Luis Felipe Scolari: Odpowiedzialność biorę na siebie, ale nawet Niemcy nie wyjaśnią tego wyniku

Selekcjoner Canarinhos zapewnia, że całą odpowiedzialność za "katastrofę" bierze na siebie. - Przepraszamy i równocześnie zrobimy wszystko, by wygrać mecz o trzecie miejsce - zapowiada.

Przed pierwszym gwizdkiem Luiz Felipe Scolari zapowiadał, że jego zespół jest w stanie poradzić sobie z absencją Thiago Silvy oraz Neymara i stawić czoła reprezentacji Niemiec. Porażka 1:7 z trzykrotnymi mistrzami świata pokazała jednak, że Brazylijczycy bez dwóch największych gwiazd byli zdecydowanie zbyt słabi, by pokonać zdyscyplinowaną taktycznie drużynę Joachima Loewa.

- Kto ponosi odpowiedzialność? Ja. Można oczywiście dzielić winę za tę katastrofę, ale osobą podejmującą decyzje, wybierającą taktykę i skład byłem ja - przyznaje szczerze Scolari, pod wodzą którego Canarinhos w 2002 roku triumfowali na mundialu.
[ad=rectangle]
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, próbowaliśmy wypaść jak najlepiej. Trafiliśmy jednak na świetnie dysponowany zespół niemiecki i nie zdołaliśmy odpowiednio zareagować na tracone gole. Sześć, może siedem minut rozstrzygnęło tę rywalizację - tłumaczy.

W ocenie Scolariego o wyniku zadecydowały przede wszystkim umiejętności kadrowiczów Loewa. - Nawet Niemcy nie wyjaśnią tego wyniku, ale jest on przede wszystkim efektem jakości ich gry, za co należy im się ogromny szacunek - przekonuje.

David Luiz i spółka zawiedli na całej linii brazylijskich kibiców, ale ich droga na mundialu jeszcze się nie zakończyła. - Proszę Brazylijczyków o wybaczenie za ten występ. Jesteśmy wdzięczni fanom, którzy wspierali nas nawet wtedy, gdy przegrywaliśmy różnicą pięciu, sześciu czy siedmiu goli. Przykro nam, że nie dotarliśmy do finału, ale postaramy się wygrać mecz o trzecie miejsce. Wciąż mamy o co walczyć - zapewnia.

Brazylia w finale pocieszenia zagra 12 lipca na Estadio Nacional de Brasilia. Jej rywalem będzie Argentyna bądź Holandia. Canarinhos na najniższym stopniu podium uplasowali się w 1938 oraz 1978 roku.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: