Warszawska Prokuratura Regionalna dwa lata prowadziła śledztwo w sprawie Cezarego Kucharskiego. W 2020 roku trafiło do niej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Kucharski, według Roberta Lewandowskiego, próbował wyłudzić od niego 20 mln euro. Były agent gwiazdy Barcelony ma odpowiedzieć za "szantaż".
Kucharski, zdaniem prokuratury, od września 2019 przez rok miał kilkakrotnie grozić zawodnikowi Bayernu, że rozpowszechni informacje dotyczące rzekomych nieprawidłowości w rozliczeniach podatkowych spółki należącej do Lewandowskiego. Dowodem w sprawie są nagrania rozmów pomiędzy sportowcem a Kucharskim. Ujawnił je "Business Insider".
"O jakiej my emocjonalnie mówimy kwocie?" - słychać na nagraniu Lewandowskiego. Agent odpowiada, że o 20 mln euro. "Tyle jest jakby warty, myślę, twój spokój, nie?" - zasugerował były reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO: Ten filmik obejrzało już milion ludzi. A Ty?
"No to ja ci powiem, że kelner ci powiedział zero euro. To jest to samo. Czarek, przestań" - słyszymy przez chwilę głos Lewandowskiego, który w końcu pyta wprost, za co Kucharski chce 20 mln euro.
"Za to, że będę krył do końca życia, że ty i twoja żona jesteście oszustami podatkowymi" - mówi agent.
Nagrania nieautentyczne? Jest opinia biegłego
Kucharski, któremu grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności, od początku nie przyznaje się do zarzutów. Podkreśla, że rozmowy z Lewandowskim były elementem toczących się negocjacji ws. zakończenia wspólnych interesów. Przekonuje, że gotowe było już porozumienie, a do wypracowania pozostała tylko kwota, którą miał ustalić z zawodnikiem.
Aktualnie wobec Kucharskiego są stosowane środki zapobiegawcze - poręczenie majątkowe w kwocie 500 tys. zł oraz zakaz zbliżania i kontaktowania się z pokrzywdzonymi.
18 maja Prokuratura Regionalna w Warszawie wniosła akt oskarżenia do sądu. Na początku lipca adwokaci Kucharskiego odpowiedzieli na zarzuty śledczych. Główna linia obrony to podważenie autentyczności nagrań, na których utrwalono "szantaż".
Dowodem ma być opinia pozasądowa przygotowana przez Arkadiusza Lecha, krakowskiego biegłego z dziedziny informatyki i fonoskopii. Wskazuje on: "Analiza audytywno-pomiarowa w obrębie całego nagrania wykazała miejsca wskazujące na utratę ciągłości zapisu - nieciągłości sygnału tła akustycznego oraz sygnału mowy o niejednoznacznym charakterze, pozbawiając tym samym nagranie cech autentyczności" - czytamy w liczącej 69 stron opinii.
Lech zwraca uwagę, że nagranie wtedy jest autentyczne, gdy jest ciągłe i wiernie oddaje przebieg całego zdarzenia, czyli mowę oraz tak zwane tło akustyczne. A prokuratura dysponuje czterema plikami cyfrowymi audio, które zawierają inne fragmenty tego samego zdarzenia.
- Ujawnił to biegły pracujący na zlecenie prokuratury, który wskazał, że z najdłuższego nagrania zostały wycięte trzy krótsze. Ale przecież to z trzech krótkich fragmentów mógł powstać jeden długi. My tego nie wiemy, więc jak tu mówić o autentyczności? Jeśli ktoś dokonuje świadomej ingerencji w nagranie, tnie, wycina, przycina, rodzi się pytanie: w jakim celu? - podkreśla Lech. - Zaszła więc ingerencja w plik źródłowy, która nie powinna mieć miejsca, a tym samym poprzez niewłaściwe zabezpieczenie urządzenia oraz edycję w zapisy pierwotne został przerwany łańcuch dowodowy - uważa biegły.
Twierdzi, że wszystkie zaburzenia sygnału tła akustycznego i sygnału mowy oraz brak badań pozostałych trzech plików, wymagają przeprowadzenia badań pamięci wewnętrznej urządzenia źródłowego, przy pomocy którego dokonano rejestracji.
