie, że razem wygrywamy i razem przegramy - przyznał.
Reprezentacja Polski następny mecz rozegra 7 września, kiedy zmierzy się u siebie z Wyspami Owczymi w ramach eliminacji do Euro 2024. Obecnie nasza sytuacja w walce o awans na mistrzostwa Europy nie wygląda dobrze. Po trzech meczach mamy tylko trzy punkty i w tabeli grupy E zajmujemy dopiero czwarte miejsce. Do turnieju wchodzą z eliminacji dwie najlepsze ekipy z każdej grupy.
Czytaj także:
"Nie widzę tego". Szkot studzi zapał ws. polskiego talentu w Celtiku