Cichy bohater reprezentacji już był skreślony. "Dostaje nowe życie"

PAP/EPA / Friedemann Vogel  / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Polski
PAP/EPA / Friedemann Vogel / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Polski

Na kilka dni przed mundialem Bartosza Bereszyńskiego osłaniał kordon policji. Na mistrzostwach świata to obrońca robi za ochroniarza - bramki reprezentacji Polski.

[b]

Z Kataru Mateusz Skwierawski[/b]

Bereszyński jechał na mundial w Katarze w ponurym nastroju. Cztery dni przed rozpoczęciem zgrupowania przed mistrzostwami świata nasz zawodnik nie mógł wydostać się z budynku klubowego. Razem z kolegami z Sampdorii Genua czekali ponad dwie godziny, aż wściekły tłum kibiców odpuści. Fani Sampdorii głośno protestowali ze względu na fatalne wyniki zespołu. Żeby piłkarze mogli bezpiecznie opuścić klubowy budynek, musiała interweniować policja. Kordon włoskich carabinieri osłaniał zawodników w drodze do wyjścia.

Nowe życie

- Nie była to dla mnie łatwa sytuacja - mówi Bereszyński. - Grasz co trzy dni, przegrywasz, jesteś na dnie tabeli. Wszystko przekładało się na atmosferę w szatni, to były trudne chwile - opowiada obrońca reprezentacji.

Ale raptem kilka dni później Bereszyński należał do najlepszych zawodników na boisku w spotkaniu sparingowym z Chile (0:0). Tym występem Bereszyński przekonał Czesława Michniewicza, by selekcjoner postawił na niego na mundialu.

Zawodnik opowiada o przemianie mentalnej. - Reprezentacja to dla mnie inny świat - mówi. - Po kilku dniach z drużyną narodową czułem inne emocje, jakby tamte złe rzeczy nie istniały. Nawet rodzina zauważyła zmianę w moim zachowaniu. Bliscy mówili mi, że bije ode mnie inna energia - tłumaczy "Bereś".

Obrońca czekał wiele lat, by wskoczyć na stałe do składu reprezentacji. Prawa strona boiska była dożywotnio zarezerwowana dla Łukasza Piszczka. Bereszyński musiał być cierpliwy. Od debiutu w kadrze (2013 r.) czekał pięć lat, aż "Piszczu" zakończy karierę w kadrze. Ale gdy Piszczek zszedł ze sceny po mundialu w Rosji, pozycja Bereszyńskiego dalej była niepewna.

ZOBACZ WIDEO: Michał Pazdan chwali Wojciecha Szczęsnego. "Życie mu oddało"

Fatalne Euro 2020

Zawodnik był "rzucany" z prawej na lewą stronę obrony. Choć nie do końca czuł się tam najlepiej i sygnalizował to otwarcie, to jednak bardziej zależało mu na występach i potrafił się dostosować.

- To nigdy nie będzie moja pozycja, ale kilka udanych spotkań na lewej stronie udało się zagrać. Choćby ze Szwecją w barażach o mundial, z Włochami - wylicza piłkarz.

Bereszyński przede wszystkim zawiódł jednak na ostatnim dużym turnieju. Podczas Euro 2020 był spóźniony, dawał się łatwo ogrywać. Pierwszy gol ze Słowacją (1:2) obciąża jego konto. Ze Szwecją (2:3) też popełniał rażące błędy. Zawodnik nie czuł się dobrze w ustawieniu z trójką obrońców. Wydawało się, że przejście na nową taktykę na stałe odsunie go od składu kadry. Zwłaszcza, że później pojawili się Matty Cash i Nikola Zalewski.

- Tydzień temu nikt nie chciał, żebym grał w reprezentacji - uśmiecha się Bereszyński. - Ale spokojnie, ja znam swoją jakość, po prostu ciężko pracowałem - dopowiada.

Po dwóch meczach na mundialu Bereszyński jest cichym bohaterem kadry. Bardzo dobrze zatrzymuje ataki rywali i nic nie robi sobie z tego, że występuje na lewej obronie. - Dla mnie dobry wślizg jest jak gol, choć fajnie byłoby kiedyś zdobyć ładną bramkę - komentuje. - Robert jak zawsze - strzela sobie brameczki. Wojtek świetnie broni, dla niego to też ważny turniej. A ja staram się, by nasz bramkarz miał tych interwencji jak najmniej - mówi skromnie.

Najważniejszy moment w karierze

Bereszyński wie, że to być może jego najważniejszy moment w karierze. Zawodnikiem mocno interesuje się AS Roma, zimą otwiera się okno transferowe, a jego klub - Sampdoria - jest głównym kandydatek do spadku (jest przedostania i ma siedem punktów straty do bezpiecznej strefy). Dlatego Bereszyński gra mimo problemów mięśniowych.

- W pierwszej połowie meczu z Meksykiem poczułem ból w mięśniu dwugłowy. Udało się to zniwelować, choć wiedziałem, że wystąpię w kolejnym spotkaniu - puszcza oko. - Natomiast z Arabią znowu miałem z tym problem. W przerwie meczu leżałem na kozetce, masażyści działali. Ale udało się wytrzymać do końca - dodaje.

Kolejny mecz nasza reprezentacja rozegra w środę 30 listopada z Argentyną. Po dwóch meczach Biało-czerwoni mają cztery punkty i są na pierwszym miejscu w swojej grupie.

Robert Lewandowski zaskakuje. "Poczułem to już na hymnie”

Komentarze (0)