City dobije Arsenal? "Mam wrażenie, że to miało wpływ na zespół, pogorszyło morale"

Getty Images /  Julian Finney / Na zdjęciu: Martin Odegaard i Bernardo Silva
Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Martin Odegaard i Bernardo Silva

- To spotkanie może w dużej mierze zdecydować o tym, kto zostanie mistrzem Anglii - zapowiada Rafał Nahorny. Już w środowy wieczór kibiców Premier League czeka prawdziwa uczta - naprzeciw siebie staną Manchester City oraz Arsenal.

Choć w Premier League do rozegrania pozostało jeszcze sześć kolejek, to już w środę odbędzie się mecz, który przez wielu uznawany jest za mały finał rozgrywek.

Starcie Manchesteru City z Arsenalem może przesądzić o tym, kto ostatecznie będzie mógł cieszyć się z mistrzostwa Anglii.

O samym spotkaniu, jak i perspektywie obu drużyn na nadchodzące tygodnie, rozmawiamy z ekspertem i wieloletnim komentatorem ligi angielskiej Rafałem Nahornym.

Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty: Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że przed nami przedwczesny finał sezonu Premier League?

Rafał Nahorny, Canal+: Oczywiście nadchodzący mecz to najważniejsze spotkanie spośród wszystkich, które zostały do zakończenia sezonu Premier League. Musimy jednak pamiętać, że zarówno Manchester City, jak i Arsenal, mają jeszcze w kalendarzu kilka trudnych gier, w tym choćby z Brighton, które znajduje się w bardzo dobrej formie. Myślę, że oba zespoły gdzieś po drodze stracą jeszcze punkty, choć zgadzam się z tymi, którzy uważają, że to środowe spotkanie jest najważniejsze i może zdecydować w dużej mierze o tym, kto zostanie mistrzem Anglii.

ZOBACZ WIDEO: Wysłał jasny komunikat do Fernando Santosa. "Jest ozdobą tej ligi"

Długo wydawało się, że Arsenal ma bezpieczną przewagę nad resztą stawki. W ostatnim czasie "Kanonierzy" złapali jednak wyraźną zadyszkę. Czy stać ich będzie jeszcze na zryw w ostatniej fazie sezonu?

Mam wrażenie, że na Arsenal wpływ miało odpadnięcie z rozgrywek w Lidze Europy ze Sportingiem. To pogorszyło morale zespołu. Gdy remisujesz pierwszy mecz na wyjeździe, a później u siebie prowadzisz 1:0, by ostatecznie odpaść z rozgrywek, w których przez wielu uznawanych byłeś za faworyta... To nie wpływa dobrze na zespół.

Na zdjęciu: mecz Arsenal - Sporting (fot:  Mike Hewitt)
Na zdjęciu: mecz Arsenal - Sporting (fot: Mike Hewitt)

Dodatkowo spójrzmy też chociażby na ostatni mecz z Southampton - wydawało się, że łatwiejszego meczu do wytypowania w poprzedniej kolejce nie było. Tymczasem "Święci" po raz pierwszy w tym sezonie zdobyli trzy gole na wyjeździe. To nie wystawia obecnie najlepszego świadectwa defensywie Mikela Artety.

No właśnie - defensywa wydaje się dziś zdecydowanie największym problemem Arsenalu. Pod nieobecność Williama Saliby obrona "Kanonierów" w ogóle nie funkcjonuje.

Oczywiście zgadzam się, że nieobecność Saliby ma duży wpływ na to, że ta defensywa nie prezentuje się tak okazale jak wcześniej. Jednak mistrzowska drużyna powinna grać dobrze nawet wówczas, gdy brakuje jednego czy drugiego piłkarza. Pamiętam, gdy z trybun mecze oglądał Zinchenko, to też wówczas zespół nie prezentował się tak dobrze jak z nim. Stosunkowo dobrze udało się zastąpić jedynie nieobecnego przez wiele miesięcy Gabriela Jesusa.

Teraz, przed meczem z City, dochodzi jeszcze choroba Granita Xhaki, którego zabrakło już ze "Świętymi" i również było widać tę nieobecność.

Miejsce Saliby zajął Rob Holding, który jednak, delikatnie mówiąc, nie zachwyca. Pojawiają się głosy, że można by do obrony cofnąć Thomasa Partey'a. Nie bierze się jednak w zasadzie w ogóle pod uwagę Jakuba Kiwiora. Czy taka sytuacja Polaka powinna martwić?

Niewątpliwie, początki Jakuba Kiwiora należą do tych trudnych. Jednak wymieniany już tutaj Saliba też nie miał łatwego startu. Wystarczy wspomnieć, że Arteta wypożyczał go dwa razy do innych klubów i gdy wydawało się już, że nie ma szansy się przebić, to nagle wyrósł na czołową postać obrony Arsenalu.

Kiwior jak dotąd wchodził kilkukrotnie z ławki i nie dawał dobrych zmian. Nie sądzę, by tutaj Arteta szykował dla niego jakieś specjalne zadanie. Ciężko będzie mu zaistnieć w Arsenalu do końca tego sezonu. Wiemy jednak, że nie tacy piłkarze mieli trudne początki w mocnych klubach i na razie nie ma według mnie wielkich obaw co do jego przyszłości. W tym sezonie będzie mu jednak już trudno odegrać znaczącą rolę.

Mówimy o problemach zdrowotnych w kadrze Arsenalu, jednak gdy spojrzeć w przeszłość, to nawet gdy nie były one tak poważne, to Arsenal nie był w stanie przeciwstawić się City. W tym sezonie na dwa spotkania między tymi drużynami, dwa razy górą był Manchester.

To prawda, w tym sezonie Manchester City był lepszy zarówno w lidze i to na stadionie Arsenalu, jak i w Pucharze Anglii. Choćby z tego powodu drużyna Guardioli jest faworytem tego spotkania. Można dodać do tego także fakt, ze Arsenal z Manchesterem City przegrał 11 meczów z rzędu. Taka seria nie może działać dobrze na psychikę, nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że wielu z tych piłkarzy nie było w trakcie tych przegrywanych meczów. Ostatnie wygrane spotkanie Arsenalu z City rozpoczynali w składzie jeszcze m.in. Petr Cech, Mesut Oezil czy Oliver Giroud.

Pamiętam jednak to ostatnie spotkanie, które Arsenal przegrał 1:3. Jeżeli ktoś spojrzał tylko na wynik, to mógł dojść do wniosku, że w rewanżu, na Etihad, Manchester tym bardziej nie powinien mieć żadnych problemów. Tak jednak wcale nie musi być. Siła ofensywna Arsenalu jest naprawdę bardzo duża. Zarówno Martinelli, Saka jak i Odegaard mogą się już dzisiaj pochwalić dwucyfrową liczbą zdobytych bramek. Oczywiście Haaland sam strzelił więcej niż cała ta trójka, ale nie zmienia to faktu, że Arsenal może być groźny.

"Kanonierzy" mogą spróbować wykorzystać jakiś moment dekoncentracji City, zwłaszcza na początku spotkania. Warto też wspomnieć, że Ederson co ciekawe ma jedną z najniższych skuteczności obronionych strzałów w całej lidze (58 procent). Inna sprawa to jednak to, jak wygląda praca bramkarza w takiej drużynie jak Manchester City. Nie ma on za dużo pracy i gdy akurat po jedynym strzale w meczu wpadnie bramka, to można powiedzieć, że w zasadzie nic nie obronił.

Arsenal to dziś jedna z najmłodszych drużyn Premier League (niższą średnią wieku posiada jedynie Brighton). Czy ten brak doświadczenia również może mieć wpływ na losy mistrzostwa na finiszu rozgrywek?

Choć na fali entuzjazmu można przenosić góry, to jeżeli ta obecna zadyszka Arsenalu przerodzi się w jakąś poważniejszą dolegliwość, to oczywiście Arsenal zakończy ten sezon na 2. miejscu. "Kanonierzy" nie mogą też pocieszać się tym, że Manchester wciąż walczy na trzech frontach. City, nawet jeżeli gdzieś po drodze poniesie jakąś dotkliwą porażkę, to dzięki doświadczeniu zawodników w walce o prestiżowe trofea, nie powinno to wpłynąć na ich psychikę. Inaczej sprawa wygląda z Arsenalem, gdzie ostatnie porażki czy remisy, mogą kosztować piłkarzy sporo zdrowia nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Na pewno fakt, że to wciąż bardzo młodzi piłkarze, może mieć niekorzystne znaczenie dla Arsenalu.

Czy jednak nawet gdyby obecny sezon zakończył się niepowodzeniem dla Arsenalu, to kibice powinni być spokojni o cały projekt? Czy możemy powoli przyzwyczajać się do znów wielkiego Arsenalu, który rok w rok będzie walczył nie o top4, a o mistrzostwo?

Myślę, że jest za wcześnie na takie osądy. Latem zbroić się będą nie tylko Manchester City i Arsenal, ale i pozostali, którym nie udało się zrealizować swoich wielkich celów. Bo w tym sezonie, mówiąc językiem Sir Alexa Fergusona, mamy w zasadzie od początku wyścig dwóch koni. Reszta mogła się tylko przyglądać.

Warto tu jednak też przypomnieć, że Arteta to uczeń Guardioli. Gdy kończył karierę zawodniczą miał trzy propozycje pracy. Mógł zostać dyrektorem akademii piłkarskiej w Arsenalu, mógł być asystentem Pochettino w Tottenhamie albo pójść do Guardioli. Wybrał tę ostatnią opcję i dobrze na tym wyszedł.

***

Początek meczu Manchester City - Arsenal FC w środę, 26 kwietnia, o godzinie 21:00.

Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty

Czytaj także: 
Duże wyzwanie dla Lewandowskiego. Trener Barcelony podjął decyzję przed meczem z Atletico
Przełamanie Interu Mediolan w Serie A. Błysnął Romelu Lukaku

Źródło artykułu: WP SportoweFakty