Anna Woźniak: Po trzech spotkaniach bez zdobyczy punktowej czas się przełamać?
Robert Kasperczyk: Przegraliśmy trzeci mecz, kończąc w dziesiątkę. To na prawdę daje powód do frustracji, ponieważ ani w meczu z GKS Katowice, ani w meczu z MKS Kluczbork nie czuliśmy się zespołem gorszym.
Grając w osłabieniu nie jest łatwo stworzyć okazje do zdobycia bramki.
- W tej lidze, grając w dziesiątkę praktycznie całą drugą połowę, trzeba liczyć się z tym, że nie wykorzystując takich sytuacji, jakie my mieliśmy grając nawet w osłabieniu, w końcówce można stracić bramkę. My grając nawet w osłabieniu, drugą połowę graliśmy o zwycięstwo, dążąc do zdobycia być może jednej - złotej bramki.
Jednak w dziesiątkę również KSZO stwarzał w ostatnich meczach groźne sytuacje po bramką rywala.
- Najlepsze sytuacje do zdobycia gola, stworzyliśmy sobie właśnie wtedy, gdy graliśmy z jednym zawodnikiem mniej. Przypomnę piękne uderzenie z dystansu Huberta Robaszka, po solowej akcji, gdzie milimetrów zabrakło, by padła bramka. Sytuacja sam na sam Piotra Wtorka, który sam odebrał piłkę, minął stopera, można powiedzieć tak jak w książce uczy Jerzy Talaga i chyba wystraszył się odpowiedzialności, bo trudno to co zrobił Piotrek nazwać strzałem na bramkę. To było podanie do bramkarza, który nie jako zasygnalizował zwód w drugą stronę, a Piotrek dał się na to nabrać. To były sytuacje przy stanie 0:0.
MKS Kluczbork nastawił się na kontry, co przyniosło przeciwnikowi zamierzony efekt.
- Oczywiście, trzeba było się liczyć z tym, że będziemy kontrowani, bo MKS Kluczbork miał bardzo dobre notowania po poprzednich meczach. Wiadomo było, że grają bardzo agresywnie w środku i wychodzą piątką-szóstką zawodników do szybkich kontrataków.
Żal straconych punktów?
- Pretensje do chłopaków mam praktycznie tylko o to niechlujstwo z tyłu, bardzo niedokładne podania, powodowały chaos, przy próbie odbudowania tego ustawienia. Były również zalążkiem, do akcji bramkowych przeciwnika. Udało się raz, udało się również za drugim razem, ale trzecia sytuacja była już skuteczna w wykonaniu gości. Niedokładne podanie Radosława Kardasa znalazło się pod nogami rywala. Sklepali nas, szybko zrobili przewagę i padła bramka. Nie można mieć pretensji do sędziego, tylko siebie, bo to była ewidentnie nasza wina.
Wspomniany Radosław Kardas często włącza się w akcje ofensywne zespołu, szczególnie pod polem karnym rywala.
- W końcówce dałem już Radka Kardasa na napastnika, bo nie było już nic do stracenia. Bardzo mi żal tego meczu, w kontekście tych trzech poprzednich. Trzy razy z rzędu przegraliśmy mecz, kończąc w dziesięciu.
Teraz przed KSZO trudny wyjazd do Szczecina na mecz z Pogonią.
- Nie chciałbym, żeby chłopcy wpadli w jakąś depresję, psychozę. W Szczecinie trzeba zagrać dobry mecz, po którym będziemy zadowoleni z gry i daj Boże z wyniku. Wtedy - myślę, że ta pewność szybko wróci. To jest czasami kwestia jednego meczu. Ale do tego jest jeden warunek i chciałbym, żeby on został w Szczecinie spełniony. Musimy skończyć mecz w jedenastu.
Ekipa Pogoni została już rozpracowana?
- Jeśli chodzi o Pogoń Szczecin, to wszyscy wiemy, jakie tam są aspiracje, jakie mają pieniążki i skład personalny. Wymienić można przynajmniej Moskalewicza, Petasza. Kto nie przyjedzie na Pogoń, tworzy niezły mecz. Ja liczę na to, że przyjedzie tam w najbliższy weekend drużyna KSZO i nie będzie to zespół z Sandecji, tylko to będzie KSZO z meczu z Widzewem Łódź, czy Podbeskidzia Bielsko-Biała. Jeżeli z takim nastawieniem i taką konsekwencją taktyczną zagramy w Szczecinie, to jestem spokojny, że chłopcy jakieś punkty stamtąd przywiozą.
Czego się można najbardziej obawiać?
- Jeśli wkradną się jakieś elementy chaosu, czy niechlujnych zagrań do środka, które sami piłkarze nazywają podaniami na minę, to trzeba się liczyć z konsekwencjami. O ile w meczu z MKS Kluczbork, rywal wykorzystał dopiero trzecią taką sytuację, to w Szczecinie można gwarantować, że już pierwszy taki błąd zostanie wykorzystany.
Drużyna ostrowiecka nie jedzie do Szczecina na pożarcie.
- Ja jestem optymistą przede wszystkim pod względem dyspozycji tych chłopaków. Na pewno nie wyników, bo przyznam się szczerze, że wstydziłem się po meczu w Nowym Sączu, nie poznawałem tam swojego zespołu, ale okoliczności innego rzędu o tym decydowały. Natomiast postawa w meczach z Katowicami i Kluczborkiem, gdzie graliśmy w osłabieniu, stworzyliśmy kilka sytuacji, zrobiliśmy kilka przećwiczonych zagrań i to chłopakom wychodziło.
Przydałby się bardzo w najbliższym meczu kontuzjowany Adam Cieśliński.
- Brakuje nam jednak i nie jest to tylko moje zdanie, Adama Cieślińskiego. On szarpał tą obronę przeciwnika, pozwalał nam burzyć ustawienie początkowe przeciwnika, z czego korzystali pozostali zawodnicy. Jego szybkość i ruchliwość pozwalała na zwiększenie się odległości między obrońcami rywala. W tym momencie nie mamy tak szybkiego i ruchliwego zawodnika. Oczywiście z całym szacunkiem dla Marcina Folca czy Krystiana Kanarskiego, jednak to są zawodnicy zupełnie innego pokroju.