Pierwsza połowa była marnym widowiskiem. Na boisku działo się niewiele, a w poczynaniach obu drużyn dominowało raczej wyczekiwanie na błąd rywala, a nie chęć przejęcia inicjatywy. Jako pierwsi groźną sytuację stworzyli Słowacy, jednak w zagraniu Jana Duricy sporo było przypadku. Obrońca gospodarzy próbował centrować w polskie pole karne, ale głęboko wstrzelona piłka leciała wprost pod poprzeczkę i Artur Boruc zmuszony był wybić ją na rzut rożny.
Biało-czerwoni odpowiedzieli sześć minut później. Na strzał po ziemi z ok. 20 metrów zdecydował się Paweł Brożek. Piłka sunęła po murawie dość kąśliwie, jednak ostatecznie minęła słupek w odległości metra. Pierwsza naprawdę składna akcja w tym meczu miała miejsce dopiero w 28. minucie. Po wrzutce z lewej strony boiska Brożek zachował się bardzo przytomnie i klatką piersiową zgrał piłkę do nadbiegającego Euzebiusza Smolarka. Napastnik Boltonu Wanderers być może zdobyłby gola, ale jeden z obrońców zablokował jego strzał.
Z pierwszej części spotkania warto odnotować jeszcze niecelne uderzenie przewrotką Marcina Wasilewskiego z 36. minuty oraz najgroźniejszą akcję Słowaków, którzy dobrze skontrowali biało-czerwonych. Po szarży Petera Pekarika na prawej stronie boiska, doskonałą sytuację miał Robert Vittek. Napastnik gospodarzy poślizgnął się jednak w momencie oddawania strzału, w efekcie fatalnie spudłował.
Po zmianie stron obraz gry nie uległ żadnej zmianie. Gra obu drużyn nadal była szarpana i pozbawiona jakiegokolwiek ładu. Na taki stan rzeczy z pewnością miała wpływ murawa, która nie była zbyt dobrze przygotowana. Nieco lepiej jednak czuli się na niej Słowacy, którzy nie oddawali wprawdzie groźnych strzałów, ale sprawniej radzili sobie na skrzydłach, kilkakrotnie posyłając groźne centry w nasze pole karne.
W 61. minucie gospodarzom udało się już jednak uderzyć i to na tyle groźnie, że zapachniało golem. W długi róg huknął Erik Jendrisek i piłka minęła słupek bramki wyciągniętego jak struna Boruca w bardzo niewielkiej odległości. Gospodarze wyczuli szansę na zwycięstwo i starali się odważniej zaatakować. W 67. minucie znów przed szansą stanął Jendrisek, który uderzał z najbliższej odległości po rzucie rożnym. Napastnik Słowaków postawił jednak na siłę, a nie precyzję, w efekcie w dość groteskowy sposób chybił celu.
I gry wydawało się, że to gospodarze są bliżsi otwarcia wyniku, przepiękną kombinacyjną akcję przeprowadzili podopieczni Leo Beenhakkera. W 70. minucie Jakub Błaszczykowski znakomicie zagrał futbolówkę za plecy obrońców wprost do Brożka. Ten, stojąc oko w oko ze Stefanem Seneckym, nie zdecydował się na strzał, lecz odegrał do nadbiegającego Smolarka. To była dobra decyzja, bowiem napastnikowi Boltonu Wanderers pozostało tylko wepchnąć piłkę do pustej bramki, dzięki czemu nasi piłkarze ucieszyli liczną grupę polskich kibiców na stadionie w Bratysławie.
Selekcjoner reprezentacji Słowacji natychmiast zareagował na niekorzystny rezultat i wprowadził na boisko drugiego napastnika - Martina Jakubko. Kilka minut później na murawie pojawił się również Branislav Obzera. Ale nie ci zawodnicy odmienili losy meczu. Zrobił to, występujący od 1. minuty, Stanislav Sestak. Najpierw w 85. minucie wpakował piłkę do siatki po fatalnym błędzie Boruca i Dudki, którzy pogubili się we własnym polu karnym. Obrońca AJ Auxerre nie potrafił wyekspediować futbolówki poza szesnastkę, a golkiper Celtiku Glasgow, zamiast ją złapać, kopnął wprost pod nogi rywala. Wyglądało to komicznie...
W kuriozalny sposób Polacy stracili też drugiego gola. Po wrzutce z prawej strony boiska, Dudka interweniował tak niefortunnie, że strącił piłkę na słupek. Jak lis na taką okazję czyhał Sestak, który z najbliższej odległości wpakował futbolówkę do siatki, budząc prawdziwą ekstazę wśród kibiców gospodarzy. Mało kto w słowackim obozie wierzył bowiem, że po utracie gola w 70. minucie, nasi rywale będą jeszcze w stanie wygrać.
W doliczonym czasie gry remis dla biało-czerwonych mógł jeszcze uratować rezerwowy Robert Lewandowski, lecz jego strzał rozpaczy okazał się niecelny. Kilkadziesiąt sekund później sędzia Bertrand Layec zagwizdał po raz ostatni i porażka ekipy Leo Beenhakkera stała się faktem. W tak kuriozalny sposób reprezentacja Polski nie przegrała już dawno. Bo choć gra Polaków w Bratysławie była przeciętna, to przy prowadzeniu 1:0 wydawało się, że nic złego nie może im się stać. Do 85. minuty Słowacy nie przeprowadzili żadnej składnej akcji, wykorzystując tylko i wyłącznie katastrofalne błędy polskiej defensywy.
Środowa porażka sporo kosztowała zespół Leo Beenhakkera, który nie jest już liderem grupy 3 eliminacji MŚ. Na 1. miejsce z dorobkiem 9 pkt. awansowali bowiem Słowacy. Polska natomiast ma o dwa oczka mniej i, ex aequo ze Słowenią, plasuje się na pozycji wicelidera.
Słowacja - Polska 2:1 (0:0)
0:1 - Smolarek 70'
1:1 - Sestak 85'
2:1 - Sestak 86'
Składy:
Słowacja: Senecky - Pekarik, Petras, Durica, Cech, Zabavnik (83' Kozak), Sestak, Separa (72' Jakubko), Hamsik, Jendrisek (80' Obzera), Vittek.
Polska: Boruc - Wasilewski, Żewłakow, Dudka, Wojtkowiak, Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski, Murawski (65' Garguła), Roger (89' Robert Lewandowski), Smolarek, Brożek (84' Krzynówek).
Żółte kartki: Zabavnik, Jakubko (Słowacja) oraz Wojtkowiak (Polska).
Sędzia: Bertrand Layec (Francja).
Widzów: 12 000.