Tak jak można było się spodziewać, Polacy podeszli do swojego inauguracyjnego spotkania w sposób skrajnie zachowawczy, ograniczając się do przerywania akcji rywali i sporadycznych prób akcji ofensywnych.
- W pierwszej połowie w ogóle nie mieliśmy środka pola, ale nic dziwnego, skoro piłki latały nad naszymi pomocnikami, a nie przechodziły przez nich. Cały czas graliśmy długimi podaniami od obrońców lub Wojtka Szczęsnego. Kiedy już się udało coś przegrać przez środek, to od razu mieliśmy momenty, tak jak wtedy, gdy wypracowaliśmy karnego - zwraca uwagę Bartosz Bosacki.
Potencjał w kajdanach
Okazało się, że ściąganie presji i zmniejszenie oczekiwań do minimum, które stało się po towarzyskim starciu z Chile udziałem Grzegorza Krychowiaka, zadziałało. Na murawie królował bowiem minimalizm i ostrożność, ale remis z Meksykiem można, zdaniem Bartosza Bosackiego, przyjąć za dobrą monetę.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert ocenia pomocnika. "Spalił się"
- Te pierwsze mecze zawsze są trudne i w sumie tego mogliśmy się spodziewać. Mówili o tym nasi piłkarze, mówił selekcjoner. Wiedzieliśmy, że nie ma co liczyć na piękną, ale efektywną grę i myślę, że ten efekt w postaci remisu udało się osiągnąć - kontynuuje 20-krotny reprezentant Polski.
Wydawać by się mogło, że po tym jak swój mecz z Argentyną sensacyjnie wygrała Arabia Saudyjska, Biało-Czerwonym tym bardziej będzie zależało na dobrym otwarciu i trzech punktach, które dałyby im niezwykle korzystną pozycję wyjściową przed rywalizacją o awans do 1/8 finału.
Tymczasem w założeniach Czesława Michniewicza nic się nie zmieniło. Bojaźń, nadmierna ostrożność, brak wykorzystania ofensywnego potencjału, który przecież niewątpliwie mamy i który po raz kolejny został zakuty w kajdany. - Wygrana Saudyjczyków chyba nie miała większego wpływu na naszych piłkarzy. Oni dobrze wiedzieli jaki jest plan i co mają robić - mówi Bosacki.
- Utwierdzam się jednak w przekonaniu, że najłatwiejszy mecz, szczególnie patrząc przez pryzmat tego jak wyglądała Arabia Saudyjska w swoim pierwszym starciu, to będzie ten z Argentyną. Ona będzie jednak bitym faworytem, od którego będzie się wymagać i wtedy faktycznie mamy szansę się przyczaić i spróbować swoich sił w kontratakach - tłumaczy bohater meczu z Kostaryką na MŚ 2006.
Więcej odwagi
Czy jednak w drugim meczu turnieju reprezentacja Polski zagra inaczej? A może trener Michniewicz wyłoży na stół dokładnie te same karty co przeciwko Meksykowi. - Myślę, że powinniśmy zagrać odważniej. Margines kalkulacji znacząco się nam zmniejszył i trzeba będzie podjąć większe ryzyko. Spoglądając na ostatnie inauguracje mundiali to wyłącznie przegrywaliśmy i fajnie, że udało się przełamać tą niemoc, ale teraz przed nami drugie spotkanie, gdzie trzeba już będzie użyć innych argumentów - mówi.
Drugie spotkania grupowe na wielkich imprezach w wielu przypadkach były dla Polski w XXI wieku tymi z kategorii "o być albo nie być". Bosacki był w takiej sytuacji w 2006 roku, kiedy to reprezentacja po porażce z Ekwadorem, w kolejnym meczu musiała urwać punkty Niemcom. Wtedy się nie udało, ale aktualna sytuacji zdaniem byłego obrońcy jest zgoła odmienna.
- Mamy wielu doświadczonych zawodników i myślę, że to nie będzie dla nich problem. Dla kilku z nich to już kolejny duży turniej, wiedzą z czym to się je i jak sobie radzić z presją. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że to jest zupełnie inne granie niż w eliminacjach, ligach czy europejskich pucharach. To są mistrzostwa świata - przypomina.
Za wcześnie na oceny?
Zmiana nastawianie na nieco mniej bojaźliwe, a bardziej ofensywne, to jedno. Pytanie czy wraz z tym powinny pójść roszady personalne. Wydaje się bowiem, że nie wszystkim udało się przeciwko Meksykowi udźwignąć presję związaną z występem na największej piłkarskiej imprezie czterolecia. W opinii Bosackiego wystawianie laurek zawodnikom po jednym meczu nie jest wskazane.
- Za wcześnie na takie osądy i ja sobie na takie coś na razie nie pozwolę - stwierdził stanowczo. - To był jednak bardzo trudny i specyficzny mecz. Oczywiście, można krytykować Piotrka Zielińskiego, ale w spotkaniu z Meksykiem więcej obserwował piłkę niż nią grał. Dobrze z kolei wiemy, że on czuje się najlepiej wtedy, kiedy dostanie ją do nogi - dodaje.
Przed starciem z Arabią Saudyjską musimy więc zaufać osądowi i wyborom trenera Michniewicza: - Myślę, że selekcjoner odpowiednio zareaguje na to jak jego piłkarze będą się zachowywali przez kilka najbliższych dni. To będzie bardzo ważne, by ocenić ich funkcjonowanie, także poza treningiem, przez pryzmat tego co po prostu dzieje się w grupie. Nie ma co ukrywać, przygotowanie fizyczne jest ważne, ale na takiej imprezie musi również dowieźć głowa.
Grzegorz Garbacik, WP SportoweFakty