Leo Messi i "brudne" oblicze. Argentyna na to czekała

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / NurPhoto / Leo Messi musi wygrać mundial, by dorównać Diego Maradonie
Getty Images / NurPhoto / Leo Messi musi wygrać mundial, by dorównać Diego Maradonie
zdjęcie autora artykułu

W niedzielę Leo Messi na pewno zostanie bohaterem. Wiecznym, bo tylko Puchar Świata zapewnia w Argentynie nieśmiertelność. Albo tragicznym - jako największy geniusz futbolu, ale bez wykształcenia.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Z Kataru Mateusz Skwierawski[/b]

Argentyna nigdy wcześniej nie kochała Leo Messiego tak mocno. Gdy pytamy dlaczego, odpowiedź wykracza poza boisko. Argentyńczycy usychają bez fenomenalnych akcji i zwycięstw, ale potrzebują czegoś więcej - emocji. Mówią o sobie, że oprócz dobrego serca mają "brudne" oblicze. Demona ujrzeli także w swoim idolu.

Diego Tomasi, argentyński pisarz, tłumaczył mi, dlaczego Diego Maradona nie przestanie być w kraju ubóstwiany. Był geniuszem na boisku, gdy tylko miał ochotę, mijał rywali slalomem. Miał też wiele słabości. Życie poza murawą doprowadziło go do ruiny. Zażywał narkotyki, nadużywał alkoholu, awanturował się, oszukiwał, zdradzał. Nie skończył szkoły, dorastał w biedzie. Ale Argentyna kocha właśnie bohaterów niedoskonałych. Maradona miał sto wcieleń, jedną z twarzy każdego mieszkańca. Drugie mistrzostwo świata w historii (w 1986 r.) dał jej chłopak, z którym mógł utożsamiać się bogaty i biedny.

Dziękują mu, że jest

Messi jest zaprzeczeniem złego chłopca. Dorastał w warunkach przyzwoitej klasy średniej, nigdy nie był kontrowersyjny. Jest z kobietą, z którą zna się od piątego roku życia. Jeżeli robi gdziekolwiek zamieszanie, to na boisku, z piłką przy nodze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!

To się zmieniło. Mundial w Katarze pokazał drugie oblicze argentyńskiego gwiazdora. Obserwujemy człowieka, który w trakcie wywiadu obraża rywala. Który podchodzi do ławki Holandii i pokazuje trenerom, by przestali kłapać dziobem. A przed Louisem van Gaalem robi gest, który obiega cały świat. Tym turniejem Messi adoruje. Robi sceny, a za chwilę wraca z różą w zębach. Rozpalił ogromne uczucie w tym siedemnastoletnim związku z reprezentacją. Do tego stopnia, że dziennikarka w strefie wywiadów po prostu dziękuje mu, że jest.

- Naznaczyłeś wszystkich Argentyńczyków. Nie ma dziecka, które nie miałoby twojej koszulki. Nieważne, czy prawdziwej, czy podróbki. Zostawiłeś swój ślad w życiu każdego z nas. I to jest dla mnie coś więcej niż zdobycie mistrzostwa świata - mówiła Sofia Martinez.

By stać się wielkim w kadrze, Messi potrzebował jednak drużyny. Stworzyła się dlatego, bo właśnie on jej przewodzi. Może i jest małomówny, chadza swoimi ścieżkami, ale każdy jego gest jest dla kolegów z zespołu drogowskazem do działania. To Messi stanął w autokarze po przegranej inauguracji turnieju z Arabią Saudyjską (1:2) i natchnął resztę.

To również on dawał Argentynie tlen w kluczowych momentach. Z Meksykiem potrzebował pół metra przestrzenim, by zdobyć bramkę na 1:0. A gdyby nie tamta wygrana (2:0), Albicelestes mogli nie wyjść z grupy. Od 1/8 finału Messi w każdym meczu miał decydujący głos. Nie potrzebuje być jednak w centrum uwagi. Emiliano Martineza, bramkarza, wyściskał po wygranych karnych z Holandią czulej, niż własną żonę. Juliana Alvareza wyczochrał po golach z Chorwacją jak niesfornego malucha.

Messi i grupa łobuzów

Ten turniej jest dla Messiego wyjątkowy. Nie ze względu na gole, choć strzelił ich na mundialu najwięcej do tej pory (5). Argentyna w końcu jest jednością. Messi ma wokół siebie zapatrzonych w niego, zdolnych małolatów. Alvareza, który 10 lat temu, jako 12-latek, prosił go o zdjęcie.

Są nowi gracze, przyszłość tamtejszej piłki, jak Enzo Fernandez - o którym mówi się, że jest wielki jak śpiewak Carlos Gardel. W Argentynie nie ma większego komplementu. Są też łobuzy, jak Emiliano Martinez, który mówi, że chce wygrać Puchar Świata, by Messi spełnił marzenia. Oni wszyscy rzucili by się z pięściami, by bronić swojego kapitana. Mają w sobie w sobie pierwiastek chuligana, ale i dziecka. To grupą szczęśliwych chłopaków lecących pod trybuny po wygranych meczach. Po to, by pośpiewać z kibicami "muchachos", czyli piosenkę, która stała się hitem tych mistrzostw.

Zostanie bohaterem. Tylko jakim?

Słowa do niej powstały przed turniejem. Mówią o tym, jak fani opłakiwali przegrany finał w 2014 roku, ale łez już nie ma, bo Argentyna się podniosła, a Diego patrzy na Leo z nieba i go prowadzi. Tomasi, tamtejszy dziennikarz, jest pewny: Maradona na pewno się teraz uśmiecha. Bo jego "synek", którego trenował w kadrze i namaścił swoim następcom, w końcu pokazał rogi.

W niedzielę Messi na pewno zostanie bohaterem. Wiecznym, bo tylko Puchar Świata zapewnia w Argentynie nieśmiertelność. Albo tragicznym - jako największy geniusz futbolu, ale bez wykształcenia. Bez największej świętości dla Argentyńczyka, czyli zdobycia mistrzostwa świata.

Grał w Legii i zdobył medal na mundialu. "To był dla mnie ważny etap" Finał pocieszenia dla Chorwacji. Ta grupa przejdzie do historii

Źródło artykułu: WP SportoweFakty