Anna Woźniak: Opuściłeś boisko ze złamaną ręką, narzekałeś również na kolano. Nie wyglądało to najlepiej.
Adam Cieśliński: Teraz można się z tego już pośmiać, ale po meczu z Flotą na pewno nie było mi do śmiechu. Teraz w sumie też nie jest, bo przez tę rękę straciłem już pół sezonu w Ekstraklasie, gdy byłem jeszcze w ŁKS Łódź. Teraz znowu to się powtórzyło, ale mam nadzieję, że przez te 5-6 tygodni wyleczę uraz do końca i w następnej rundzie będzie lepiej. Po meczu przed oczami cały czas miałem zdjęcie rentgenowskie ze szpitala. Mało co do mnie wtedy docierało.
Na ręce masz założony opatrunek gipsowy i nadal utykasz na nogę?
Gdy leżałem jeszcze na murawie, na przemian łapałem się za rękę i za kolano. Gdy podbiegł nasz masażysta Tomasz Skrzypczak, nie wiedział, za co się najpierw zabrać. Początkowo myślał, że ręka jest tylko stłuczona, ale ja już wiedziałem, że na pewno jest pęknięta. Mając w pamięci poprzednie urazy, wiedziałem, że to nie jest drobny uraz.
Za półtora miesiąca gips zamienisz na ochraniacz?
Tak, teraz będzie wyglądało to tak, że przez rok po wyleczeniu kontuzji, będę musiał grać w specjalnym ochraniaczu, który już mi towarzyszył.
Kibice KSZO pamiętają cię z gry w ochraniaczu.
No tak. Jakbym grał w tym ochraniaczu cały czas, to jestem przekonany, że nic tak poważnego by się nie stało. To jest taka konstrukcja, że są tam specjalne wzmocnienia w postaci blaszek, w które jeśli ktoś uderzy, albo na nie upadnę, to z kośćmi nic się nie dzieje. A na pewno nie w takim stopniu, jak miało to miejsce w meczu z Flotą.
To było ostre wejście rywala?
Wydaje mi się, że uraz powstał od uderzenia przeciwnika w moją rękę, ponieważ jak upadałem, to już wtedy czułem ból. Nie wiem jak to dokładnie się stało, czy dostałem kolanem, czy jakoś inaczej, bo on wpadł na mnie i miałem tylko gwiazdki przed oczami. Wiedziałem już, że to jest ta ręka i przede wszystkim bałem się, czy wytrzyma ta płytka, która została mi wstawiona. Jeśli ona by pękła, czekałaby mnie kolejna skomplikowana operacja.
I co za tym idzie długa przerwa?
W Jagiellonii po operacji wracałem do zdrowia przez około 4 miesiące. Jeśli teraz również miałoby mi wypaść cztery, czy pięć miesięcy, to dla mnie byłoby to straszne. Chyba bym się załamał.
Jak przyjęła cię w domu narzeczona?
Kaplica. Otworzyła drzwi, zobaczyła mnie i usłyszałem z jej ust "tylko nie to". Tata również. W zasadzie wszyscy, którzy jakoś śledzą moje losy, widzieli, że ostatnio drużyna nieźle się prezentuje, zdobywa punkty, a tu po ostatnim meczu na wszystkich ans spadł taki zimny prysznic. Dwa razy już to przeżywałem, teraz trzeci, więc jestem już można powiedzieć przyzwyczajony i nie mogę się załamywać. Szczęście w nieszczęściu i cieszę się, że to tylko na tej jednej kości się skończyło. Sześć tygodni to nie jest tak strasznie długo. Potem jest praktycznie cały wolny listopad, później już są święta. To jest dużo czasu na przygotowanie się. Dużo na pewno nie stracę. To będzie około 7 kolejek. Gdybym miał pauzować pół roku, to dla mnie byłby dramat.
Kibice już odliczają dni do twojego powrotu na boisko.
Jak przychodziłem do KSZO, miałem kontuzję. Później jak to wyglądało, każdy dobrze widział. Mam nadzieję, że i tym razem powrót będzie równie udany.
Wsparcie na pewno jest potrzebne w takich chwilach?
Ojciec żartobliwie pytał po tym zdarzeniu, czy oby na pewno jeszcze chcę grać w piłkę. Oczywiście pytał żartobliwie. Moja odpowiedź była pozytywna. Wszyscy starają się mnie pocieszać. Teraz nie ma innej opcji, żebym grał lub trenował bez ochraniacza.
Czekają cię teraz jakieś konsultacje lekarskie?
Na tą chwilę, muszę udać się jeszcze do jakiegoś specjalisty i podpytać, co robić z tą ręką, jak ją wzmacniać. Myślałem, że z tą kością było już wszystko w porządku, natomiast wydaje mi się z perspektywy czasu, że trochę zaniedbałem stan mięśniowy tej lewej ręki. Trzeba będzie ją dodatkowo wzmocnić na siłowni i odbudować ją, żeby była taka jak prawa.