Grzegorz Garbacik
Terapia mundialem, czyli wybawienie
Powołanie do reprezentacji i zagranie z nią w finałach MŚ jest marzeniem każdego młodego chłopaka, który zaczyna przygodę z futbolem. To, co dla jednych jest spełnieniem wielkiego snu, dla innych może się okazać wybawieniem. Powołaniem, które ma moc ratowania ludzkiego życia. O tym właśnie opowiada historia angielskiego obrońcy Danny'ego Rose'a.
O gigantycznej presji, która towarzyszy sportowcom, powiedziano i napisano już wiele. Jedni sobie z nią radzą, inni nie potrafią, jednak na całe szczęście mijają już czasy, kiedy obawiano się o tych problemach rozmawiać, uważając je za wstydliwe i narażające na publiczny ostracyzm.
Poważnie do tematu podeszli m.in. Andre Gomes, który przyznał się niedawno do depresji, w którą popadł z powodu bezustannego wyszydzania go za słabą grę w Barcelonie, a o swoich kłopotach publicznie opowiedział również Per Mertesacker, były kapitan Arsenalu i człowiek, który ponad sto razy wystąpił w reprezentacji Niemiec. Medialna spowiedź była dla nich niczym oczyszczenie, udanie się do wszechmocnego kapłana, który jednym słowem może ich przywrócić na właściwą drogę. Być może właśnie tego brakowało Robertowi Enke, który z powodu tej ciężkiej choroby targnął się na własne życie.
Akt odwagi
Milczeć nie zamierzał wspomniany Rose, który po niezwykle trudnych miesiącach zdobył się na odwagę i po tym jak finalnie znalazł się w 23-osobowej kadrze Anglików na mundial, doszedł do wniosku, że warto zabrać głos. Ktoś mógłby teraz zapytać, jakie to problemy może mieć 27-letni piłkarz, który wcale nie znajduje się na świeczniku i nie musi sobie radzić z presją wielkich oczekiwań. Otóż może mieć dużo powodów do zmartwień, które rozpoczęły się w najbanalniejszy sposób, jeśli chodzi o sportowca, a więc od kontuzji. Uraz kolana Rose’a, który początkowo miał pozbawić go zaledwie kilku tygodni gry, przerodził się w wielomiesięczną przerwę naznaczoną błędną diagnozą lekarzy, którzy próbowali leczyć Anglika zachowawczo, a po czterech miesiącach stwierdzili, że niezbędna będzie operacja. - To były czarne dni. Nie chciało mi się chodzić na zajęcia rehabilitacyjne i najchętniej kładłem się spać, kiedy tylko wracałem do domu. Moi przyjaciele namawiali mnie do różnych wyjść i aktywności, ale ja wolałem spać - powiedział podczas głośnego wywiadu udzielonego "The Telegraph".
Cóż, kontuzja jest czymś zupełnie normalnym w sporcie, zdarza się lepszym i gorszym, nie ma reguły. Gorzej, jeśli w czasie, kiedy nie możesz uprawiać swojej ukochanej dyscypliny, na głowę spadające dodatkowe kilogramy w postaci kolejnych negatywnych historii. Tak właśnie było w przypadku Rose'a i kto wie, być może nie dowiedzieliby się o nich nawet najbliżsi Anglika czy w końcu jego klub,gdyby nie publiczna spowiedź. - Brałem mnóstwo tabletek na depresję, a do tego zastrzyki z kortyzonu. To było po prostu nie do zniesienia, kiedy moi koledzy z boiska ogrywali Manchester United czy Arsenal, a ja nie mogłem nawet trenować.
Kumulacja
Co więc takiego działo się w życiu Rose’a podczas wielomiesięcznej rehabilitacji? Jego brat został napadnięty we własnym domu i o mało go nie postrzelono, powiesił się wuj, a matka padła ofiarąrasizmu tuż przed furtką swojego ogródka. Nic więc dziwnego, że gdy obrońca znalazł się w końcu na liście piłkarzy powołanych na mistrzostwa świata, zabronił swojej rodzinie podróży do Rosji. Anglik nie był po prostu w stanie znieść myśli, że najbliżsi mogliby zostać napadnięci na tle rasowym podczas swojego pobytu.
(...)
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Senegal. Fatalne nastroje w Moskwie. Kołodziejczyk: "to co usłyszałem, nie napawa optymizmem"