A mnie się wydaje, że po prostu nasz napastnik jeszcze się mentalnie nie wyprowadził z Bayernu do Barcelony.
Kibice mają to do siebie, że szybko się denerwują nieskutecznością Roberta. No bo jak to jest, że do tej pory tak łatwo strzelał, a teraz nie strzela. Popsuł się. I to nagle. Zaczynają się martwić, jak to będzie w reprezentacji Polski na mundialu w Katarze.
Na dodatek bębenek nastrojów podbija niezawodny Jan Tomaszewski. Pan Janek ma to do siebie, że w wypowiedziach jest zawsze ostry, bezkompromisowy i jeńców nie bierze. Już po trzech sparingach Barcelony rozgrywanych w amerykańskim upale, bohater z Wembley ma swoje wnioski. I śmiało się nimi dzieli z czytelnikami "Super Expressu".
ZOBACZ WIDEO: Tego zagrania nikt się nie spodziewał! Tylko bezradnie patrzyli na piłkę
- Nie strzelał "setek" i... śmiał się; nie wiem, czy sam z siebie, czy do losu. Ten uśmiech na twarzy świadczy o tym, że Robert jest na krawędzi psychicznej - opowiada pan Janek i wtedy dopiero zaczyna wiać grozą.
Przeciętny czytelnik popularnej bulwarówki, który do tej pory głównie liczył, ile kasy ten "Lewy" zarabia, teraz dowiaduje się, że jednak nie płacą Polakowi za darmo. Musi "pakować" rywalom gole. I to najlepiej jednego za drugim. Zresztą Tomaszewski też to mówi: - Życzę mu trafienia w sparingu z meksykańską drużyną w Pucharze Gampera. A wręcz obowiązkiem będzie gol - a najlepiej hat-trick! - na inaugurację ligi z Rayo Vallecano - twierdzi były bramkarz reprezentacji. Trzeba przyznać, że wysoko zawiesił poprzeczkę.
Pana Janka dobrze się słucha, bo jest wyrazisty. Kiedyś w jednej stacji telewizyjnej, jak zrobili badania rynku, to im wyszło, że Tomaszewskiego z uwagą oglądają i słuchają nawet gospodynie domowe, które nie mają żadnego pojęcia o piłce, bo "Tomek" opowiada całym sobą. Podnosi głos, sam sobie zadaje pytania i szybko znajduje na nie odpowiedzi. Przy tym krzywi się, marszczy, gestykuluje i obficie poci na czole. No to ogląda się jak prawdziwy spektakl. Można się z panem Jankiem nie zgadzać, ale trzeba go posłuchać.
Mnie osobiście trudno się zgodzić z tezą, że Lewandowski jest na "krawędzi psychicznej" (cokolwiek by to miało oznaczać).
Znamy Roberta dobrze: gdy nie strzela goli, szybko się frustruje, chodzi podminowany, wszyscy widzą i czują jego niezadowolenie. Przekonał się tym nawet selekcjoner Jerzy Brzęczek. Ale frustracja i niezadowolenie to jeszcze nie funkcjonowanie na krawędzi psychologicznej.
Lewandowski mocno nas rozpieścił. Oczekiwania są takie, że jak się Robert gdzieś pojawi, to wejdzie tam razem z drzwiami i orkiestrą. Szybko się adaptuje do nowych okoliczności, strzela gole, a jego niedzielni fani - ci, którzy znają go głównie z rozkładówek w gazetach bulwarowych - mogą spokojnie czytać opowieści o tym, ile to pieniędzy Robert ma już odłożonych na kupce.
W Barcelonie niestety początek ma trudniejszy. Co prawda na razie są to jedynie sparingi, ale kibice już się denerwują. Moim zdaniem stanowczo przedwcześnie.
Dla Lewandowskiego Barcelona to nowe środowisko. On nie był przygotowany na chaos, jaki tam zastanie. Od kłopotów z numerem na koszulce, po brak wcześniejszej informacji, że w Katalonii podatki są wyższe niż np. w Madrycie, co było dla Polaka nieprzyjemnym zaskoczeniem.
Bayern funkcjonował jak dobrze prosperująca korporacja. A Barcelona nadal jest pogrążona w pewnym niedowładzie organizacyjnym. Robert musi się nauczyć żyć hiszpańską manianą, czyli filozofią spieszenia się powoli. Inny kraj, inna kultura, inne obyczaje.
Moim zdaniem to, co przeszkadzało Robertowi w czasie amerykańskiego tournée Barcelony najbardziej, to fakt, że nie zamknął za sobą drzwi po Monachium. I nadal te drzwi źle zamyka. Wypowiedzi do mediów o tym, że w Bayernie nie wszyscy byli z nim szczerzy, że się rozczarował, był oszukiwany itp., nie są dobrym podsumowaniem jego ośmiu udanych sportowo lat w Bawarii. Te słowa nie były potrzebne. Odpowiedź dyrektora sportowego Bayernu Hasana Salihamidzicia była miażdżąca: - Ojciec nauczył mnie, że kiedy wychodzisz, nigdy nie zamykasz drzwi tyłkiem. Lewandowski jest na najlepszej drodze, by właśnie to zrobić - mówił.
Zostawiając z boku dyskusję o tym, którą częścią ciała Robert to robi, to ważne, żeby te drzwi w końcu rzeczywiście domknąć. Bayern to już przeszłość. Rozdrapywanie ran nie pomoże. A teraz "Lewemu" potrzebna jest koncentracja wyłącznie na sprawach sportowych.
Zresztą do kogo w ogóle był ten komunikat o złych relacjach z działaczami Bayernu? Przecież kibice Barcelony i tak będą Roberta rozliczać wyłącznie ze strzelanych goli. Zupełnie tak samo jak pan Janek Tomaszewski i jego fanki.
To, co się wydarzyło w Monachium, zostaje w Monachium.
Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty
Barcelona nadal nie zarejestrowała Lewandowskiego! Na co czekają Katalończycy? >>
Zaskakujący transfer. Mistrz świata w drugiej lidze >>