Transfer Jakub Kiwiora do Arsenalu był sporym zaskoczeniem. Na przełomie 2022 i 2023 roku we włoskich mediach spekulowało się raczej, że jeśli Polak przejdzie do mocnego klubu, to pozostanie na Półwyspie Apenińskim.
Tymczasem młody środkowy obrońca zdecydował się dołączyć do lidera Premier League. Od początku było wiadomo, że niezwykle trudno Kiwiorowi będzie się przebić do podstawowego składu.
Od czasu przejścia do Arsenalu reprezentant Polski rozegrał w tym klubie trzy mecze, spędzając na boisku łącznie 85 minut. Brak ogrania sprawia, że pojawiają się u niego poważne błędy, które jednocześnie nie poprawiają jego sytuacji w zespole.
Widać to było chociażby w starciu Kanonierów z Liverpoolem, gdzie Kiwior tuż po wejściu na boisko o mało nie sprokurował gola dla rywali. - Mecz Arsenalu z Liverpoolem oraz spotkanie reprezentacji Polski z Czechami pokazało w przypadku Jakuba Kiwiora, jak wygląda gra bez rytmu meczowego, regularnych występów - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty Marcin Rosłoń, komentator Canal+ Sport, znawca Premier League.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bajeczny gol 17-latka z Legii
- Widzimy, jaki był rozstrzał u tego piłkarza na marcowym zgrupowaniu kadry w stosunku do zgrupowań za kadencji Czesława Michniewicza. W jego wypadku nie można bazować na doświadczeniu, bo ono nie jest duże - dodaje nasz rozmówca.
- Osobiście uważam, że te wszystkie błędy są spowodowane właśnie brakiem regularnej gry. Oczywiście dochodzą czasem Jakubowi mecze w lidze młodzieżowej, ale to nie jest ten sam poziom adrenaliny i prestiżu. Tam nie gra się przy pełnych stadionach - dodaje Rosłoń.
W ostatnim meczu ligowym, gdy Arsenal rywalizował na wyjeździe z Liverpoolem, niektórych kibiców mogło zdziwić, że Mikel Arteta wprowadza Kiwiora na boisko w 80. minucie. Być może pierwotny plan nie zakładał, że Polak pojawi się w tym spotkaniu na boisku, ale wydarzenia na placu gry sprawiły, że szkoleniowiec potrzebował kolejnego obrońcy. Wówczas Arsenal prowadził 2:1 i walczył o utrzymanie wyniku.
- Akurat w spotkaniu z Liverpoolem Polak został wpuszczony w bardzo trudnym momencie. Zdjęto Martina Odegaarda, a wprowadzono zawodnika, który miał wzmocnić formację obronną. Ten pierwszy błąd na szczęście nie był brzemienny w skutkach, wynikał z ekspresji. Jeszcze za czasów gry w Spezii sporo osób często powtarzało, że Jakub Kiwior to piłkarz bez układu nerwowego. Być może to prawda, ale potrzeba regularnej gry, aby wyeksponować to w Arsenalu - podkreśla nasz rozmówca.
- Arsenal liczył na udaną kontrę, która pozwoli uzyskać prowadzenie 3:1. Liverpool nie dość, że wszystko kasował, to jeszcze przeprowadzał wiele akcji na bramkę Kanonierów. W tym wypadku nie może dziwić, że Arteta sięgnął po Kiwiora, który jest zdrowy, ma odpowiednie warunki fizyczne. To miało pomóc wygrać mecz, ale ostatecznie tak się nie stało. Nie można winić Polaka, bo to nie on był winowajcą przy utracie decydującej bramki - analizuje Rosłoń.
Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to nie można liczyć na to, że Kiwior w krótkim okresie stanie się istotną postacią w Arsenalu. Jeśli sztab szkoleniowy uzna to za dobry pomysł, to może się okazać, że Polak zostanie wypożyczony do innego klubu.
- Przyznam szczerze, że spoglądam na karierę Jakuba Kiwiora w Arsenalu w dalszej perspektywie. Przykładowo William Saliba jako bardzo młody zawodnik trafił do zespołu Kanonierów, ale później był wypożyczany do klubów z innej ligi, a teraz jest kluczowym piłkarzem formacji obronnej Arsenalu. Być może sztab szkoleniowy znajdzie również Polakowi jakiś klub, w którym będzie mógł się ograć. Trzeba pamiętać, że nie można się podpalać i nie ma tutaj drogi na skróty. Jakub ma jeszcze trochę czasu, aby nabrać doświadczenia w grze na najwyższym poziomie - zakończył Rosłoń.
Obecnie Arsenal wciąż jest liderem Premier League. Sytuacja jest jednak coraz bardziej napięta. Kanonierzy mają trzy punkty przewagi nad Manchesterem City, a do końca sezonu pozostało osiem kolejek. Kolejny mecz podopiecznych Mikela Artety już w niedzielę. Rywalem będzie West Ham United, a początek rywalizacji o godz. 15:00.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Tylko nie to! Fatalne informacje o reprezentancie Polski