Gwiazdą "człapak" z polskiej ligi, sielanka na trybunach. Co czeka Raków w dwumeczu z Florą Tallinn?

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Andre Martins (z lewej) i Konstantin Vassiljev
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Andre Martins (z lewej) i Konstantin Vassiljev

Raków Częstochowa jest zdecydowanym faworytem dwumeczu z Florą Tallinn w I rundzie el. Ligi Mistrzów. Na co musi przygotować się mistrz Polski? Porozmawialiśmy z dwoma ekspertami o estońskim futbolu.

Większość osób w Polsce była zgodna po losowaniu I rundy eliminacji Ligi MistrzówRaków Częstochowa trafił nieźle, bo rywalizację w europejskich pucharach rozpocznie od dwumeczu z Florą Tallinn.

Mistrz Polski będzie faworytem, choć już raz w historii zdarzyło się, że zespół z Estonii eliminował polski klub. Miało to miejsce w sezonie 2009/2010, gdy Wisła Kraków nie poradziła sobie z Levadią Tallinn. W sumie odbyło się sześć dwumeczów polsko-estońskich, z czego pięć wygrały polskie zespoły.

Flora Tallin. Co to za zespół? Przede wszystkim - trzynastokrotny mistrz Estonii, ośmiokrotny zdobywca Pucharu Estonii. Są jednak znacznie słabsi niż choćby w 2021 roku. Praktycznie zawsze grają w ustawieniu 1-4-2-3-1, trener Jurgen Henn rzadko decyduje się na zmiany. Największym problemem tej drużyny jest gra w ataku. Brakuje tam skutecznej "dziewiątki" po odejściu krytykowanego w Polsce Rauno Sappinena. Mimo to aktualnie są liderem ligi.

ZOBACZ WIDEO: Ależ przymierzyła. Gol stadiony świata

To klub czy reprezentacja Estonii?

Flora jest dość specyficznym zespołem. Od 2021 roku występują tam wyłącznie zawodnicy z Estonii. Nie uświadczy się jakiegokolwiek zagranicznego piłkarza. Do 2020 można było doszukać się w kadrze m.in. Fina czy Gruzina (choć z estońskim obywatelstwem). Niewiele wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości coś miało się w tej materii zmienić.

Zespół jest bardzo mocny w tamtejszych realiach. W czterech ostatnich sezonach trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Estonii. W 2021 roku do tytułu zabrakło jednego punktu. Wtedy cieszył się lokalny rywal - Levadia. Było to jednak w sezonie, gdy Flora awansowała do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Łączenie gry na kilku frontach okazało się znanym w Polsce "pocałunkiem śmierci".

- W lidze zdarzają im się frajerskie remisy i porażki. Jest to jest największa wada zespołu. W poprzednim sezonie przegrali wygrany dwumecz z Seinajoen JK w eliminacjach Ligi Konferencji, a w dogrywce grali tylko dzięki Karlowi-Rometowi Nommowi i jego interwencjom. Jest to zespół, który czasem zapomina jak się gra, choć wcale tego nie widać na boisku. Jako przykład podam przegrane 0:2 derby z Levadią, na których byłem. Flora wcale nie była zespołem gorszym. To samo w finale Pucharu Estonii. Flora była lepsza, ale czasem popełnia za dużo błędów i myśli, że mecz sam się wygra - opowiada Jan Gawlik z "Piłkarska Estonia".

Stary dobry "człapak" z polskiej ligi

Gwiazdą Flory jest Konstantin Vassiljev. Mimo 38 lat na karku w dalszym ciągu ma ogromny wpływ na grę swojego zespołu. Co ciekawe, został przesunięty nieco niżej. Już nie jest ustawiany jako typowa "dziesiątka", a bardziej "ósemka".

Niemniej, jego liczby są imponujące: 2018/19 - 32 mecze (12 goli, 17 asyst), 2019/20 - 25 meczów (10 goli, 10 asyst), 2020/21 - 24 mecze (7 goli, 10 asyst), 2021/22 - 31 meczów (13 goli, 11 asyst), 2022/23 - 15 meczów (5 goli, 9 asyst).

