Książę odnaleziony po latach. "Nie wierzyłem w to"

Instagram / Na zdjęciu: Jordi Amat wraz ze swoją babcią
Instagram / Na zdjęciu: Jordi Amat wraz ze swoją babcią

- Babcia mówiła, że jestem następcą tronu. Myślałem, że to bajka - mówi Jordi Amat. Dopiero w wieku 30 lat odkrył, że naprawdę jest księciem indonezyjskiej wyspy Siau. Rzucił karierę w Europie, przeniósł się do Azji, w sobotę gra mecz z Burundii.

W tym artykule dowiesz się o:

W najlepszych ligach świata i europejskich pucharach rozegrał blisko 200 spotkań. W hiszpańskiej Primera Division był zawodnikiem Espanyolu Barcelona i Rayo Vallecano. Brał udział w spotkaniach przeciwko FC Barcelonie czy Realowi Madryt. Po boiskach Premier League biegał w koszulce Swansea City.

Urodzony w Barcelonie Jordi Amat był też juniorskim i młodzieżowym reprezentantem Hiszpanii. Z MŚ U-17 w 2009 roku przywiózł brązowy medal. Uzbierał 29 występów w drużynach narodowych. Do seniorskiej reprezentacji Hiszpanii powołania jednak nie otrzymał.

Po latach gry w Hiszpanii i Anglii wylądował w belgijskim KAS Eupen. Był kapitanem zespołu, ale nagle zniknął ze Starego Kontynentu. W jego życiu oprócz piłki nożnej pojawił się inny priorytet.

ZOBACZ WIDEO: Tego bramkarz się nie spodziewał. Co on zrobił?!

Królewskie geny

Lipiec 2022. Amat przenosi się do malezyjskiego Johor DT. Jego ruch dziwi kibiców Eupen. Okazuje się, że sprawa ma drugie dno: piłkarz dowiaduje się, że należy do rodziny królewskiej, choć na początku nie podaje tego do publicznej wiadomości.

Indonezyjskie korzenie zawdzięcza dziadkom od strony matki, ale nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że jest następcą tronu na Wyspie Siau. - Kiedy byłem mały, moja babcia mówiła mi, że jestem następcą tronu, ale myślałem, że ​​to tylko bajka - przyznaje w rozmowie z hiszpańską telewizją TV3.

Swoje drzewo genealogiczne na poważnie bada, gdy rok wcześniej selekcjoner Shin Tae-yong zaczął namawiać go na grę dla Indonezji. W trakcie ubiegania się obywatelstwo okazuje się, że babcia miała rację.

Potwierdza się, że kobieta jest księżniczką Siau, a prapradziadek Amata był władcą wyspy z tytułem radży. To tytuł szlachecki równoważny królowi. Procedury zajmują rok. Niedługo, zwykle w Indonezji tego typu formalności trwają siedem lat. Następnie na jego ręce wędruje oficjalnie tytuł następcy tronu, czym chwali się w mediach społecznościowych.

"Jestem bardzo szczęśliwy i dumny z tego, że jestem obywatelem Indonezji, podobnie jak moja rodzina. Nie mam słów, aby opisać moje uczucia w tej chwili" - pisze na Instagramie.

W rozmowie z TV3 30-latek nie ma jednak wątpliwości, że będzie żył tak jak dawniej. - Moje życie zbyt wiele się nie zmieni - zapewnia i dodaje: - Moim marzeniem jest teraz zrobienie kariery w Azji. Jestem bardzo młody, czuję się dobrze zarówno fizycznie, jak i psychicznie i naprawdę nie mogę się doczekać tego wyzwania.

Problemy tuż za rogiem

Amat nie może liczyć na wielkie wynagrodzenie, ale się tym nie przejmuje. Od razu podkreśla, że najważniejsze jest to, co chce zrobić dla wszystkich mieszkańców Siau.

- W żaden sposób nie można porównać tytułu księcia Siau z księciem Asturii, czy królem Hiszpanii. Moim zadaniem nie jest odbieranie hołdów, ale praca dla wyspy, na której jest wiele do zrobienia i uzyskanie środków na jej rozwój, by wszystkim mieszkańcom żyło się lepiej - podkreśla.

Obecnie Amat pobiera lekcje, aby opanować język Bahasa. Wszystko po to, by móc rozmawiać z mieszkańcami wyspy. A to może być bardzo ważne z wielu względów. Siau jest jedną z ponad 17 tysięcy wysp należących do Indonezji, ale na swój sposób wyjątkową.

Na osoby, które na co dzień przebywają na wyspie, czeka trochę niebezpieczeństw. Można do nich m.in. zaliczyć czynny wulkan Karangetang. W ostatnich 30 latach kilka razy doszło do jego erupcji, a jedna z nich miała miejsce w tym roku. Amat był bardzo zaniepokojony tym stanem rzeczy.

"Modlę się o mieszkańców wyspy Siau. Mam nadzieję, że wszyscy są zdrowi i bezpieczni" - napisał na Instagramie.

Otoczyły go tłumy

W barwach Indonezji spełnia marzenie o grze w reprezentacji. Debiutuje w barwach Indonezji podczas grudniowych meczów Pucharu AFF (bierze w nim udział 10 najlepszych drużyn z regionu Azji Południowo-Wschodniej).

Przed pierwszym występem napięcie jest u niego wyczuwalne. Amat budzi też zainteresowanie mediów. Dzień przed spotkaniem z Kambodżą (2:1) dziennikarze otaczają go na stadionie.

Aparat, telefon, dyktafon, profesjonalna kamera. Każdy miał ze sobą, co tylko mógł i robił wszystko, by rejestrować to, co mówi książę Siau i przyszły filar defensywy drużyny narodowej.

Indonezja to kraj szalejący za piłką nożną. 250 milionów osób namiętnie podąża za tym sportem.

Tymczasem Amat rozegrał już cztery mecze w narodowych barwach. Nie awansował jednak do upragnionego finału Pucharu AFF, gdyż Indonezja przegrała w półfinale z Wietnamem 1:2.

"Musimy się pozbierać i walczyć dalej, bo jestem pewien, że wrócimy silniejsi niż kiedykolwiek" - zapewnił 30-latek na Instagramie.

Pierwsze koty za płoty. Rozpoczął się sezon ligowy w Malezji, wpadło kilka meczów, do tego robota na wyspie i znów trzeba się pakować na mecze reprezentacji. Przed Indonezją dwa towarzyskie mecze z Burundi (25 i 28 marca).

Formę szlifować trzeba. Za kilka miesięcy rusza Puchar Azji. Indonezja zagra w tej imprezie po raz pierwszy od 16 lat.

Starzy, dobrzy znajomi

Hiszpania nie da Amatowi o sobie zapomnieć. Espanyol, klub, w którym książę Siau spędził całą karierę juniorską i początek przygody z seniorskim futbolem, rusza na podbój Indonezji.

Meksyk, Chiny, Republika Południowej Afryki i Indonezja to bowiem cztery rynki, które Espanyol uważa za strategiczne dla dalszego rozwoju na poziomie sportowym i biznesowym, głównie poprzez tworzenie akademii, próbę komercyjnej synergii i zwiększanie liczby fanów.

"Badanie" Indonezji w wykonaniu Espanyolu jednak dopiero na poważnie się zacznie.
Życie Jordiego Amata przynosi falę zaskoczeń. Jeszcze rok temu nie pomyślałby o tym, że zostanie księciem i że jego losy z macierzystym klubem znów się powiążą.

Jordi konsumuje życie na swój sposób. Jego życiowa droga jest wyjątkowa jak wyspa, na której został księciem.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Awantura, wariograf, sąd i bunt arbitrów. Niebywała historia w polskiej piłce

Komentarze (0)