- Nie będę cię bił, bo jesteś stary, ale cię zwolnię - krzyczał do jednego ze swoich trenerów. Gwiazdom chcącym opuścić jego drużynę na rzecz Premier League odradzał z kolei taki ruch, gdyż... "Anglicy źle żyją, źle jedzą, a ich kobiety nie myją genitaliów". Messiego z kolei nazwał kretynem, zaś agentowi Ezequiela Lavezziego groził "obcięciem jaj".
Aurelio De Laurentiis - bo o nim mowa - to jedna z najbarwniejszych postaci w europejskim futbolu. Teraz, po 19 latach, wreszcie doczekał się upragnionego Scudetto. I cokolwiek by o nim nie mówić, to właśnie De Laurentiisowi neapolitańczycy zawdzięczają fakt, że dziś znów są liczącą się firmą na mapie Włoch i Europy.
Z piekła do nieba
Sierpień 2004 roku. Pogrążone w długach Napoli ogłasza upadłość. Klub nie otrzymuje licencji na grę w Serie B i odbudowę będzie musiał zacząć od poziomu Serie C1. Rozpoczyna się poszukiwanie nowych inwestorów, którzy mogliby przywrócić blask drużynie dwukrotnych mistrzów Włoch.
ZOBACZ WIDEO: Co z przyszłością Zielińskiego? "Jeden trener do niego wydzwania"
Cały proces nie trwa długo. Kilka tygodni później oficjalnie Napoli przejmuje Aurelio De Laurentiis. Początkowo jednak nabyty przez niego zespół nosi nazwę Napoli Soccer. Prawowitą nazwę - Società Sportiva Calcio Napoli - klub odkupuje dopiero po dwóch latach.
De Laurentiis od początku nastawia się na sukces. Zakłada, że w 5 lat uda mu się przywrócić Napoli do elity. Ostatecznie nieco jednak się pomylił. Udało mu się to w zaledwie 3 sezony.
W Serie A również dość szybko ugruntował swoją pozycję w czołówce ligi. Jednak mimo niezłych momentów, jak te, gdy klub 4-krotnie sięgał po wicemistrzostwo, a kolejne 4 razy kończył sezon na 3. miejscu, niedoścignionym celem pozostawało Scudetto.
Aż do teraz. - To ukoronowanie marzenia, które trwa od 33 lat - mówił szczęśliwy De Laurentiis do świętującego tłumu po meczu z Udinese.
Skazany na film
Urodzony 24 maja 1949 roku Aurelio De Laurentiis przemysł filmowy miał w genach. Jego wuj, Dino De Laurentiis, wyprodukował ponad 500 filmów, z czego 38 otrzymało nominację do Oscara. To właśnie Dino był jednym z głównych motorów napędowych rozwoju włoskiego kina. Produkcją filmową zajmował się również ojciec Aurelio - Luigi.
De Laurentiis po części zatem nie miał wyboru. W rodzinnym biznesie odnalazł się jednak doskonale. Współpracował z wieloma znakomitymi reżyserami jak choćby Ridley Scott, Luc Besson czy Roman Polanski. Doskonałe czucie branży i potrzeb widza sprawiły, że dorobił się fortuny, która pozwoliła mu na inwestycję życia - pozyskanie ukochanego Napoli.
Co by o De Laurentiisie bowiem nie mówić, jest on prawdziwym fanem klubu od dziecka. Nie mogło być inaczej, skoro pochodzi on z Torre Annunziata - małej miejscowości oddalonej zaledwie kilkanaście kilometrów od Neapolu.
Zakup Napoli był jednak nie tylko spełnieniem dziecięcych marzeń, ale i znakomitym biznesem. Pogrążony w kryzysie, nękany długami zespół, dostępny był po promocyjnej cenie 32 mln euro. Później wystarczyło go jedynie wygrzebać z niższych lig. Nie trzeba było za to specjalnie martwić się o marketing i promocję. Mimo kryzysu sportowego, Napoli pozostawało jednym z najpopularniejszych klubów w kraju, a na mecze drużyny, nawet w Serie C, waliły tłumy. To do Napoli należy rekord publiczności na tym poziomie rozgrywek - na jedno ze spotkań przyszło aż 51 tysięcy fanów!
De Laurentiis od początku miał jasny plan na klub. Bardzo szybko wprowadził nowe porządki, m.in. odcinając się od neapolitańskiej mafii, która dotychczas mocno żerowała na klubie, a także wprowadzając własne, niespotykane nigdzie indziej zasady jak przejmowanie 100 procent praw do wizerunku piłkarzy, którzy decydują się na podpisanie umowy z klubem.
