Van den Brom wprost o występie bramkarza. "Nie wszystko zagrało tak, jak powinno"

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: trener John van den Brom
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: trener John van den Brom

John van den Brom podsumował występ Artura Rudko w przegranym 1:3 meczu ze Śląskiem Wrocław. - Przy drugim golu zdarzył się Arturowi błąd, to jest sytuacja oczywista - przyznał opiekun poznańskiego Lecha.

W 1/16 finału "Kolejorz" przystąpił do zmagań w Fortuna Puchar Polski. Lech Poznań był faworytem meczu i przegrał 1:3 ze Śląskiem Wrocław przed własną publicznością. Ekipa prowadzona przez Johna van den Broma pożegnała się z pucharowymi rozgrywkami.

14 sierpnia poznański zespół poniósł ostatnią porażkę na krajowym podwórku, wówczas spotkanie ze Śląskiem zakończyło się rezultatem 0:1. Wrocławianie są niewygodnym rywalem dla aktualnych mistrzów Polski.

- Minęło sporo czasu od kiedy ostatnio przegraliśmy mecz. Jeśli dobrze sprawdziłem, ostatni mecz w Polsce przegraliśmy także ze Śląskiem Wrocław, więc wychodzi na to, że z tym rywalem nie gra nam się dobrze. Ten puchar to były dla nas oczywiście ważne rozgrywki. Boli nas, że z nich odpadamy, bo przede wszystkim jest to jedna z najkrótszych dróg do zajęcia miejsca w europejskich pucharach. Uważam, że zagraliśmy dobrze pierwszą połowę, strzeliliśmy w niej tylko jednego gola, natomiast początek drugiej połowy też był niezły, okazja Gio Citaiszwilego i świetna interwencja bramkarza rywali, to trzeba mu oddać, ale od tego momentu było już w naszym wykonaniu coraz gorzej. Ostatnie minuty to już nie był taki zespół, jaki ja chciałbym oglądać. Nie widziałem drużyny, która chce tu walczyć o zwycięstwo, który chce awansować. To mnie boli, bo zależało nam tym awansie i możemy bardzo żałować, że nie udało się go wywalczyć - oznajmił van den Brom na pomeczowej konferencji prasowej.

Terminarz Lecha jest niezwykle napięty, jednak szkoleniowiec nie chciał szukać wymówek. Jak przyznał van den Brom, Lech chciał awansować do kolejnej rundy niewielkim nakładem sił.

ZOBACZ WIDEO: Polskie kluby zarobią na mundialu? "To duża kwota"

- Na pewno nie była to kwestia natłoku meczów, że brakowało nam energii. Patrząc w dane na bieżąco, widzimy, że jesteśmy dobrze przygotowani pod tym względem. Nie ma z tym problemu. Musimy znaleźć powód, dlaczego tak to wyglądało w drugiej części spotkania dzisiaj. Może rzeczywiście nasze podejście było takie, że uda nam się to zrobić zbyt łatwo, że dając z siebie 60-80 procent osiągniemy nasz cel. Widzimy, że tak nie było. Kiedy nie dajesz z siebie maksimum, nie wygrywasz pojedynków, starć. To jest coś, czego ja jako trener nie mogę zaakceptować - wypalił.

Antybohaterem meczu okazał się Artur Rudko. Ukraiński bramkarz mógł zachować się lepiej po strzale Erika Exposito z rzutu wolnego i popełnił katastrofalny błąd przy pierwszym trafieniu Johna Yeboaha.

- Nie byłem do końca zadowolony, jeśli chodzi o postawę Artura. Widzieliśmy, że Filip Bednarek ma problemy zdrowotne, ale tak naprawdę decyzja, że dzisiaj zagra Artur zapadła już wcześniej, niezależnie od sytuacji z urazem Filipa. Przy drugim golu zdarzył się Arturowi błąd, to jest sytuacja oczywista. To nie był łatwy strzał, ale Artur ma świadomość tego, że tutaj nie wszystko zagrało tak, jak powinno i ten gol padł. Musimy pamiętać, że przegrywamy jako cały zespół - tłumaczył Holender.

90 minut rozegrał 19-letni Maksymilian Pingot. - Wszyscy znają zasady rozgrywek, że przynajmniej jeden młodzieżowiec musi być na boisku. Dzisiaj zdecydowaliśmy się na Maksymiliana Pingota. Myślę, że sytuację miał o tyle łatwiejszą, że zagrał obok doświadczonego Antonio Milicia. Maks spisał się OK, choć nie było to łatwe. To był poprawny występ Pingota. Może nie było to coś wybitnego, ale zrealizował to, czego od niego oczekiwaliśmy. Sądzę, że to ważne, że nasi młodzi zawodnicy występują coraz więcej, mogą się rozwijać, zbierać doświadczeni. Liczymy na Maksa w kolejnych spotkaniach - skomentował van den Brom.

Spotkanie z Lechem było szczególnie ważne dla Ivana Djurdjevicia, który swego czasu był piłkarzem i trenerem tej drużyny. Priorytetem Serba był awans do kolejnej rundy rozgrywek pucharowym.

- Przyjechaliśmy tutaj wiedząc, że Lech złapał swój rytm i staje się drużyną na miarę swoich możliwości, z dużym potencjałem. Może nie najlepiej grał w ostatnich meczach, ale wygrywał. Dzisiaj chcieliśmy przede wszystkim zagrać dobry mecz, żeby to dobrze wyglądało. Najważniejsze było przejść dalej, co się ostatnio w naszym klubie nie udawało. Zazwyczaj odpadaliśmy w tej pierwszej rundzie, a gdy znaleźliśmy się już w drugiej, chcieliśmy awansować dalej. Bardzo dobrze weszliśmy w mecz, wcześniej mieliśmy z tym problemy. To tylko trochę wkurzyło Lecha, który natychmiast pokazywał swoją siłę, jeśli chodzi o budowanie ataków i finalizację. Dużo nas to kosztowało zdrowia, później bramka na 1:1 i kilka dobrych interwencji obrońców czy bramkarza - wspominał Djurdjević.

Lech miał mnóstwo sytuacji bramkowych, lecz między słupkami gości bardzo dobrze spisywał się Rafał Leszczyński. Trener Śląska wyróżnił też zdobywcę dwóch bramek, Johna Yeboaha.

- W przerwie lekka korekta ustawienia. Skorygowaliśmy kilka problemów w linii obrony. Wyszliśmy na drugą połowę agresywnie, z wysokim pressingiem, co wydaje mi się, że też zaskoczyło Lecha. Lech w drugiej połowie nie zdominował nas jak w pierwszej, to my z biegiem czasu nabieraliśmy pewności siebie i jakości w grze. Bramka na 1:1 tylko nam to potwierdziła. Myślę, że Lechowi też bardzo ciężko było jakkolwiek zareagować. Można powiedzieć, że czerwona kartka zrobiła dla nas jeszcze większą robotę. Byliśmy skupieni i skoncentrowani, żeby ten wynik obronić. Pracujemy nad tym, żeby te relacje w zespole były mocne. Uważam, że jak ktoś się znajduje w momentach finalizacji i strzela bramki, to on jest bohaterem. Leszczu... Rafał Leszczyński pomógł wtedy, kiedy miał pomóc. Yeboah strzelił, kiedy miał strzelić. Cały zespół pracował bardzo dobrze - zaznaczył.

Drużynę przyjezdnych osłabił Łukasz Bejger. W 87. minucie defensor został ukarany drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką. - Łukasz to jest młody chłopak. Przerwał taką akcję, która mogła dla nas być niebezpieczna. Musi popełniać błędy. Tworzymy takie warunki, a nie inne, żeby zawodnicy mogli te błędy popełniać, nie powtarzać ich za bardzo. Nie powtórzył błędu, bo ostatnio dostał czerwoną bezpośrednią, teraz drugą żółtą. Widać jakiś postęp, także spokojnie - żarty trzymały się Djurdjevicia po zwycięstwie w Poznaniu.

Czytaj także:
Zespół Krystiana Bielika urwał punkty faworytowi
Wesoły mecz Bayernu. Polacy błysnęli w Pucharze Niemiec

Komentarze (0)