Początek meczu był niezwykle wyrównany. Nie ma jednak się co dziwić. Obie ekipy mają w składzie wielu świetnych graczy. Argentyna to w końcu obrońcy tytułu z Aten, zaś Rosjanie to aktualni mistrzowie Europy. Częściej na prowadzenie wychodzili jednak podopieczni Sergio Hernandeza. Przełomowe była druga część tej partii. Wówczas to mistrzowie olimpijscy sprzed 4 lat przystąpili do ataku - niezwykle skutecznego. Znakomite wykorzystanie Luisa Scoli, a także Andresa Nocioniego było kluczem do sukcesu. To właśnie ci gracze byli tego dnia zdecydowanie najlepiej dysponowani. Podkoszowy Houston Rockets, a niegdyś TAU Ceramici Vitorii bez najmniejszych problemów przedzierał się w pole 3 sekund i z dziecinną łatwością dziurawił kosz. Natomiast skrzydłowy Chicago Bulls był nieomylny - trafiał bowiem ze 100 procentową skutecznością. Ostatecznie inauguracyjna partia zakończyła się zwycięstwem błękitno-białych 27:16.
Całkiem inny obraz gry przybrała druga partia. Była ona już zdecydowanie bardziej wyrównana. W końcu przebudził się lider Sbornej - Andrei Kirilenko. Nieźle prezentował się Sergey Bykov, który w poprzednich spotkaniach znajdował się w cieniu Johna Roberta Holdena. Zawodnik Dynama Moskwa razem ze wspomnianym już wcześniej graczem Utah Jazz doprowadził do zmniejszenia poniesionych w pierwszej odsłonie strat. Im bliżej było końca pierwszej połowy tym szybciej topniała przewaga obrońców tytułu. Nieco ponad minutę przed końcem Rosjanie zbliżyli się już na różnicę zaledwie 2 punktów. Jednak Argentyńczycy w porę się przebudzili i w ostatnich sekundach dwukrotnie trafiali z półdystansu. Najpierw uczynił to Scola, zaś kilka chwil później rozgrywający teamu z Ameryki Południowej - Pablo Prigioni. Tym samym mistrzowie Europy schodzili do szatni z 6-punktowym deficytem.
Po powrocie na parkiet znów swój styl gry narzucili Argentyńczycy. Różnił się on jednak w dużym stopniu od tego co pokazali oni w spotkaniu z Chorwacją. Przede wszystkim nie poświęcali oni już tak wielkiej uwagi grze obronnej. Ale tego dnia nie było mocnych na nich. Kolejne oczka do swojego dorobku (jak i drużyny) dopisywał Nocioni, który w pierwszej połowie miał ich uzbierane aż 14 (tyle samo co Scola). Trwała niesamowita passa tego koszykarza - nadal 100 procentowa skuteczność. Podopieczni Davida Blatta dzielnie trzymali się blisko przeciwnika, ale tylko przez chwilę. Kolejny okres świetnej gry w ataku sprawił, że obrońcy tytułu w ekspresowym tempie odskoczyli na kilkanaście punktów. Pewni swego Argentyńczycy pozwolili jednak w drugiej części trzeciej "ćwiartki" przeciwnikom na - jak się okazało - zbyt wiele. Rosjanie należą do teamów, którym nie można pozwolić na dużą swobodę, albowiem bezlitośnie wykorzystają swoje atuty w ataku. Tak też się stało - cztery minuty przed końcem tej partii było 16 oczek przewagi zespołu zza oceanu, ale partia ta zakończyła się już tylko 8 punktowym prowadzeniem podopiecznych Hernandeza.
Z takim właśnie deficytem ostatnią odsłonę rozpoczęli Rosjanie. Zawodnicy izraelskiego trenera prowadzącego obecnie Dynamo Moskwa, a wcześniej Efes Pilsen Stambuł nie mając nic do stracenia ruszyli do ofensywy. Obrońcy tytułu nie grali już tak w defensywie jak to miało miejsce w poprzednich spotkaniach, a to dało Sbornej swobodę w ataku. Nie minęła nawet 30 sekund a już na tablicy widniał wynik 72:68. Minutę później było już tylko 73:72 dla Argentyńczyków. Ale mistrzowie olimpijscy z Aten potwierdzili, że są nie do zatrzymania. Z niesamowitą łatwością raz po raz błękitno-biali dziurawili kosz. W efekcie czego niespełna 2 minuty przed końcową syreną prowadzili oni 87:79. Rosjanie mieli z każdą chwilą coraz większe problemy z rozegraniem skutecznej akcji. Wszystko to za sprawą zacieśnionej defensywy rywala, a także własnej indolencji. Ostatecznie spotkanie zakończyło się zwycięstwem teamu Sergio Hernandeza 91:79.
To było spotkanie dwóch aktorów. Luis Scola pokazał, że sezon spędzony w NBA sprawił, że stał się on jeszcze bardziej kompletnym graczem. Często łapał on wiele fauli, nie trafiał w najważniejszych momentach tymczasem w pojedynku z Rosjanami kompletnie tego nie było widać. Podkoszowy Houston Rockets zapisał na swoje konto aż 37 oczek oraz zebrał 8 piłek. Warto dodać, że jest to najbardziej okazała zdobycz punktowa podczas turnieju olimpijskiego. Drugim zawodnikiem, który zagrał fantastycznie był Andres Nocioni. Przez bardzo długi okres czasu miał on 100 procentową skuteczność zarówno rzutów z gry jak i wolnych. Dopiero w samej końcówce jego rzuty nie wpadały do kosza, ale i tak zakończył mecz z dorobkiem 19 oczek (4/4 za 3) i 9 zbiórek. W cieniu tych dwóch koszykarzy znaleźli się Emmanuel Ginobili oraz Pablo Prigioni. Jednak dla rozgrywającego TAU Ceramici Vitorii był to i tak bardzo znakomity występ - 11 punktów, 10 asyst. W szczególności ilość asyst robi wrażenie. W ekipie mistrzów Europy brylowali Andrei Kirilenko (23 oczka, 9 zbiórek, 3 asysty) i znaturalizowany John Robert Holden (19 punktów, 5 asyst).
Argentyńczycy zajęli ostatecznie 2. miejsce w grupie A i tym samym w ćwierćfinale zmierzą się oni z Grecją. Natomiast Rosjanie uplasowali się dopiero na 5. pozycji i nie awansowali do kolejnej fazy rozgrywek.
Argentyna - Rosja 91:79 (27:16, 18:23, 27:25, 19:15)
Argentyna: Scola 37 (8 zbiórek), Nocioni 19 (9 zb.), Ginobili 12, Prigioni 11 (10 asyst), Gutierrez 5, Gonzalez 4, Delfino 3, Porta 0, Kammerichs 0, Quinteros 0.
Rosja: Kirilenko 23 (9 zb.), Holden 19 (5 as.), Bykov 10, Vorontsevich 10, Savrasenko 6, Monya 4, Morgunov 2, Samoylenko 2, Keyru 2, Pashutin 1, Fridzon 0.