Tak PZPN się jeszcze nie skompromitował. "Katastrofa komunikacyjna"

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Cezary Kulesza
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Cezary Kulesza

Za kadencji Cezarego Kuleszy w PZPN stale dochodzi do kontrowersyjnych sytuacji. W czwartek organizacja gasiła pożar benzyną, wydając problematyczne oświadczenie. - To wielopoziomowa katastrofa komunikacyjna - mówi nam Grzegorz Kita.

W tym artykule dowiesz się o:

Ten tydzień stoi pod znakiem kompromitacji Polskiego Związku Piłki Nożnej. W poniedziałek Szymon Jadczak na łamach WP SportoweFakty poinformował, że na mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy z Mołdawią do Kiszyniowa poleciał Mirosław Stasiak (więcej TUTAJ). Tymczasem to sam PZPN do 2026 roku zawiesił go za korupcję.

Stasiak to były piłkarz i działacz. Brał udział w ustawieniu 43 meczów. Federacja najwyraźniej nie widziała problemu w jego działaniach z przeszłości.

Po opublikowaniu na naszym portalu informacji o wylocie skorumpowanego mężczyzny do Kiszyniowa razem z reprezentacją Polski, ze strony PZPN panowała cisza. Do czwartku. Wówczas wieczorem opublikowano oświadczenie. I od niego rozpoczął się efekt domina.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Magia wciąż zachowana". Popis zawodnika FC Barcelony

"Wielopoziomowa katastrofa komunikacyjna"

W niepodpisanym oświadczeniu PZPN przeprosił, lecz brakowało konkretów. Jedno zdanie natomiast szczególnie przykuło uwagę czytelników. "Mirosław Stasiak był uczestnikiem wyjazdu na zaproszenie jednego z partnerów (ze względu na zasady poufności, nie możemy informować, którego z nich)" - napisano w końcowym fragmencie.

Tymi słowami rzucono podejrzenia na sponsorów reprezentacji.

- Czwartkowe oświadczenie PZPN to była spektakularna, wielopoziomowa katastrofa komunikacyjna - mówi nam wprost Grzegorz Kita, specjalista ds. marketingu i konsultingu, prezes Sport Management Polska. - To niespotykane zjawisko w historii polskiego biznesu sportowego. PZPN nie tylko zaczął gasić pożar benzyną, ale w pewien sposób zdruzgotał własny kanon komunikacyjno-marketingowy, wciągając w swoje problemy sponsorów - dodaje nasz rozmówca.

Oczywiście oświadczenie federacji nie przeszło bez echa. Natychmiast kilku ważnych partnerów zareagowało. Mowa o Rafale Brzosce, szefie firmy Inpost, o Orlenie, czy też STS. Jeszcze ostrzej postąpiła firma Tarczyński, producent kabanosów, wypowiadając umowę PZPN. To tylko pokazuje, że wybuchł pożar praktycznie nie do ugaszenia.

- Zwykle, gdy PZPN miał problemy, to przechodził przez nie o tyle suchą stopą, o ile nie reagowały na te problemy ich fundamenty biznesowe i "źródła przychodów", czyli sponsorzy i ewentualnie nabywcy praw telewizyjnych. Oni nie byli w to wmieszani. Tymczasem federacja nagle wciągnęła w środek afery wszystkich swoich sponsorów i to w sposób brutalny. PZPN rzucił cień na każdą firmę, która z nim współpracuje. Żadna z tych marek nie mogła sobie pozwolić na wizerunkowe kłopoty, więc dlatego zobaczyliśmy wyścig na oświadczenia, w których wyjaśniano, że to akurat nie ich marka jest uwikłana w zamieszanie ze Stasiakiem - podkreśla Kita.

- Z tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach, można porównać jedynie reakcje sponsorów na akcję pod hasłem "Koniec PZPN" z 2009 roku. Może geneza tamtej sytuacji była inna, ale reakcja sponsorów, kibiców, czy mediów była podobna do tego, co się dzieje teraz. Eskalacyjna i bardzo mocna - ocenia nasz rozmówca.

Szef przemówił

Ostatecznie w piątek głos zabrał także prezes PZPN Cezary Kulesza. Stasiaka na listę gości, według wersji działacza, wpisała firma Inszury.pl. Zapewne niewielu kibiców słyszało o niej jeszcze przed tym, jak zaczęła partnerować federacji.