- Na obecnym etapie przeprowadzono badanie tylko i wyłącznie kopii jednego, a nie czterech plików. Z uwagi na ujawnione miejsca wskazujące na utratę ciągłości zapisu należało uznać, że nagranie zostało pozbawione cech autentyczności - wyjaśnia nam Lech.
Prokuratura: Utwory nie zostały poddane jakimkolwiek modyfikacjom
Jeszcze na etapie śledztwa dziennik "Fakt" pytał prokuraturę o autentyczność nagrań. - Z opinii biegłego wynika jednoznacznie, że zarejestrowane utwory, a tym samym treści rozmów, nie zostały poddane jakimkolwiek modyfikacjom na poziomie informatycznym - odpowiedział rzecznik prokuratury prok. Maciej Saduś.
Na sprawę inaczej patrzy jednak Lech. Twierdzi, że autentyczność nagrania może zbadać jedynie biegły od fonoskopii a nie informatyk. - Biegły Waldemar Chodasiewicz nie wykazał żadnych zakłóceń, a one istnieją. W nagraniu poddanym badaniu audytywno-pomiarowemu występuje kilka takich miejsc. Jeśli ktoś orientuje się, jakie są elementy wpływające na kwestie utraty autentyczności, to wie, że nagła utrata czy zmiana sygnału tła akustycznego, a akurat podczas tej rozmowy w tle między innymi był odtwarzany utwór Mieczysława Fogga, wskazuje, że należy przeprowadzić badanie urządzenia źródłowego. Nie można bowiem wykluczyć, że ktoś mógł coś ważnego powiedzieć, a ingerencja w zapis mogła pozbawić nagranie tej wypowiedzi. Trzeba ustalić, jakie były przyczyny tych zakłóceń - uważa Lech.
Obrońcy Kucharskiego w odpowiedzi na akt oskarżenia podkreślają, że wszystkie opinie zamówione przez prokuraturę powstały w trakcie badań na kopiach nagrań.
"Badaniom powinno być objęte urządzenie pierwotne (telefon Roberta Lewandowskiego), w którego pamięci zalegają nagrania dowodowe. Błędy popełnione w zabezpieczaniu urządzeń dowodowych i podczas analizy a nadto uruchamianie i edycja plików przed zrobieniem kopii binarnych, skutkowały przerwaniem łańcucha dowodowego, co - w ocenie obrony - dyskredytuje autentyczność samych nagrań, a w ślad za tym rzetelność ich transkrypcji oraz sposób wprowadzania wspomnianych dokumentów do materiału dowodowego" - czytamy w piśmie przygotowanym przez mec. Krzysztofa Waysa.
Obrońcy zwracają też uwagę na to, że w obu zapisach nagrania (jeden sporządzili pełnomocnicy piłkarza, drugi prokuratura) występują "literówki" w tych samych miejscach.
Zapytaliśmy o te wątpliwości prokuraturę, jednak otrzymaliśmy odpowiedź, że obecnie gospodarzem postępowania jest Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia.
W maju prokuratura wydała jednak komunikat, w którym odnosiła się do kwestii autentyczności nagrań. "W toku śledztwa uzyskano opinię biegłego z zakresu informatyki, który poddał badaniom urządzenia pendrive oraz telefony komórkowe przekazane przez pokrzywdzonego. Biegły potwierdził tożsamość plików zapisanych na urządzeniach rejestrujących z plikami przekazanymi na wstępnym etapie postępowania oraz stwierdził brak ingerencji informatycznej w przekazane pliki danych.
Następnie przekazane nośniki danych zostały poddane badaniom fonoskopijnym przez biegłego z Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Jak wynika z opinii biegłego, nie ustalono występowania w dowodowych nagraniach żadnych śladów montażu".
Z kolei Tomasz Siemiątkowski, który reprezentuje Lewandowskiego, dodaje: - Każda osoba oskarżona ma prawo do obrony, a jej argumenty nie muszą być oparte o prawdę. W rzeczywistości jednak nie ma żadnych wątpliwości co do autentyczności nagrań - uważa mecenas.
Na razie nie został wyznaczony termin pierwszej rozprawy.
Paweł Figurski, WP SportoweFakty