Ostatnio natomiast stwierdził, że już nigdy nie zakontraktuje piłkarza z Afryki, chyba, że ten podpisze zrzeczenie się z udziału w Pucharze Narodów Afryki. - Nie są dostępni, a my jesteśmy frajerami, którzy płacą im pensje - argumentował.
De Laurentiis niejednokrotnie udowadniał, że ma swoje, często bardzo ekscentryczne, spojrzenie na futbol. Dziś jednak to jego jest na wierzchu.
Ucinane jaja i wyprowadzka z Neapolu
W Neapolu każdy wie, że z De Laurentiisem nie ma żartów. W przeszłości w szranki z charyzmatycznym właścicielem próbował stanąć Ezequiel Lavezzi. Gwiazdor głośno dawał do zrozumienia, że liczy na transfer.
Zirytowany De Laurentiis w jednym z wywiadów wypalił: - Dziwi mnie niedojrzałość tych profesjonalistów. Jeśli jesteś zawodowcem, zawsze powinieneś nim być. Jeśli jesteś sportowcem, nie pijesz, ani nie odwiedzasz prostytutek - w ten sposób wydając sekret żonatego już Lavezziego. Później natomiast zwrócił się też bezpośrednio do agenta piłkarza: - Jeśli będzie głupi, odetnę mu jaja.
Innym razem o wybuchowości prezesa przekonał się ówczesny trener drużyny - Edoardo Reja. Po jednym ze spotkań wściekły De Laurentiis wparował do szatni zespołu i omal nie doszło do rękoczynów. - Nie będę cię bił, bo jesteś stary. Ale cię zwolnię - rzucił jedynie do 4 lata starszego od siebie szkoleniowca.
Konfliktu z De Laurentiisem nie ustrzegł się również sam Neapol, a dokładniej władze miasta, na czele z burmistrzem Luigim de Magistrisem (urząd piastował w latach 2011-2021). Główną osią sporu był przestarzały stadion, który De Laurentiis nazywał pieszczotliwie "kiblem". Doszło nawet do tego, że groził on wyprowadzką z Neapolu.
- W takim razie idę do burmistrza Caserty, dogadam się z nim i od 2 stycznia zacznę budowę nowego stadionu z dala od miasta, bo oni są poważni. Jeśli de Magistris mówi, że nie ma uprawnień do zrobienia tej jednej rzeczy, powinien podać się do dymisji - grzmiał De Laurentiis.
Zresztą miał on całkiem ambitne plany jeżeli chodzi o wykorzystanie stadionu. - Boisko piłkarskie jest niedoceniane i niewykorzystywane. Wystarczyłoby postawić na nim poświęcony ołtarz i można by celebrować tam śluby czy komunie - snuł plany w rozmowie z “La Republicca”.
Świeże powietrze
Listę mniej lub bardziej kontrowersyjnych zachowań i wypowiedzi Włocha można by mnożyć w nieskończoność. Obecnie jednak nie ma to znaczenia. W Neapolu kluczowe jest to, że po 33 latach udało się ponownie sięgnąć po Scudetto i przywrócić blask południu Włoch. Blask, który od czasów mistrzostwa Romy w 2001 roku, dzieliła między siebie znienawidzona północ.
Co ciekawe, De Laurentiis dokonał tego w najmniej oczywistym momencie. W sezonie, w którym wydawało się, że budowane przez niego Napoli czeka stagnacja na dalszych miejscach w tabeli. Przed sezonem z drużyny odeszli bowiem niemal wszyscy kluczowi piłkarze na czele z Kalidou Koulibalym, Driesem Mertensem czy Lorenzo Insigne.
Nikt nie spodziewał się, że to co nie udało się wyżej wymienionym gwiazdom, czy też wcześniej m.in. Markowi Hamsikowi czy Edinsonowi Cavaniemu, już w pierwszym sezonie w Neapolu osiągnie gruziński Maradona - Khvicha Kvaratskhelia. 21-latek, do spółki z Victorem Osimhenem sprawił, że kibice momentalnie zapomnieli o letnich odejściach.
- W końcu pozbyłem się wszystkich tych nieco pozbawionych motywacji graczy, którzy nie potrafili zabrać mnie tam, gdzie chciałem. Potrzebowałem wpuścić świeże powietrze - stwierdził niedawno w jednym z wywiadów De Laurentiis.
I choć ruch ten, nie pierwszy zresztą raz, mógł wydawać się szalony, to także nie pierwszy raz - koniec końców to De Laurentiis może triumfować.
Czytaj także:
- FC Barcelona nie rezygnuje z wielkiego transferu. Ma swój plan
- Premier obiecał 40 milionów na stadion Rakowa. Prezydent miasta wysłał do niego list
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)