"W ramach reakcji opublikowaliśmy oficjalny komunikat wyjaśniający, że na listę wyjazdową pana Mirosława Stasiaka wpisał jeden z naszych Partnerów. Zdecydowaliśmy się na lojalność wobec tego Partnera i podjęliśmy decyzję o nieujawnianiu jego danych" - podkreślił w swoim oświadczeniu Kulesza.

"Dziś firma Inszury.pl opublikowała jednak komunikat, w którym wzięła odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. W tych okolicznościach możemy potwierdzić, że to właśnie ta firma wpisała na listę gości pana M. Stasiaka" - dodał.

Szef polskiej piłki przeprosił ponadto wszystkich sponsorów i obiecał, że zrobi wszystko, aby kolejne takie sytuacje się nie powtórzyły. Trudno w to jednak uwierzyć, bo w ostatnich miesiącach śledzenie działań PZPN jest jak jazda bez trzymanki.

Afera za aferą

- Patrząc na obecne czasy, to mamy już niestety trzecią poważną aferę na koncie PZPN, a nie liczę tych pomniejszych sytuacji kryzysowych. Sytuacja z zatrudnieniem Michniewicza na stanowisku selekcjonera była mocno kontrowersyjna, a afera premiowa również negatywnie świadczyła o polskiej piłce. Gdyby jeszcze dodać do tego inne skandale, to mamy do czynienia z korowodem i powtarzalnością na niebywałą skalę. Źle to wróży - mówi Kita.

Praktycznie co dwa miesiące na jaw wychodzą przykre rzeczy związane z polską piłką. Do tego reprezentacja nie spisuje się jak należy. Patrząc jednak na bałagan wokół PZPN, to może się to okazać najmniejszym problemem.

- Ostatnie wydarzenia przysporzą polskiej federacji sporo kłopotów. Sponsorzy zaczną bardzo uważać, wzrośnie nieufność i poczucie zagrożenia w takiej współpracy. Jednak sponsorzy zawsze muszą też kalkulować w długim horyzoncie czasowym. Marki postępują coraz bardziej odpowiedzialnie i społecznie, ale też pragmatycznie. Czasem dadzą się wciągnąć w nerwowe reakcje biznesowe, ale zawsze muszą skalkulować, na ile opłaca się być przy reprezentacji i takim przełożeniu na konsumenta. Niezależnie od tego, co wyczynia PZPN, to kadra nadal jest łakomym kąskiem marketingowym. Jednakże to tylko jedna strona medalu - analizuje Kita.

- Druga sprawa jest taka, że współpraca z PZPN najzwyczajniej w świecie staje się ryzykowna dla firm. Jeśli powtarzalność sytuacji kryzysowych jest tak duża, to firmy muszą zakładać ryzyko, że ich marki będą wciągane w różne dziwne historie. Rośnie nie tylko ryzyko reputacyjne, ale również operacyjne, handlowe. Rozdrażnieni konsumenci potrafią bojkotować produkty czy negatywnie recenzować marki. Sponsorzy na pewno nie opuszczą federacji hurtowo, ale spodziewam się innej ważnej rzeczy. W wielu umowach pewnie znajdą się klauzule, które pozwolą w łatwiejszy sposób zakończyć współpracę. Mogą też pojawić się kary umowne. Sponsorzy będą podnosili bezpieczeństwo swoich kontraktów - kończy Kita.

Jesteśmy obecnie w okresie wakacyjnym, ale on nie będzie dawał wytchnienia od informacji związanych z polską piłką. Już po skandalu związanym ze Stasiakiem i oświadczeniem federacji "Przegląd Sportowy Onet" wytropił kolejny "śliski" temat. Mowa o zachowaniu niektórych gości w samolocie po meczu z Mołdawią. Byli oni zaproszeni przez PZPN i przeszkadzali piłkarzom, którzy i tak mieli prawo być wściekli po blamażu w Kiszyniowie (więcej TUTAJ).

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Czytelnicy wypowiedzieli się ws. przyszłości prezesa PZPN. Miażdżąca przewaga

Źródło artykułu: WP SportoweFakty