- W lidze estońskiej może sobie człapać, co robi w każdym meczu, ale jak pośle piłeczkę, albo uderzy z dystansu, to ręce składają się do oklasków. I nic nie wskazuje na to, by miał kończyć. Sądzę, że nawet po czterdziestce będzie czołową postacią tej ligi - mówi Gawlik.

- Z jednej strony to taka romantyczna historia, z drugiej dość wstydliwa, bo Vassiljev ciągnie Florę Tallinn, a jednocześnie reprezentację. Wygląda korzystnie nawet na tle takich drużyn jak Belgia czy Austria, w fazie grupowej Ligi Konferencji też wypadał przyzwoicie. Potrafi się zmobilizować na kluczowe spotkania, natomiast oczywiście musi być obudowany zawodnikami z lepszą dynamiką - podkreśla Dawid Czemko z portalu Estoński Futbol.

To musi wykorzystać Raków

Flora w skali polskiej ligi jest przeciętnym zespołem. W ofensywie, mówiąc oględnie, szału nie ma, z kolei w defensywie jest sporo dziur.

Nie jest to monolit. - Raków powinien grać na Marco Lukkę i Markkusa Seppika. Ten pierwszy zawsze był trochę taką zapchajdziurą. Uważam, że to jedno ze słabszych ogniw. Michael Lilander to solidny prawy obrońca, mogący z powodzeniem grać na lewej stronie. Trudno go zajechać, biega od szesnastki do szesnastki - mówi Gawlik.

W dodatku nie pomagają jej kontuzje. Leczy się podstawowy obrońca Henrik Purg, ponadto Erko Tougjas, Markus Soomets i dwaj piłkarze znani z polskiej ligi Ken Kallaste i Sergei Zenjov.

Co może przemawiać za Estończykami? - Są w trakcie sezonu, więc są w tzw. rytmie meczowym. To też dość zgrany zespół. Są tam sami krajowi zawodnicy, kadra praktycznie się nie zmienia - dodaje Czemko.

Awans to obowiązek

Każde inne rozstrzygnięcie niż spokojny awans Rakowa będzie odebrany w Polsce jako kompromitacja.

Trener Flory już po samym losowaniu mówił, że jego zespół trafił najgorzej, jak tylko się dało. Jeśli była drużyna, której Flora chciała uniknąć w pierwszej rundzie, to był nią Raków.

- Byli rozstawieni, więc mogli trafić na dużo słabsze zespoły. Tylko Raków wydawał się nie do przejścia. W Estonii jest presja, żeby co roku walczyć o grupę Ligi Konferencji. Tak naprawdę trzeba przejść dwóch rywali i ma się zapewnioną grę w pucharach jesienią. Nastroje wewnątrz zespołu są po tym losowaniu średnie. Każdy zdaje sobie sprawę, że Raków jest zdecydowanie silniejszy. Plusem dla nich jest to, że w przypadku przegranej zostaną przesunięci od razu do III rundy el. Ligi Konferencji - mówi Czemko.

Piekła na trybunach... nie będzie

Najważniejsze informacje dla Rakowa? Stosunkowo niedaleki wyjazd i perspektywa gry na naturalnej murawie, nie na sztucznej.

- Flora i Levadia grają na narodowym stadionie z naturalną murawą. Rozgrywają tam mecze od późnej wiosny do jesieni, gdy murawa się do tego nadaje. Sam początek i końcówka sezonu grana jest na mniejszym obiekcie, położonym vis-à-vis. Tam już położona jest sztuczna nawierzchnia - wyjaśnia Czemko.

Częstochowianie nie muszą się nastawiać na fanatyczny doping miejscowej publiczności i tzw. piekło na trybunach. - Zdecydowanie nie. Będzie to bardziej atmosfera piknikowa. Liczba kibiców będzie dość skromna jak na polskie realia. Nie spodziewałbym się więcej niż dwóch tysięcy osób na trybunach - podsumował.

Tomasz Galiński, dziennikarz WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Były reprezentant oburzony zachowaniem polskich piłkarzy. "Na poziomie przedszkola"
Ostra reakcja Szpakowskiego na kompromitację kadry

Komentarze (0)