Z Dohy do Wenecji? W pół godziny Uberem

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Wenecja w Katarze
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Wenecja w Katarze

Zbudowali własną Wenecję, ale zapomnieli o włoskiej restauracji. W Katarze można zobaczyć kawałek stadionu San Siro i kupić romantyczną chwilę za 10 riali (12 złotych). Tyle wart jest kurs elektryczną gondolą.

[b]

Z Kataru Mateusz Skwierawski[/b]

Na wyspie Perła, wybudowanej za przeszło 15 miliardów dolarów, można trafić na wiele katarskich zachcianek. Jedną z nich jest miasto w mieście - Wenecja. Dzielnica Dohy, którą można obejść spacerem w niecałą godzinę, jest kalką najsłynniejszego na świecie miasta na wodzie. Katarska Wenecja ma już pięć lat, ale ciągle sprawia wrażenie oddanej do użytku kilka godzin wcześniej.

Wysprzątane na błysk ulice, bijące po oczach kolory. Nastrojowa muzyka rozchodząca się z głośników między kanałami. To wszystko przypomina "miejsce idealne", jest wręcz jak na planie filmowym.

Spacerując tam w ciągu dnia, brakuje tylko jednego - ludzi. Oczywiście są miejsca, w których mocniej podnosi się szmer rozmów, ale generalnie można poczuć się jak w jednym wielkim studiu nagrań. Scenografia dobrana idealnie pod kaprys reżysera, aktorzy gotowi, tylko akurat mają przerwę na papierosa i są za kamerami. Od porządkowych dowiadujemy się, że to miejsce ożywa dopiero po zmroku.

ZOBACZ WIDEO: Kolejna katastrofa na mundialu. To ich największy problem

Po co tracić czas?

Kto jednak bogatemu zabroni? Po co lecieć minimum osiem godzin samolotem do dalekiej Italii płacąc za bilet przynajmniej 2,5 tysiąca katarskich riali (ponad 3 tys. zł), skoro droga na Perłę z niemal każdego rejonu Kataru zajmuje Uberem maksymalnie pół godziny.

Można się czepiać bogaczy, że nie szczędzą pieniędzy na swoje fanaberie, ale trzeba im też jedno przyznać - precyzyjnie oddali klimat miasta.

Miasteczko "Qanat Quartier" powstało z uwielbienia do włoskiego stylu. W katarskiej Wenecji mnóstwo jest nawiązań do oryginału. Jest kopia mostu Rialto, choć w mniejszej skali, znajdziemy też głowę Lwa symbolizującą miasto. Po włosku opisane są nawet drogowskazy, nazwy miejsc i budynków z tłumaczeniem na arabski.

To szykowna okolica z czynszem od 3 tysięcy euro miesięcznie i mieszkaniami zaczynającymi się od 10 tysięcy euro za metr kwadratowy.

Paolo Tomaselli dobrze zna klimat oryginalnej Wenecji. Pochodzi z tego regionu, a w mieście kończył studia. Dziennikarz "Corriere della Sera" także wpadł z wizytą w "swoje" strony.

Gdzie ta melodia?

- Przyzwyczaiłem się, że w wielu miejscach starają się zbudować moje miasto po swojemu - uśmiecha się. - Repliki są choćby w Las Vegas czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ta katarska wygląda nieźle - ocenia. - Niektóre detale się zgadzają. Na przykład głowa Lwa czy też specyficzny układ okiem. Oprócz mostu Rialto jest też podobna plaża, na tyłach Perły. Taką samą mamy we Włoszech - wymienia.

Nie widać jednak zachwytu na jego twarzy. To dziwne. Namiastka kraju dla Włocha będącego sześć tysięcy kilometrów od domu powinna być jak zbawienie.

- Ładnie to zrobili, ale nie czuję klimatu - nasz rozmówca nie kryje rozczarowania. To "plastikowe miasto" - mówi. - Wenecja reprezentuje sobą coś niezwykłego w skali całego świata. W Dosze brakuje duszy, lekkości, melodii płynącej z dyskusji - gestykuluje.

Paolo Tomaselli - dziennikarz "Corriere della Sera"
Paolo Tomaselli - dziennikarz "Corriere della Sera"

Szef właśnie pływa

To prawda. W katarskim odpowiedniku nie ma zatłoczonych kawiarni, tłumu ludzi, a kuchnia jest kompletnie wymieszana, łączy smaki z całego świata - włoski, turecki, meksykański, marokański, francuski i chiński. Co jednak mocno osłabia urok tego miejsca, to fakt, że nie ma w nim ani jednej, typowej włoskiej restauracji. Nawet kawiarni!

Po ostatniej - Ciao Cafe - został tylko pusty lokal bez mebli w środku.

Obsługa tylko dziwnie patrzy, gdy pytamy o typowe włoskie restauracje. W kartach dań innych lokali znajdziemy pizzę czy makaron, ale rodowity Włoch nie zakręci nam ciasta na palcu.

Pierwsze tego typu miejsce znajdujemy dopiero 1,5 kilometra od katarskiej podróbki, ale w barze u Carluccio nie pracuje ani jeden przybysz z Italii. Szefem jest Włoch, w końcu, ale w czasie naszej wizyty akurat pływa ze znajomymi jachtem po zatoce.

Tu kończy się Wenecja. Po drugiej stronie wieżowce Dohy
Tu kończy się Wenecja. Po drugiej stronie wieżowce Dohy

Gondola za 10 riali

Włoskich akcentów jest w Katarze znacznie więcej. Bardziej groteskowo robi się w galerii handlowej Villaggio Mall w Khalifie. Do środka wchodzimy przez reprodukcję dachu stadionu piłkarskiego San Siro. W środku za 10 riali można kupić trochę romantyzmu. Tyle kosztuje kurs elektryczną gondolą wzdłuż sklepów z ubraniami. Wszystko w sztucznie zaaranżowanym ciągu domków pełniących rolę butików, namalowanego na suficie nieba i prowizorycznych kanałów.

- To wszystko za komercyjne - wymachuje rękoma Paolo Tomaselli. - Wszedłem tam i nie czułem zachwytu, nie powiedziałem "wow". Jest za idealnie - twierdzi. - Bardziej się śmiałem. Przyjedźcie do nas, jak chcecie zobaczyć coś niezwykłego. To "Fake City" - śmieje się.

- Jest to oczywiście interesujące, ale nie sposób porównać do oryginału. Klimatu miejsca nie odtworzą żadne pieniądze - dopowiada.

elektryczne gondole w galerii handlowej
elektryczne gondole w galerii handlowej

Brakuje tylko Włochów

Tomaselli obsługuje mistrzostwa świata od początku turnieju do końca. Ma na miejscu Wenecję, wiele włoskich restauracji. Do Kataru nie dojechała tylko reprezentacja Roberto Manciniego. Włosi nie dostali się na mundial drugi raz z rzędu. Ale za to mogą wypić filiżankę espresso, patrząc na prawdziwe gondole.

Stop! Tutaj kobieta nie wejdzie. Bryan dopilnuje
Tam stają się widzialni. I znów mają swoje święto
Katarczycy doceniają pracę Polek. "Znam cię, wiem skąd jesteś"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty