Obie drużyny rozpoczęły ten pojedynek niezwykle ostrożnie, dzięki czemu w pierwszych kilku minutach dominowały faule i straty z obu stron. Mistrzowie olimpijscy objęli prowadzenie 4:3 i nic nie zapowiadało późniejszej fatalnej dyspozycji podopiecznych Sergio Hernandeza. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki koszykarze z Ameryki Południowej zaczęli grać fatalnie: pudłowali rzuty z prostych pozycji oraz w dziecinny sposób tracili piłki. Nie mogli tego faktu nie wykorzystać zawodnicy z NBA, wśród których brylował przede wszystkim Kobe Bryant. 18 punktów z rzędu spowodowało ogromne prowadzenie głównych faworytów do olimpijskiego złota - 21:4. Na dodatek kontuzji nabawił się lider Argentyńczyków, Manu Ginobili, którego zastąpił także nie w pełni zdrowy Andres Nocioni. W końcówce kwarty celne "trójki" Amerykanów pozwoliły im nawet objąć 20-punktowe prowadzenie!
Druga połowa rozpoczęła się od dwóch efektownych akcji Chrisa Paula, po których podopieczni Mike'a Krzyzewskiego prowadzili już 34:13. Argentyna wzięła się jednak do roboty i coraz agresywniejsza gra powodowała problemy w szeregach USA. Szczególnie dobrze spisywał się Nocioni, który przejął pałeczkę lidera od kontuzjowanego Ginobiliego. Amerykanie przez dobrych kilka minut nie potrafili zdobyć punktu, a po stronie rywali niespodziewanie pierwsze skrzypce zaczęli odgrywać rezerwowi - Juan Gutierrez oraz Alfredo Quinteros. Momentalnie znalazło to odzwierciedlenie na tablicy wyników, gdzie rezultat brzmiał już tylko 37:29. Przez chwilę prowadzenie powiększył Bryant, lecz końcówka należała znów do Albicelestes, a konkretnie Luisa Scoli. Podkoszowy Houston Rockets zdobył w tej kwarcie aż 10 punktów, dzięki czemu zrobiło się 40:46. Ostatecznie jednak po trzech celnych rzutach wolnych w wykonaniu Carmelo Anthony'ego Amerykanie schodzili do szatni z 9-punktowym zapasem.
Najpotężniejszy na parkiecie Dwight Howard rozpoczął druga połowę meczu od dwóch skutecznych akcji, co ponownie zwiększyło prowadzenie do 13 "oczek" - 53:40. Przełamał się także LeBron James, który w pierwszych 20 minutach był zupełnie niewidoczny. W miarę upływu czasu spotkanie zaostrzyło się; nie brakowało spięć podkoszowych w szczególności z udziałem Carmelo Anthony'ego. Tempo meczu nieco osłabło, a to za sprawą mnożących się fauli i niezliczonej ilości rzutów wolnych, dzięki którym podopieczni Mikeaa Krzyzewskiego oddalili się na bezpieczną odległość. Wspominany już skrzydłowy Denver Nuggets świetnie spisywał się w tym elemencie, będąc nieomylnym we wszystkich 13 próbach! W końcówce deficyt zmniejszył Carlos Delfino, specjalista od rzutów z dystansu. Ostatecznie przed finałową kwartą obrońcy tytułu przegrywali różnicą 14 "oczek".
Na jej początku "King James" dwukrotnie przedziurawił kosz Albicelestes zza linii 6,25 m, co pozwoliło powiększyć prowadzenie do 17 punktów. Amerykanie znów jednak popadli w chwilowy letarg, oddając inicjatywę w ręce rywali. Ci nie zastanawiali się długo i nie mając nic do stracenia, ruszyli do odrabiania strat. Świetny tego dnia Scola i Quinteros odrobili część strat, co zwiastowało ciekawą końcówkę. Niestety w niej wyraźnie dostrzegalny był już brak zarówno Ginobiliego, jak i Nocioniego, który z powodu kłopotów z faulami spędził na parkiecie zaledwie 17 minut. Ostatnie chwile należały już do USA a w szczególności duetu Dwyane Wade - Chris Bosh, który kontrolował wydarzenia na parkiecie do ostatnich sekund. Dzięki temu mistrzowie olimpijscy nie obronią tytułu wywalczonego przed czterema laty i w spotkaniu o brązowy medal potykać się będą z Litwą. Amerykanie tymczasem kilka godzin później zmierzą się z Hiszpanią, a stawką będzie medal z najcenniejszego kruszcu.
USA - Argentyna 101:81 (30:11, 19:29, 29:24, 23:17)
USA: C. Anthony 21, L. James 15, D. Wade 12, K. Bryant 12, C. Paul 12, C. Bosh 11 (10 zb), D. Howard 10, D. Williams 6, J. Kidd 2, C. Boozer, T. Prince 0, M. Redd 0.
Argentyna: L. Scola 26 (11 zb), C. Delfino 19, A. Quinteros 12, A. Nocioni 10, J. Gutierrez 6, P. Prigioni 3, M. Ginobili 2, F. Oberto 2, R. Gonzalez 1, A. Porta 0, L. Gutierrez 0.