Joanna Mazur miała plan na swój finałowy start w Paryżu. Chciała nieco zamieszać na początku i pozwolić grupie się wyprzedzić, a potem zaatakować i dogonić zmęczonych rywali. Tak jednak do końca się nie udało. Polka i partnerujący jej Michał Stawicki, który jest jej przewodnikiem, są szóstą parą na świecie.
Zwyciężyła Yayesh Gate Tesfaw z Etopii, ustanawiając w tym biegu rekord świata (4.27,68), druga na mecie była Chinka He Shanshan, a trzecia Louzanne Coetzee z RPA.
Mazur i Stawicki w 2017 roku na tym dystansie zdobyli mistrzostwo świata. Jednak od tamtej pory wiele się zmieniło. W międzyczasie u biegaczki zdiagnozowano depresję.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak trenuje najlepszy klub Europy
- Miało nas tu nie być. Ostatni rok to moja walka z depresją. Więc choć to 6. miejsce nie jest sukcesem sportowym, to fakt że przetrwaliśmy wspólnie tak trudny okres, to wielki sukces naszego zespołu - mówiła po biegu (cytat za Michałem Polem, attache prasowym reprezentacji Polski na igrzyska paralimpijskie w Paryżu).
Sportsmenka wyznała, że sama nie rozumiała, co się z nią dzieje. - Czytałam o depresji, ale sądziłam, że jak ktoś ją ma, to ma po prostu gorszy czas i przejdzie. Jak przeziębienie. Dopiero kiedy mnie dotknęła, zrozumiałam jaka jej towarzyszy bezradność - wyjaśniła.
Na tym samym dystansie w poniedziałek do wtorkowego finału (również w klasie T11) awansował Aleksander Kossakowski z przewodnikiem Krzysztofem Wasilewskim.
Czytaj też:
"To jest jakiś przebrany lis". Polski paraolimpijczyk ostro o złotym medaliście
Dostają nawet 15 tys. zł miesięcznie od rządu. I to przez dwa lata