Mundial 2018. Więcej niż turniej. Najważniejszy mecz Oscara Tabareza

PAP/EPA / Khaled Elfiqi / Oscar Tabarez
PAP/EPA / Khaled Elfiqi / Oscar Tabarez

Wybitny trener, wielbiciel Che Guevary i poważnie chory człowiek. Oscarowi Tabarezowi groził paraliż do końca życia i uzależnienie od pomocy innych. Wziął los za rogi, zaczął rehabilitację i wciąż prowadzi Urugwajczyków. Już po raz czwarty na MŚ.

Pod koniec 2016 roku Oscar Tabarez usłyszał diagnozę: postępujące od czasu Copa America osłabienie mięśni spowodował zespół Guillaina-Barrego. Choroba z kręgu rzadkich, dotyka ok. 2 na 100 tys. osób. Własny organizm niszczy osłonki mielinowe nerwów, a co za tym idzie, spowalnia przewodzenie impulsów do mięśni. Najczęściej punktem zapalnym jest przebyta infekcja, która inicjuje nadmierną odpowiedź układu immunologicznego. W cięższych przypadkach nie kończy się na porażeniu kończyn. Choroba może zająć nerwy klatki piersiowej, spowodować niewydolność oddechową, a w konsekwencji śmierć.

Przykuty do wózka

- Nie poddam się. Będę kontynuował pracę dopóki wyniki są zadowalające. W moich kontaktach z graczami nic się nie zmieniło - zapewniał. Był wtedy uzależniony od elektrycznego wózka, osłabienie mięśni postępowało od stóp w górę.

Cierpi na chroniczną postać zespołu, w najlepszym przypadku po wielomiesięcznej rehabilitacji będzie mógł się usamodzielnić.

- Nie żyję z bólem. Czasami neuropatia (zapalenie nerwów - przyp. red.) powoduje problemy podczas chodzenia. To przewlekła dolegliwość, raz czuje się lepiej, raz gorzej - wyjaśniał.

Minęło 1,5 roku, Tabarez z pomocą asystenta, z kulą łokciową w ręce, pokonał schody na stadionie w Jekaterynburgu i wolnym krokiem udał się na ławkę. Luis Suarez i Edinson Cavani wymieniali ostatnie spostrzeżenia, Egipcjanie przebierali nogami. 71-letni szkoleniowiec, poważnie schorowany człowiek, rozpoczął swój czwarty mundial w roli trenera od zwycięstwa 1:0. Jednocześnie wspiął się na drugie miejsce w klasyfikacji wszech czasów, tylko Otto Rehhagel prowadził zespół na MŚ w starszym wieku. Dla Urugwajczyków już dawno stał się legendą.

Che

Pierwszą kadencję zakończył po MŚ 1990, 1/8 finału uznano za rozczarowanie. W 2005 roku ponownie mu zaufano, choć nie pracował w zawodzie cztery lata. Tak odczuł niepowodzenia w Boca Juniors, że popadł w depresję i nie mógł patrzeć na futbol. Pomimo głosów sprzeciwu, trener przejął reprezentację skompromitowaną w eliminacjach MŚ 2006. Z niemieckiego turnieju wyeliminowali ją Australia, drużyna z zaścianka, od 32 lat nieobecna na mundialu.

Tabarez wziął zespół w obroty, wprowadził wojskowy rygor do szatni. W końcu właściwie od zawsze jest zagorzałym sympatykiem nauk latynoskiego rewolucjonisty, Che Guevary. Nawet nazwał córkę na cześć partnerki bohatera kubańskiej rebelii. Przyświeca mu motto "Musisz stawać się coraz twardszym, nie tracąc czułości". Oczywiście autorstwa Che.

Swoje nauki i filozoficzne podejście do życie próbował krzewić podczas pracy trenerskiej. Szczególnie we Włoszech, gdzie nieźle radził sobie w Cagliari, za to fatalnie w Milanie. Nie pasował mentalnie do wielkiego klubu, nie dotarł do gwiazd i szybko wyjechał do kraju. W Mediolanie nie napracował się wiele, ale Rossoneri, gdy tylko dowiedzieli się o chorobie, puścili w świat wiadomość:

- Nie zapominamy o jego kompetencji i profesjonalizmie, którym cechował się w Mediolanie. Życzymy mu wszystkiego najlepszego w oczekiwaniu na dalsze informacje na temat choroby.

Tak bardzo szanują go na świecie.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Senegal. Ostry komentarz prosto z Moskwy. "Drżę przed niedzielnym spotkaniem"

Nauczyciel

Kochają go przede wszystkim rodacy. Piłkarze skoczyliby z nim w ogień, ma do nich doskonałe podejście, może dlatego, że na początku kariery uczył w szkole wychowania fizycznego. Wprowadzał do kadry wszystkich obecnych liderów: Luisa Suareza, Edinsona Cavaniego, Diego Godina. Dokładnie monitował rozgrywki młodzieżowe, tam dostrzegł największe pokłady, z czasem sam czuwał nad szkoleniem juniorskich kadr.

- Stworzył wszystko, co osiągnęliśmy. Urugwaj jest szanowany na świecie dzięki niemu - stwierdził bramkarz Fernando Muslera.

Początek lepszych czasów tamtejszej piłki akurat zbiegł się z przyjściem Tabareza. Odmłodzony zespół dostał się na MŚ 2010, zrobił tam furorę, dotarł do półfinału i zajął czwarte miejsce. W ojczyźnie witano ich jak triumfatorów.

Od tego czasu Urugwajczykom nie wiedzie się tak znakomicie, MŚ 2014 zakończyli w 1/8 finału, ponieśli klęskę w Copa America, ale w Rosji wspaniała generacja piłkarzy może przypomnieć się światu. Ze stopniowo wpuszczaną do szatni świeżą krwią i Tabarezem na ławce. Przewodnikiem, wychowawcą i piłkarskim guru.

Źródło artykułu: